Jakiś czas temu na AW pojawił się tekst poświęcony firmie Dell i jej planom dotyczącym wyjścia z giełdy. Temat ciekawy, a do tego przestał być tylko p...
Jakiś czas temu na AW pojawił się tekst poświęcony firmie Dell i jej planom dotyczącym wyjścia z giełdy. Temat ciekawy, a do tego przestał być tylko pogłoską – jeden z największych na świecie producentów komputerów po 25 latach zakończył przygodę z giełdą i rozpoczyna nowy etap w swojej historii. Zastanawia mnie, dlaczego w tak wielu miejscach podkreśla się rolę Microsoftu w całym projekcie?
Michael Dell w końcu dopiął swego – firma dogadała się z akcjonariuszami, znalazły się również podmioty, które wyłożą pieniądze na wykup akcji korporacji. Oprócz założyciela firmy na transakcję zrzucają się fundusz inwestycyjny Silver Lake Partners i banki inwestycyjne. Koszt prywatyzacji to blisko 24,5 mld dolarów. Nie można oczywiście zapominać, że 2 mld dorzuca do tego przedsięwzięcia Microsoft. Gigant z Redmond udzielił pożyczki, co dla wielu osób stało się ważniejszym zagadnieniem, niż sama decyzja Della.
Microsoft udzielił swojemu sojusznikowi pożyczki i wytłumaczył to w sposób, który można było przewidzieć: rozwijamy ekosystem, wspieramy swoich partnerów, inwestujemy tam, gdzie może się to opłacać. Teorie spiskowe wydają się w tym przypadku nietrafione, a jednak nie brakuje osób szukających drugiego dna. Na dobrą sprawę, Microsoft wyłożył wspomniane 2 mld dolarów (i to w ramach pożyczki), bo to z pewnością poprawi jego wizerunek wśród innych sojuszników. Nic na tym nie tracą, a mogą sporo zyskać po ostatnich tarciach. Dellowi zapewne przydał się wspomniany zastrzyk finansowy, ale trudno uwierzyć w to, że nie znaleźliby innego sposobu na zdobycie tych środków. Stanowią one zaledwie kilka procent całej transakcji, więc stwierdzenia, iż "Dell zaprzedał się Microsoftowi", są chyba poważnie przesadzone.
Wydaje się mało prawdopodobne, by Michael Dell postanowił wyjść z giełdy i uwolnić się od nacisku ze strony akcjonariuszy, po czym wpakował się w zacieśnioną współpracę z Microsoftem, w której stałby się jedynie narzędziem w rękach potężnego producenta oprogramowania. Przy dwóch miliardach dolarów pożyczki gra nie byłaby warta świeczki. Obie strony zapewne wyjaśniły to sobie na długo przed podpisaniem dokumentów. Microsoft jest w całym przedsięwzięciu raczej ozdobnikiem i ciekawostką, a nie motywem przewodnim. Dlatego dajmy już spokój korporacji Steve’a Ballmera – lepiej zastanowić się nad tym, jak Dell wykorzysta swoją "wolność"?
Najbliższe kwartały, a może nawet lata raczej nie będą należały do przyjemnych. Michael Dell chyba nie podjął tak zdecydowanych działań i nie wydał miliardów dolarów tylko po to, by poczuć się szefem o nieograniczanych możliwościach (zwłaszcza, że i tak nie jest właścicielem całej firmy). Producenta czekają zakrojone na szeroką skalę zmiany, restrukturyzacja, a wraz z nią zapewne zwolnienia. Jeżeli jednak w dłuższej perspektywie ma to pomóc korporacji i znów uczyni ją innowacyjną oraz konkurencyjną, to nie pozostaje nic innego, jak tylko przyklasnąć.
Źródła zdjęć: 9to5mac.com, themoscowtimes.com
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu