W poprzednim wpisie przedstawiłem krótko 3 ścieżki certyfikacji sieciowej, którymi według mnie warto się zainteresować. Skupiałem się tylko na pierwsz...
W poprzednim wpisie przedstawiłem krótko 3 ścieżki certyfikacji sieciowej, którymi według mnie warto się zainteresować. Skupiałem się tylko na pierwszych krokach w dość rozbudowanych niekiedy drzewach certyfikatów. Celem tej serii wpisów jest pokazanie, od czego można zacząć i dalej zbudować własną karierę w IT na przykładzie pracy z szeroko pojętymi sieciami.
Autorem wpisu jest Bartosz Cieszewski.
W komentarzu pod poprzednim wpisem Xytras zaproponował kilka kolejnych certyfikatów, którym warto się przyjrzeć z perspektywy sieciowca, i o te certyfikaty chciałbym poprzedni wpis rozwinąć.
Riverbed
Riverbed Technology to firma specjalizująca się w optymalizacji ruchu w sieciach WAN (WAN Acceleration) głównie za pomocą ich flagowego produktu Steelhead. Wraz z ewolucją rozwiązań zarówno sieciowych jak i lokalnych ich usługi zaczęły ewoluować również w stronę optymalizacji aplikacji, jednak to Steelhead’y i, kolokwialnie mówiąc, przyspieszanie sieci są tym z czym głównie kojarzy się tą firmę.
Riverbed oferuję prostą ścieżkę certyfikacji składającą się z dwóch poziomów – Associate i Professional. W obu z tych poziomów można wyspecjalizować się w:
- Wan Optimization
- Network Performance Management
- Application Performance Management
- Storage Delivery
Dwa pierwsze są powiązane bezpośrednio z sieciami. Koszt poziomu Associate to 225$ za każdy egzamin, a kontynuowanie ścieżki to 150$.
Fortinet
Przyznam szczerze, że z urządzeniami tej firmy nigdy nie miałem styczności. Nie są zbyt często (w ogóle?) spotykane w środowiskach korporacyjnych. Za to mój dobry przyjaciel, który zarządza wszystkim, co jest związane z Informatyką w firmie, w której pracuje bardzo sobie te urządzenia chwali.
Fortinet specjalizuje się w urządzeniach kompleksowo zarządzających bezpieczeństwem sieci. Ich flagowy produkt – Fortigate to kombajn umożliwiający postawienie i zarządzanie m.in. Firewall’a (duh!), VPN, WAN Acceleratora czy kontrolera WLC. Właśnie ta uniwersalność czyni te urządzenia popularnymi w firmach, gdzie koszt sprzętu jest istotnym czynnikiem.
Ich ścieżka szkoleniowa nazywa się Network Security Expert Program i na pierwszy rzut oka jest dość zagmatwana. Składa się ona z 8 kroków, z czego istotne są tak naprawdę 4 (NSA4, 5, 7 i 8). NSA 1 jest według informacji zawartej na stronie Fortinet dostępny dla każdego po przejściu szkolenia online i zdaniu testu (za darmo). Moja próba zweryfikowania tej dostępności była skazana na porażkę, i moje konto zostało odrzucone na etapie weryfikacji. Powód – użyłem mejla w domenie gmail.com, zamiast jakiegoś firmowego.
NSA4 to pierwszy poziom zakończony „poważnym” egzaminem i nagradzany certyfikatem. Koszt tego egzaminu to 400$.
Blue Coat Systems
Blue Coat to firma, której nazwa najbardziej kojarzy się z serwerami Proxy i szeroko pojętym bezpieczeństwem.
Oferują dwa stopnie certyfikacji – Administrator (dla odróżnienia o reszty) oraz Professional, a flagowym certyfikatem jest Blue Coat Certified Proxy Administrator (BCCPA), który skupia się na obsłudze urządzeń z rodziny ProxySG. Koszt jednego certyfikatu to 250$.
CompTia
W kolejnym z komentarzy pod poprzednim wpisem, padło pytanie czy warto inwestować w certyfikat firmy CompTia. Nazwa tej firmy dość często przewijała się gdzieś w tle, gdy akurat czytałem o czymś bardziej interesującym. Nigdy nie czułem większej potrzeby, aby się tym zainteresować, aż do teraz (dzięki Sztyfka).
Otóż CompTia nie jest producentem sprzętu (ani z żadnym nie jest związana, według mojej skromnej wiedzy). Co więcej - CompTia szczyci się tym, że ich szkolenia oraz ścieżka certyfikacji nie skupia się na żadnej konkretnej technologii (Vendor Neutral) i zawiera w sobie uniwersalną wiedzę. Materiał zawarty w Network+ (sieciowym certyfikacie oferowanym przez tą firmę) pokrywa się mniej więcej z ICND1, o którym wspominałem poprzednio. Czy warto? Cytując klasyka – „Jak coś jest do wszystkiego...”. Jeżeli miałbym zainwestować swój czas i pieniądze (w sumie niemałe, bo certyfikat CompTia kosztuje 277$) to wybrałbym jednak certyfikat firmy, która ustala standardy w tej branży – Cisco. Co więcej, patrząc na temat pragmatycznie – czy ktoś kiedyś widział ogłoszenie o zatrudnieniu, gdzie jednym z wymagań był certyfikat CompTia? Na myśl przychodzi mi jeszcze porównanie, z popularnym niegdyś Europejskim Komputerowym Prawem Jazdy (ECDL). Jednak, gdyby ktoś chciał się tym bardziej zainteresować to więcej informacji można znaleźć pod tym adresem.
Języki
Nie, nie zamierzam tu pisać o FCE, czy innych TOEFL’ach... „Językiem urzędowym” informatyki jest język angielski i truizmem będzie przypominanie jak ważna jest biegłość w posługiwaniu się nim. Producenci sprzętu i wydawcy certyfikatów nie przejmują się istnieniem takiego języka jak polski (i nie można się za to na nich obrażać) i oczywiście nie oferują swoich egzaminów w tym języku, więc o ile nie znacie chińskiego (uproszczonego lub nie) to trzeba zakasać rękawy i nad tym popracować.
Foto Hacker using laptop. Lots of digits on the computer screen via Shutterstock
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu