Tesla

Tesla niebawem może się kojarzyć z kawą i hot dogami

Maciej Sikorski
Tesla niebawem może się kojarzyć z kawą i hot dogami
Reklama

Na czym zarabiają stacje benzynowe? Pytanie podchwytliwe, bo paliwa nie są najważniejszym źródłem zysków: one przyciągają klientów, lecz to sprzedaż innych artykułów zapewnia pieniądze. Tesla doskonale zdaje sobie z tego sprawę i zamierza rozbudowywać swoje stacje ładowania akumulatorów - staną w towarzystwie sklepów i restauracji. Celem jest nie tylko zdobycie dodatkowych środków, ale też wypełnienie klientom czasu potrzebnego na "zatankowanie" samochodu.

Tesla nie jest już tylko firmą motoryzacyjną. Sama to wyraziła m.in. przez zmianę nazwy. Wszak teraz zajmuje się też produkcją akumulatorów, dostarczaniem ich domom i przedsiębiorstwom, instalacją dachów solarnych, tworzeniem spójnych systemów energetycznych. A na tym nie koniec. Dlatego nie dziwią specjalnie słowa jednego z top menedżerów korporacji, który pojawił się na imprezie branży... restauracyjnej.

Reklama


Firma Elona Muska chce, by superchargery pojawiały się w towarzystwie sklepów i restauracji. Przy czym Tesla nie zamierza ich sama stawiać, nie zajmie się sprzedażą kotletów, kanapek i napojów - będzie szukać partnerów. Czy to może dziwić? Niekoniecznie - przecież taki model stosują już stacje benzynowe, prócz paliwa oferują jedzenie, alkohol, papierosy, prasę, akcesoria do samochodów, zabawki i masę innych produktów. Trzeba jednak mieć na uwadze, że to biznes stacji benzynowych, a nie koncernów motoryzacyjnych - Tesla będzie zatem ciekawym przypadkiem, gdy jedna firma sprzedaje samochód, zasilanie dla pojazdu i "dorabia" przy tankowaniu. Im więcej będzie aut tej marki na ulicach, tym większe środki powinny płynąć z dwóch ostatnich źródeł.

Trzeba przyznać, że w przypadku tego producenta ten model będzie się ciekawie uzupełniać: tankowanie samochodu elektrycznego trwa dłużej, niż spalinowego, więc jest większa szansa na to, że kierowca zdecyduje się na kawę, obiad czy zakup gazety. Jednocześnie jednak tworzenie takiej rozbudowanej sieci superładowarek sprawia, że zakup elektryka staje się mniej bolesny - człowiek ma świadomość, że nie będzie musiał stać przy ładowarce przez pół godziny, znajdzie sobie jakieś zajęcie. Może się okazać, że te 30 minut ładowania akumulatorów szybko upływa, gdy skorzysta się z toalety, wypije szklankę soku i przejrzy książki na półce w sklepie. Mniej bolesne będą głosy w stylu "ty stoisz pół godziny na stacji, a ja tankuję w 3 minuty i jadę". I to się zapętla: masz co robić przez pół godziny, wiec jest większa szansa, że zostawisz na tej rozbudowanej stacji więcej pieniędzy...


Zakładam, że firma Muska nie będzie narzekać na brak partnerów. Jednocześnie trzeba mieć na uwadze, że ten temat nie dotyczy jedynie producenta z USA - w Polsce z rozwojem elektromobilności wiąże się spore nadzieje, a jedną z podstawowych kwestii jest tu stworzenie infrastruktury. Będzie kiepsko, jeśli zacznie przybywać ładowarek dla elektryków, ale pojawią się one w szczerym polu czy na słabo rozwiniętych parkingach. Należy w tym miejscu brać przykład z Tesli: to zapewnia dodatkowe zyski i zachęca ludzi do kupowania samochodów elektrycznych. Nie można też zapominać o stacjach do ładowania aut w centrach miast. Także i w tym kierunku zmierzają Amerykanie, niedawno zaprezentowali nawet nowy typ ładowarek przeznaczony dla mocno zabudowanej przestrzeni. Tesla nie śpi. Ciekawe, jak będzie na to reagować konkurencja?

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama