Recenzja

Słuchawki z regulacją basu, które zadowolą wszystkich? Recenzja Sennheiser HD630VB

Marcin Matysik
Słuchawki z regulacją basu, które zadowolą wszystkich? Recenzja Sennheiser HD630VB
Reklama

Po bardzo ciepłym przyjęciu outdoorowej serii Momentum, Sennheiser chwycił wiatr w żagle i idzie za ciosem. Eksperymentuje, stara się stawiać na oryginalność. Czy słusznie?

Znacie tę zasadę, że każdą grupę ludzi da się podzielić na dwa typy? Z wielbicielami słuchawek jest podobnie. Jedni wyznają religię dźwięku referencyjnego i mają jeden sprzęt do odsłuchów wszystkich gatunków muzyki, a drudzy bawią się swoją pasją, posiadają kilka różnych par i żonglują nimi w zależności od muzyki i nastroju.

Reklama

Sennheiser chce ich wszystkich zaspokoić jedną parą słuchawek. Nie tanią, bo za około 1500 zł, ale nie oszukujmy się - rynek audio nigdy nie był tani. Ba! Nawet się nie starał!

Rozpakowujemy Sennheiser HD630VB

Opakowanie słuchawek jest mocne, gustowne i przemyślane. Jak to zresztą zwykle u Niemców bywa. Wewnątrz znajdujemy czarne, okrągłe etui zamykane na zamek błyskawiczny. Jego wygląd i faktura zdecydowanie mogą się podobać. Do tego jest na tyle sztywne, że można bez problemu trzymać je na dnie plecaka bez obawy o uszkodzenie schowanych weń słuchawek.

A co w środku? Gwóźdź programu. Słuchawki, zwinięte w pozycji embrionalnej. Muszle można "łamać" w kierunku górnej części pałąka, jak i do wewnątrz, aby dobrze leżały na obojczyku lub dowolnej płaskiej powierzchni.

Przy pierwszej próbie ich złożenia, poczułem wyraźny opór i usłyszałem trzask. Na początku się zdziwiłem, ale szybko się okazało, że za te wrażenia dźwiękowe odpowiada mechanizm blokowania muszli po rozłożeniu. Domyślam się, że zostało to zaprojektowane, by zmniejszyć do minimum ilość elementów, które z czasem mogą zacząć skrzypieć podczas noszenia na głowie, a po zablokowaniu nic nie powinno się ruszać ani tym bardziej skrzypieć.

Po wzięciu ich do rąk, od razu rzuca nam się w oczy ich waga. Okolice 400g, to już nie waga piórkowa, ale jeszcze nie ciężka. Sam wymyślny mechanizm składania musi przecież swoje ważyć. Do tego dodajmy jeszcze sporą ilość aluminium (obudowanego plastikiem), stalowy pałąk, syntetyczną skórę w każdym miejscu, które ma kontakt z naszą głową i całą technologię zawartą w prawej muszli. Obicie nausznic i pałąka jest bardzo przyjemne i w połączeniu z zamkniętą budową słuchawek, świetnie tłumi odgłosy otoczenia. W niewielkim stopniu jest też za to odpowiedzialna dość duża siła nacisku muszli na uszy, do której idzie się przyzwyczaić z czasem. W razie czego, można spróbować zostawić na noc słuchawki założone na np. obudowę od komputera. Wielokrotnie mi to pomagało w takich sytuacjach.
Podobnie jak w poprzedniej recenzji słuchawek dokanałowych Sennheiser, tak tutaj też niestety muszę przyczepić się do przewodu. W tej sytuacji jest on całkowicie zintegrowany i ma 1.2 metra, więc w zasadzie z góry nas skazuje na użytkowanie blisko źródła dźwięku albo dodatkowe przedłużacze (brak w zestawie). Poza tym, zarówno w domu, jak i poza nim, może się zdarzyć mała katastrofa w postaci przypadkowego szarpnięcia za kabel. Oby wtedy wytrzymał, bo inaczej czeka nas serwis. Gdyby był odłączany, to po prostu by się wypiął i byłoby po sprawie.

Sterowanie w HD630VB

Tutaj zaczyna się robić naprawdę ciekawie. Sennheiser poza tradycyjnym mikrofonem na przewodzie wprowadził trzy niesztampowe rozwiązania do jednej pary słuchawek. Każde ciekawsze od poprzedniego.

O pierwszym będzie krótko, bo jest to przełącznik od sterowania odtwarzaczem, który się ustawia na jedną z dwóch pozycji, zależnie od obsługiwanego systemu - Android lub iOS. Dzięki temu, możemy więcej robić, niż tylko klikać pojedynczy przycisk na kilka sposobów, jak w typowych pilotach z mikrofonem. Przełącznik jest pod prawą muszlą.

Drugie rozwiązanie, to sterowanie głośnością oraz utworami przy pomocy dużych i łatwych do wyczucia przycisków. Działają bezbłędnie i nie trzeba sobie za każdym razem przypominać, który jest od czego, bo zostały sprytnie przemyślane - na samej górze jest zwiększenie głośności, na samym dole - zmniejszenie głośności, a pośrodku zatrzymanie/wznowienie/zmiana utworu.

Na sam koniec został deser, czyli zmiana wzmocnienia basu poprzez przekręcenie aluminiowego pierścienia w odpowiednim kierunku. Regulacja jest bardzo płynna i wnosząca subtelne zmiany, aż do ostatnich 10% obrotu, gdzie bas zaczyna się poważnie zwiększać, aż do wartości niemalże "bassheadowych". Brzmi to, jak regulacja przysłonięcia portu bass-reflexu, ale działania na tym jednym pierścieniu wpływają na obie muszle, co sugeruje inne - lub bardziej zaawansowane - rozwiązanie.  Tak czy inaczej, wydaje mi się, że 99% użytkowników będzie usatysfakcjonowana zakresem regulacji basu w Sennheiserach HD630VB. Reszta powinna zacząć się już martwić o swój słuch, albo zmienić źródło :]

Brzmienie Sennheiser HD630VB

Póki nie ruszymy pierścienia regulacyjnego i jest ustawiony na minimum, słuchawki brzmią płytko. Nie równo - bo równo grają np. Sennheisery HD 800 - ale płytko właśnie. Bez jakiegokolwiek wypełnienia i masy. Jasno i zimno. Więc sięgamy po pokrętło i zaczynamy powoli słyszeć róznice, ale i tak najwięcej dzieje się w ostatnich dziesięciu procentach obrotu. Dlatego właśnie to te ostatnie dziesięć procent wam opiszę.

Reklama

Bas wtedy zaczyna nabierać kształtów i masy w całym swoim zakresie, zaczyna robić się naprawdę przyjemny i dynamiczny. Jeśli przesadzimy, zaczyna dudnić, ale łatwo wyczuć ten moment. Pełnia szczęścia by była, gdyby wzmocnienie dotyczyło bardziej subbasu - w rejonach 50 Hz i niżej - a mniej midbasu - w okolicach 100 Hz - bo to on jest odpowiedzialny w tym wypadku za dudnienie.

Średnie tony są wycofane i tylko w niewielkim stopniu podatne na działanie regulatora. W przypadku wokali, czuć lekkie odchudzenie, w przypadku instrumentów fortepian zaczyna przypominać pianino, a gitary brzmią nieco zimno i surowo. Sytuacja za to odwraca się o 180 stopni w przypadku nagrań nie polegających głównie na wokalu a np. na rytmie, tak jak w elektronice. Wtedy ta "zamierzona dziura w paśmie" daje nam naprawdę wyborną przestrzeń i czystość brzmienia, jakiej ciężko doświadczyć na innych słuchawkach zamkniętych.

Reklama

Wysokie tony grają tu pierwsze skrzypce, aż do ostatniego stopnia regulacji, gdzie zrównują się z basem. Nadaje to muzyce klarowności, wrażenia rozdzielczości i świetnej przestrzeni. Jeśli nagranie jest bogate w instrumenty grające w tym paśmie, to możemy doświadczyć naprawdę przyjemnych wrażeń. Bardzo ważne jest to, że owe wysokie tony - mimo, że umieszczone ponad innymi pasmami - brzmią naturalnie, co pozwala się naprawdę delektować wszystkimi smaczkami, których nie słyszeliśmy na innych słuchawkach.

Czy Sennheiser HD630VB naprawdę są dla wszystkich?

Tutaj mam trochę ambiwalentne odczucia. Z jednej strony - Sennheiserowi należy się ogromny plus, za regulację basu i sterowanie głośnością niezależnie od systemu, z drugiej zaś -  zaniedbany został środek pasma i na dodatek przewód jest zintegrowany ze słuchawkami. Jeśli ważne jest dla was wytłumienie dźwięków otoczenia i słuchacie muzyki, w której wokal nie jest na pierwszym planie (lub w ogóle go brak), to będziecie oczarowani. Na pewno przestrzenność brzmienia, mocny bas i doskonałe wysokie tony zrobią na was bardzo duże wrażenie. Jeśli zaś wierność brzmienia i emocjonalność wokali jest dla was ważniejsza, to powinniście raczej skierować swoje zainteresowanie na legendarne już Sennheisery HD 600  lub HD 650.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama