Felietony

Zamiast matematyki, biologii i chemii powinniśmy uczyć dzieci jak działają systemy i jak ich używać

Krzysztof Rojek
Zamiast matematyki, biologii i chemii powinniśmy uczyć dzieci jak działają systemy i jak ich używać
186

Szkoła to niezwykle ważna instytucja, której jakość determinuje w dużej mierze przyszłość młodych osób. Dlatego też tak ważne jest by uczyła tego, co faktycznie okaże się potrzebne w późniejszym życiu.

Zanim zaczniemy, chciałbym jedną rzecz powiedzieć - nie jestem pedagogiem ani nie mam wykształcenia w tym kierunku. To, co przeczytacie poniżej to jedynie moja opinia wykształcona na podstawie własnej obserwacji z czasów szkolnych oraz tego, jak postrzegam świat współczesnej technologii. Zacznijmy może od doświadczeń, bo te w przypadku edukacji nie zmieniły się tak bardzo od czasów, gdy sam zasiadałem w szkolnej ławce. Dalej mamy tutaj proste założenie, że w podstawie programowej jest wiedza, którą uczniowie mają znać i z której są przepytywani oraz ćwiczenia, które mają umieć wykonać, za które dostają oceny. Główny problem polega na tym, że zmiany, które nas otaczają, dotykają bardzo fundamentalnej kwestii, na której ten program jest zbudowany - pozyskiwania informacji.

Systemy są wszędzie dookoła nas

Naszym życiem już teraz rządzą systemy komputerowe, które nie wymagają do swojego działania ingerencji człowieka. To algorytm zdecyduje, jaki film Netflix poleci ci jako następny. To bot wybierze, ile zapłacisz za miejsce na pokładzie samolotu. Nie mówiąc już o takich miejscach jak giełda papierów wartościowych, gdzie jedne boty handlują z innymi miliony razy na sekundę. Ba, większość z nas nosi w kieszeni urządzenie z procesorem dedykowanym do obliczeń sieci neuronowych. Generalnie kierunek rozwoju otaczającego nas świata został już jakiś czas temu wyznaczony i nie wiem, co musiałoby się wydarzyć, żeby się on zmienił. Przyszłość kreuje się tak, że liczba systemów dookoła nas będzie zwyczajnie wzrastać i będą one przejmować od nas zadania w kolejnych obszarach życia.

Szkoła z założenia ma przygotować najmłodszych do tego, by umieli odnaleźć się w dorosłym życiu. Nauczyć ich podstawowych umiejętności wymaganych do tego, by funkcjonować w społeczeństwie. Uczy poprawnie czytać i pisać, liczyć, a także - przekazuje wiedzę z takich obszarów jak historia, biologia, chemia czy geografia. I wszystko byłoby świetne, gdyby nie to, że rola wiedzy jako takiej w codziennym życiu się zmiejsza, a za chwilę - zostanie ona kompletnie zmarginalizowana. Absurd? Być może, ale zobaczcie sami. Kiedy ja się uczyłem, matematyka polegała na wkuwaniu wzorów i umiejętnym ich stosowaniu do rozwiązywania równań. Dziś dzieciaki mogą zrobić zdjęcie równania a komputer rozwiąże go za nie, przy okazji przeprowadzając je przez każdy krok. Bardzo dobrze jest się uczyć języków, ale już teraz istnieją słuchawki z wbudowaną opcją tłumaczenia w czasie rzeczywistym.  Język polski? Kto nie korzysta z opcji autokorekty podczas tworzenia tekstu, niech podniesie rękę do góry. Jeżeli chodzi natomiast o wszystkie dziedziny wiedzy jak historia, geografia czy biologia - całą szkolną edukację w tym temacie jesteśmy obecnie w stanie zastąpić kilkoma posiedzeniami ze smartfonem w rękach. Może będzie to niezbyt popularne stwierdzenie, ale jestem zdania, że większość rzeczy, które szkoła uczy, ponieważ "będą przydatne w dorosłym życiu" albo już jest niepotrzebna, albo stanie się niepotrzebna za chwilę.

"Nigdy nie będziesz miał kalkulatora zawsze przy sobie"

Zwykła mi mawiać nauczycielka matematyki. Ups, jak się okazało, mam nie tylko kalkulator, ale też każdy możliwy podręcznik, książkę czy zestaw ćwiczeń. I ma to też większość uczniów. Czy szkoła tego chce czy nie, smartfony nie znikną z dnia na dzień, tak samo jak systemy, które opisywałem. Co więcej, będą się one rozwijać i nic ich przed tym nie powstrzyma. Pamiętam, że jakiś czas temu (jeszcze przed pandemią) usłyszałem w radiu audycje poświęconą "problemowi telefonów komórkowych w szkołach". Myślę, że właśnie to zdanie idealnie obrazuje, jakie jest podejście naszego systemu edukacji do rzeczywistości. Telefony komórkowe nie tylko nie są i nigdy nie powinny być "problemem" - są najlepszym, co się instytucji szkoły mogło przydarzyć. Oto bowiem każdy (bądź prawie każdy) uczeń ma w kieszeni superwydajny komputer. Realnym problemem jest to, że szkoła boi się, bądź (co bardziej prawdopodobne) nie potrafi wykorzystać jego potencjału.

Moim zdaniem takie podejście, czysto zorientowane na wklepywanie formułek z książki na pamięć już lata temu pozostawiało uczniów nijak nieprzygotowanych do dorosłego życia, a w obliczu tego, że dziś bardziej od wiedzy liczy się umiejętność ogarnięcia i wykorzystania otaczających nas systemów komputerowych, ta przepaść jeszcze się pogłębia. Dlatego też, kiedy Kamil napisał niedawno, że uczniowie użyli luki w systemie AI oceniającym prace domowe na swoją korzyść, klasnąłem w ręce i powiedziałem "bingo". Bo to jest właśnie to, czego powinna uczyć według mnie szkoła - krytycznego myślenia o tym, z jakim systemem ma się do czynienia, zrozumienie zasady jego działania i użycie go w sposób dający największe korzyści. Dla mnie jest to znacznie ważniejsza i o wiele bardziej perspektywiczna umiejętność niż kolejne wypracowanie na zadaną liczbę słów. Niestety, nie zapowiada się, by ktokolwiek to docenił.

Przed szkołami stoją dziś wyzwania, którym one nie dają sobie rady

Nie chcę mówić, że szkoła jako instytucja nie uczy niczego przydatnego, ponieważ zdecydowanie tak nie jest. Tony przerobionych lektur na lekcjach polskiego uczą czytania ze zrozumieniem, matematyka - logicznego myślenia i strukturalnego rozwiązywania problemów, a historia - znajdowania ciągów przyczynowo skutkowych. Daje też pewną podstawową wiedzę odnośnie tego, jak działa i jak skonstruowany jest świat. Jednak jest szereg rzeczy, których szkoła nie uczy, a zdecydowanie powinna. Działanie i mechanizmy sieci społecznościowych, rozpowszechnianie się fake newsów, zagrożenia czekające w internecie - to wszystko ma realny wpływ na nasze życie, a wiedzy o tym, co to za zjawiska nie wyniesiemy ze szkoły. Absolutnie nie miałbym problemu z tym, żeby plan lekcji przearanżować w ten sposób, by duża część zajęć dotyczyła właśnie kompetencji cyfrowych.

Bo nie oszukujmy się - zmiana jest czymś naturalnym. Dziś nie uczymy się w szkołach liczyć na liczydle, ponieważ zastąpiły je kalkulatory. Obecne systemy są po prostu "kolejnym kalkulatorem", który nie wymaga od nas znajomości matematyki (po policzą za nas), języków obcych (bo przetłumaczą za nas) czy formułek chemicznych ani dat historycznych - te możemy w mgnieniu oka wyszukać w sieci. Dlatego też dużo istotniejsze od tych lekcji jest nauczenie dzieci jak funkcjonują systemy ułatwiające życie, jak ich używać oraz jak wykorzystać ich pełen potencjał.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu