Internet dotarł do punktu, w którym siłę marketingu mierzy się poprzez ilość informacji, które można zdobyć, śledząc jego użytkowników. W rezultacie p...
Spotflux ma sprawić, że przestaniemy się bać hotspotów i publicznych sieci WiFi
Internet dotarł do punktu, w którym siłę marketingu mierzy się poprzez ilość informacji, które można zdobyć, śledząc jego użytkowników. W rezultacie powstają kolejne projekty i inicjatywy, które mają nas przed tym ustrzec. Chyba najpopularniejszym jest tutaj sukcesywnie implementowany do przeglądarek Do Not Track. Ja natomiast chciałbym Wam zaprezentować bardziej kompleksowe rozwiązanie - Spotflux.
Twórcy Spotflux, projektując swoją usługę, nie ograniczyli się tylko do jednego aspektu ochrony danych i prywatności użytkownika. W zamian otrzymaliśmy rozwiązanie kompleksowe, które nie tylko ma zaszyfrować przesyłane przez nas informacje, ale też zapobiec śledzeniu i ochronić przed różnego rodzaju zagrożeniami typu malware. Jak to możliwe?
Całość opiera się na niewielkiej aplikacji, która po zainstalowaniu ukrywa się w zasobniku systemowym. Tym samym rola użytkownika ograniczona jest do minimum (właściwie jedynie do zainstalowania programu i ewentualnej, wstępnej konfiguracji). W praktyce działanie Spotflux opiera się na chmurze, za której pośrednictwem przesyłane są dane w formie zaszyfrowanej. Tym samym użytkownik może ze spokojnym sumieniem korzystać z hot-spotów, sieci uniwersyteckich i innych publicznych połączeń, co do których istnieje ryzyko, że ktoś może podejrzeć przesyłane informacje. Co ważne, żadne treści nie są w tym celu blokowane ani ograniczane - użytkownik ma dostęp do wszystkiego zupełnie tak, jakby się łączył bez wsparcia ze strony Spotflux.
Chmura Spotflux pełni jeszcze jedną rolę, analogiczną do mechanizmu Do Not Track w przeglądarce. Zasadniczą różnicą jest tutaj jednak to, że Do Not Track informuje witrynę o tym, że użytkownik nie chce być śledzony, a tymczasem opisywana usługa bierze sprawy w swoje ręce. W rezultacie śledzące nas reklamy, ciasteczka oraz wszelkie inne skrypty, które śledzą nasze poczynania w sieci, mają być eliminowane. Spotflux umożliwia też ukrycie naszej lokalizacji oraz danych dotyczących urządzenia oraz oprogramowania, za pomocą którego się łączymy z siecią.
Kolejnym atutem Spotflux jest zabezpieczenie użytkownika przed szeroko pojętym oprogramowaniem typu malware. W tym przypadku zastosowano jednak nieco bardziej konwencjonalne metody - aplikacja po prostu skanuje wszystkie pobierane na dysk dane pod kątem występowania złośliwego kodu. Podejrzewam, że skuteczność aplikacji jest znacznie mniejsza niż zaawansowane heurystyczne skanery popularnych pakietów zabezpieczających. Nie wiadomo też czy działanie programu nie będzie z nimi kolidować (co w rezultacie bardziej nam zaszkodzi niż pomoże).
Z opisu Spotflux można wywnioskować, że mamy do czynienia ze specyficznym rodzajem usługi typu VPN (czy też proxy). Twórcy na swojej stronie jednak kategorycznie sprzeciwiają się takiemu uproszczeniu. Faktycznie tunelują nasze połączenie, ale zarazem też wykonują setki kalkulacji, które mają przełożyć się na nasze bezpieczeństwo (z czego wynikają opisane wyżej dodatkowe sposoby ochrony). Co więcej, technologia ta jest nieustannie rozwijana, więc wraz z upływem czasu ma radzić sobie skuteczniej z czyhającymi na nas w sieci zagrożeniami. Niestety nie da się ukryć, że Spotflux to też znaczne spowolnienie dla naszej sieci. Po aktywowaniu aplikacji ping wahał się u mnie między 500 a 1000 ms. Prędkość pobierania i wysyłania danych też nieco spadła...
Domyślam się, że trudno zaufać firmie/aplikacji, której nazwę słyszycie pierwszy raz w życiu. Wiedzą też o tym sami twórcy. Ich polityka prywatności nie kryje żadnych ukrytych "haczyków" i jak dla mnie wygląda w porządku. Może zatem warto dać szansę takiemu rozwiązaniu? Jest to szczególnie atrakcyjna opcja, gdyż mogą z niej korzystać zarówno posiadacze Windowsów jak i Maców. A wkrótce Spotflux ma trafić również na urządzenia mobilne.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu