Felietony

Przez chwilę wierzyłem w G+, ale to było chwilowe zauroczenie

Filip Żyro

Maniak nowych technologii. Od dzieciństwa kochał k...

144

Swego czasu przeżyłem krótki romans z Google Plus, który niestety szybko wygasł. Po początkowym zachwycie serwisem, mój zapał szybko osłabł i nic nie wskazuje, abym tam wrócił w najbliższym czasie. Mój Google Google+ wierzyłem w ciebie. Naprawdę. Wydawało mi się, że nikt tak jak Google nie zna s...

Swego czasu przeżyłem krótki romans z Google Plus, który niestety szybko wygasł. Po początkowym zachwycie serwisem, mój zapał szybko osłabł i nic nie wskazuje, abym tam wrócił w najbliższym czasie.

Mój Google

Google+ wierzyłem w ciebie. Naprawdę. Wydawało mi się, że nikt tak jak Google nie zna się na Internecie i upodobaniach internautów. Jestem wielkim fanem firmy z Mountain View, która systematycznie rewolucjonizuje nasze życie. A że jej łupem padają dane o mnie - cóż trudno, mam nadzieję, że służą tylko do celów marketingowych, jestem za stary, żeby myśleć że cokolwiek w życiu jest za darmo. W zamian za zaufanie dostałem świetną wyszukiwarkę, genialnego maila, dokumenty Google, 15 GB w chmurze za friko (poza oddawaniem tych danych), system operacyjny, darmowe narzędzia „office”, przeglądarkę, Google Earth - czy mam wymieniać dalej? Wszystko wskazuje na to, że Google tak naprawdę będzie wytyczać kierunek, w którym będzie podążać ludzkość, między innymi poprzez projekty z dziedziny robotyki i informatyki. A jest możliwe, dzięki temu, że Google od lat znakomicie rozumie i spełnia potrzeby internautów całego świata.

Czarna owca w rodzinie?

Oczywiście nie wszystko Googlowi wychodzi, a póki pracują dla niego ludzie, a nie cyborgi, będą przytrafiały się pomyłki i potknięcia - wiadomo rzecz to ludzka. Jednak w rodzinie pozostaje tylko jedna prawdziwa czarna owca, a jest nią Google Plus. Informatyczny Gigant dwoi się i troi, żeby zachęcić użytkowników do skorzystania ze swojej usługi, to wprowadzając połączone komentarze z Youtbuem, to dając możliwość wysyłania e-maili do innych w znajdujących się w tej sieci, innym razem dyskretnie sugerując użytkownikom Androida, że przyda się im tam konto. I co z tego? Co z tego wynika, że niemal każdy z nas ma tam założone konto skoro nikt z tego serwisu nie korzysta, a serwis świeci pustkami.

Próba ognia

Swego czasu próbowałem korzystać przez jakiś czas z tego, co sam Google nazywa swoim serwisem społecznościowym. Lubię testować różne rzeczy, po części wynika to z mojej pracy, po części z ciekawości nowościami. Miałem trochę dosyć Facebooka z jego wszechobecnymi reklamami i zaśmiecony Newsfeedem. Potrzebowałem odmiany. Postanowiłem spędzić trochę czasu na G+, żeby zobaczyć, jak sprawuje się serwis Google. Warto dodać, że było to w połowie 2013 r., żeby wiadomo było, że serwis swój szczyt popularności miał za sobą. Portal w teorii powinien funkcjonować wzorowo, posiadał wszystkie elementy znane z innych społecznościówek, a do tego posiadał kilka dodatkowych smaczków.

Pierwsze wrażania całkiem przyjemne. Zasubskrybowałem kilka interesujących mnie komercyjnych stron, dodałem kilku znajomych do swoich kręgów. Ciekawy płaski design, standard który z resztą w dużej mierze wytyczył właśnie Google, synergia z innymi jego usługami, zero reklam. Przyjemna również była "strona główna" strumieniująca informacje - idealnie przystosowana do większych monitorów. Do tego kontakty z Gmaila przeniesione do Hangoutsów, możliwość videoczatu. Jednym słowem sukces na papierze murowany. Ale niestety…

Duże rozczarowanie

Miłe złego początki, a im dalej w las tym ciemniej. Po pewnym czasie moja aktywność w serwisie malała i malała, aż w końcu wygasła kompletnie. Po prostu przestałem mieć powód, by wracać od G+, gdy efekt świeżości ustąpił. Dlaczego Google Plus pomimo pierwszych dobrych wrażeń nie zatrzymał mnie na dłużej? Odpowiedź jest prosta. Nie da się tworzyć serwisu społecznościowego bez społeczności. Nie ma ludzi, nie ma interakcji. Nikt nie lubi twoich postów, nikt ich nie komentuje, nikt ich nie podaje dalej. Nie ma żadnej informacji zwrotnej, żadnej odpowiedzi na twoją aktywność. W kontekście serwisu społecznościowego nawet komentarz "jesteś debil" jest lepszy niż żaden komentarz, bo wymusza interakcję, daje możliwość dialogu, albo nawet kłótni. Akcja - reakcja.

Nie ma też tego, co tak bardzo uzależnia na Facebooku, like'ów na które jesteśmy łasi, a wyprą się tego tylko hipokryci. Serwisy typu Facebook służą do realizowania swoich społecznych potrzeb, dają spłyconą formę kontaktu z drugą osobą, dają możliwość wymiany poglądów zza ekranu komputera. Czego nie osiągniesz bez odpowiedniego stada ludzi.

Jaki zatem jest sens przebywania na dobrze zaprojektowanym serwisie społecznościowym, w którym nie ma ludzi. To taka sama przyjemność, jak gadanie do ściany, albo picie do lustra. Opcja jedynie dla frustratów, którym np. blokują Facebooka w pracy.

Co poszło nie tak w projekcie Google i dlaczego tak się stało, że początkowo dobrze zapowiadający się projekt w pewnym momencie zaczął tonąć? Na to pytanie próbowali odpowiedzieć znacznie mądrzejsi ludzie ode mnie, zasiadający w kwaterze głównej Googla i jak widać, nie znaleźli na nie odpowiedzi. Może po prostu Facebook tym razem był lepszy?

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Więcej na tematy:

GoogleFacebookg+google plushot