Od pewnego czasu próbuję zrozumieć fenomen streamingu gier na YouTubie i Twitchu i muszę przyznać, że jestem blisko stwierdzenia - „hej, to ma sens”. ...
Od pewnego czasu próbuję zrozumieć fenomen streamingu gier na YouTubie i Twitchu i muszę przyznać, że jestem blisko stwierdzenia - „hej, to ma sens”. A potem okazuje się, że ludzie chcą też streamingu gier mobilnych i sam już nie wiem co o tym wszystkim myśleć.
W maju o Mobcrushu pisał Tomek - wspominając, że w platformę służącą do streamingu mobilnych gier wpompowano 5 milionów dolarów. Na chwilę obecną to już dwa razy tyle - Mobcrush uzyskał kolejne finansowanie rzędu 10 milionów dolarów i popularnością zamierza dogonić, a co tam, przegonić Twitcha. Inwestorzy wpompowali już w platformę łącznie blisko 15 milionów dolarów. Imponujące pieniądze. Obawiam się jednak, że zmarnowane.
Jesteśmy skupieniu na naszym celu, podekscytowani naszym rozwojem i wielkimi możliwościami jakie czekają streaming mobilnych gier - zatrudniliśmy trzech kluczowych pracowników od Apple, Google i Microsoftu, którzy pomogą w rozwoju naszego przedsięwzięcia.
Zawsze lubię patrzeć kiedy nowe pomysły zamieniają się w funkcjonujące produkty, są w stanie uzyskać dofinansowanie i ostatecznie pojawić się na rynku. Ale nie jestem w stanie zrozumieć po co w zasadzie ludziom platforma do streamingu mobilnych gier.
Jakie są powody popularności samego streamingu? Nie wszystkich stać na gry, więc oglądają je w sieci. Ludzie lubią ponadto oglądać prawdziwych wymiataczy, coś jak granie w piłkę na boisku przed blokiem i oglądanie meczów ligowych. Ani jednego, ani drugiego nie znajdziemy na platformach mobilnych. Lwią część produkcji w sklepach dla iOS, Androida i WP stanowią proste, często darmowe gry, które włączamy w kolejce do lekarza lub w komunikacji miejskiej. Jeśli nawet pojawiają się na przykład FPS-y, dotykowy ekran nie pozwala na rozgrywkę tak dynamiczną i emocjonującą jak na PC czy konsolach. Podłączenie zewnętrznego kontrolera niewiele pomoże, bo sama gra zoptymalizowana jest przede wszystkim pod kątem sterowania dotykowego.
Na świecie zapewne są mobilni wymiatacze, ale kto będzie chciał ich oglądać? Ludzie zainteresowani grami w stopniu większym niż podstawowy uważają gry mobilne za „popierdółki”, które z prawdziwym graniem nie mają zbyt wiele wspólnego. A ci, którzy znajdują te kilka chwil na elektroniczną zabawę przed ekranem smartfona czy tabletu będą woleli włączyć samemu grę, niż wpatrywać się w transmisję. Pozostają tylko charyzmatyczni nadawcy, ale żeby cieszyli się popularnością, platforma musi posiadać dużą bazę użytkowników, dla których ta stanie się elementem codzienności.
Prorokuję Mobcushowi szybką porażkę. Nie wierzę bowiem, że można przenieść na platformy mobilne kulturę grania z dużych sprzętów i społeczność, jaka się wokół niej zbudowała.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu