Abstrakt pracy licencjackiej Deckera Eveletha można znaleźć i przeczytać na stronie amerykańskiego Reed College, w którym studiuje. W trosce o przejrzystość procedur robi tak wiele szkół wyższych na całym świecie i nie byłoby w tym nic osobliwego gdyby nie to, że zdolny student za pomocą publicznie dostępnych zdjęć satelitarnych zlokalizował najnowszą i największą chińską budowę wyrzutni rakiet dalekiego zasięgu.
Komentator „The Economist” zwrócił uwagę, że oprócz samego osiągnięcia docenić wypada istotną zmianę historyczną i polityczną. Wiedza, która była jądrem Zimnej Wojny, wiedza najściślej strzeżona, wymagająca wyspecjalizowanych i ryzykownych technik szpiegowskich – jest na wyciągnięcie ręki odpowiednio skrupulatnego człowieka. Nawet jeśli w opowieściach o przygodach Jamesa Bonda prawdopodobieństwo nie jest najistotniejszą przesłanką, to scenarzyści kolejnych części powinni się zastanowić, czy uniwersalny motyw poszukiwania śmiercionośnych konstrukcji, ukrytych w niedostępnych geograficznie i politycznie częściach świata, do których z narażeniem życia własnego i pomocniczki dociera agent 007, nie zdezaktualizował się zbyt mocno.
Najpierw pojawiły się pogłoski, że Chińczycy budują coś dużego i złowrogiego. Decker Eveleth przyjął założenia, że z powodów technicznych rzecz musi być umieszczona na płaskim terenie i możliwie najdalej od amerykańskich, południowokoreańskich i japońskich stacji radarowych. Skierował więc wzrok na pustynne tereny zachodnich Chin. Użył publicznie dostępnych zdjęć satelitarnych dostarczanych dla celów komercyjnych przez Planet Labs. I faktycznie, na pustyni Gobi, około 300 km od miasta Yumen, zobaczył 120 silosów w trakcie budowy. Zachęcony sukcesem Eveletha dwudziestosześcioletni Matt Korda związany z Federation of American Scientists miesiąc później analogiczną metodą zlokalizował podobne przedsięwzięcie w Xinjiang.
Część zasług można przypisać anonimowemu, wyjątkowo nudnemu wykładowcy, na którego zajęciach Eveleth, z braku innej rozrywki, przeglądał Google Earth – jak sam opisuje początki zainteresowań. Niemniej sprawa jest poważna. Odkrycie, które jako pierwszy opisał „The Washington Post” oznacza zwiększenie potencjału nuklearnego Chin o 87%, co zapowiada poważne przesunięcie polityczne, ponieważ w towarzystwie państw posiadających broń atomową, dotychczasowy arsenał chiński sytuował Państwo Środka na dalszych, całkiem skromnych pozycjach. Razem z wcześniejszymi informacjami o rozbudowie chińskiej floty atomowej sprawa silosów zaniepokoiła Kongres USA. Na oficjalne pytania nie odpowiedziała ani ambasada Chin w USA, ani Ministerstwo Spraw Zagranicznych ChRP. Jednocześnie chiński minister spraw zagranicznych, Wang Yi, w czasie konferencji rozbrojeniowej zorganizowanej przez ONZ w czerwcu tego roku deklarował, że Chiny nie są zainteresowane ani powiększeniem bazy swoich pocisków, ani konkurowaniem ze znanymi potęgami atomowymi, USA, Rosją i Indiami. Wątpliwości jest niemało; zdaniem badacza z Federation of American Scientists Chiny posiadają obecnie 350 głowic, podczas gdy Pentagon jest przekonany, że nie może być ich więcej niż 200. W każdym razie przedsięwzięcie o tej skali doprowadzi do podwojenia siły nuklearnej Chin w ciągu zaledwie kilku lat, co kompletnie zmieni – lub już zmienia – rozkład sił na świecie.
Zdaniem Jeffreya Lewisa, czołowego badacza problematyki i dyrektora East Asia Nonproliferation Program w Center for Nonproliferation Studies (Middlebury Institute of International Studies) kształt konstrukcji wskazuje na wyrzutnię o nazwie DF-41, której pociski mogą dotrzeć na terytorium USA. Ale niekoniecznie może chodzić o stworzenie bezpośredniego zagrożenia; według Lewisa łatwa wykrywalność obiektów, czyli podatność na szybkie zniszczenie, była do przewidzenia i pewnie ją założono. Prawdopodobnie chodzi więc o pokaz siły i możliwości – pokaz powinien być dobrze widoczny – o zwiększenie potencjału odstraszania. W sumie może to być akcja otwierająca grę w „Shell Game”, w której liczba głowic w znanej liczbie silosów będzie niewiadomą. Strategia „Shell Game”, stworzona w latach 80’. przez Amerykanów, polega na ukrywaniu prawdziwej liczby głowic poprzez przemieszczanie ich między silosami i instalacjami. W szczytowym momencie Zimnej Wojny siły USA posiadały 200 pocisków oraz 4600 możliwych miejsc ich pobytu. Dzisiejszy przypadek chiński jest przypuszczalnie podobny: wiele silosów, znacznie mniej głowic. Co nie znaczy, że nie ma powodu do zmartwień; z jednej strony analitycy niepokoją się wznowieniem wyścigu zbrojeń, z drugiej – zarówno Eveleth jak i Lewis mówią, że nowy problem może ożywić dyskusję o rozbrojeniu, w ostatnich latach bardzo niechętnie podejmowaną właśnie przez USA.
To zresztą nie pierwszy raz, kiedy amatorskie przekazy dają wiedzę o potencjalnym zagrożeniu militarnym lub stanowią jedyne źródło informacji o rzeczywistym przebiegu wydarzeń. Pionierem był – początkowo nietraktowany poważnie - Elliot Higgins, który analizował filmy YouTube’a, poszukując wiedzy o rodzaju broni używanej w konflikcie syryjskim na początku drugiej dekady XXI w. W 2014 roku założył Beligcat, którego zespół zebrał dowody na rosyjski udział w zestrzeleniu samolotu Malaysia Airlines nad terytorium Ukrainy. Setki zdjęć i filmów z portalów społecznościowych, na których widać mobilną wyrzutnię, przeczesano w poszukiwaniu charakterystycznych cech: samej wyrzutni, ukształtowania terenu, drzew, krzewów itp. Udało się dokładnie określić miejsce, z którego strzelano, co więcej inne amatorskie zdjęcia, tym razem z Rosji, ujawniły tę samą wyrzutnię pozbawioną jednego pocisku.
Najnowszy sukces grupy, pracujące na Slacku na kanale „Arms Control Wonk Podcast” (1000 osób), to ustalenie skąd pochodził pocisk, który zestrzelił samolot Ukraine International Airlines (lot PS752) krótko po starcie z lotniska w Teheranie 8 stycznia 2020. Dane ze zdjęć satelitarnych, a zwłaszcza anonimowy film przesłany Telegramem, były niepodważalne: 11 stycznia, wbrew wcześniejszemu stanowisku, prezydent Iranu Hassan Rouhani przyznał się do błędu popełnionego przez irańską obronę przeciwlotniczą.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu