Gry

Recenzja Gone Home - prawa gejów i lata 90-te to za mało

Kamil Ostrowski
Recenzja Gone Home - prawa gejów i lata 90-te to za mało
Reklama

Raz na jakiś czas pojawia się gra niezależna, która wstrząsa moim światem. Angażuje poprzez genialne połączenie dobranych środków, czaruje charakterem...

Raz na jakiś czas pojawia się gra niezależna, która wstrząsa moim światem. Angażuje poprzez genialne połączenie dobranych środków, czaruje charakterem. Po bardzo pozytywnych recenzjach w zachodniej prasie podszedłem do Gone Home ze sporymi oczekiwaniami. Dawno się tak nie przejechałem.

Reklama

Gone Home zostało wyprodukowane przez studio Fullbright Company, które do tej pory na własny rachunek stworzyło tylko DLC do BioShocka 2 – Minerva’s Den. Po zakończeniu prac kilkuosobowy zespół wziął się za sklejanie własnego, niezależnego tytułu.  Jedyne co łączy ich nową grę, z projektami, nad którymi grzebali wcześniej, to widok z pierwszej osoby.

Wcielamy się w rolę Katie, młodej Amerykanki, która wraca do domu po roku nieobecności. Dosyć duże domostwo okazuje się być puste, a nam przypada zadanie rozwikłania tajemnic, które trapią naszą rodzinę i sprawiły, że zamiast komitetu powitalnego, czekają na nas tylko zapalone światła i niewyłączone telewizory.


Pierwsze dziesięć minut, to właściwie jedyny moment, kiedy Gone Home wydaje się jeszcze intrygujące. Twórcy pozwolili sobie na małe oszustwo i osadzili dramat w klimacie, który zazwyczaj towarzyszyłby horrorowi. Nie zajmuje jednak dużo czasu, żeby zorientować się, że deweloper już nie posunie się dalej. Po kwadransie napięcie znika, a nam pozostaje tylko głucha i monotonna eksploracja chałupy.

Poniżej znajduje się kilka spojlerów. Nie bójcie się, nic nie tracicie. Ta gra jest żartem i to kiepskim.


Łażąc po kolejnych pokojach, czytając kolejne notatki służbowe ojca, albo listy matki do przyjaciółki, odblokowujemy kolejne fragmenty głównego wątku fabularnego – historii zakazanej lesbijskiej miłości, tak niechętnie akceptowanej w USA, w latach 90-tych XX wieku. Historia jest do bólu sztampowa, opowiedziana w formie czytanych wpisów z pamiętnika. Mamy więc „nową dziewczynę”, która szuka przyjaciół i znajduje schronienie wśród grupki „innych”. Jest chwila wahania, zastanowienia, radości, a wreszcie romantyczna ucieczka w stronę zachodzącego słońca. Oczywiście wszystko to polane sosem z „Nikt nas nie rozumie i nie akceptuje. Społeczeństwo, takie złe”.

Reklama


Pojawiają się wątki poboczne, tzn. czytając kolejne porozrzucane po domu papiery, możemy złożyć do kupy historie pozostałych członków rodziny. Jest to jednak na tyle nudne, że przyznam szczerze – w połowie gry już tylko rzucałem okiem na następne notatki.

Reklama

W połowie gry, czyli po pół godziny. Przejście Gone Home zajęło mi dokładnie 59 minut (z przerwą na zrobienie sobie kawy). Rozumiem, że to gra niezależna, sam zresztą też nie jestem fanem przesadnie długich produkcji, ale to jest jakiś ponury żart. Jakby tego było mało, tytuł ten wyceniony jest na Steamie na... 18.99 euro. Masakra.


Gone Home nie wyznacza żadnych nowych standardów w kwestii opowiadania historii. Nudna eksploracja i odczytywane w regularnych odstępach wpisy z pamiętnika. Fabuła to dno i metr mułu – sklejona z idiotycznych klisz, pisana pod brany dzisiaj temat, historyjka rodem z gorszych numerów Bravo (tyle że homoseksualna). Jeżeli szukacie scenariuszowego mistrzostwa, to sięgnijcie po To the Moon - ryczałem jak bóbr. Natomiast Waszymi uczuciami i emocjami sprawniej zagrają twórcy Hotline Miami, sprawiając, że zastanowicie się nad sobą.

Uparcie staram się zrozumieć, skąd wzięły się tak wysokie oceny w zachodnich mediach. Jedyne wytłumaczenie, jakie przychodzi mi do głowy, to panujący hiper-entuzjazm, jeżeli chodzi o cokolwiek związanego z prawami mniejszości seksualnych i latami 90-tymi. Poza tym, może insi recenzenci i recenzentki miały podobne wspomnienia z okresu dorastania? Odrzucenie, poszukiwanie siebie, bycie odludkiem? Nie wiem, ja miałem normalnie kolegów i koleżanki – może dlatego Gone Home do mnie nie trafiło.

Reklama

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama