Apple

Drodzy fani Apple, ja Wam nawet zazdroszczę

Maciej Sikorski
Drodzy fani Apple, ja Wam nawet zazdroszczę
Reklama

Nadszedł ten dzień: Apple zaprezentuje nowy sprzęt. Dla jednych gadżety, dla drugich dar z niebios, dla jeszcze innych urządzenia, które są drogie, ale jednocześnie oferują wysoką jakość. Niektórzy pewnie już nerwowo obgryzają paznokcie w oczekiwaniu na to, co zaprezentuje Tim Cook i jego koledzy, spekulacjom nie ma końca - za kilkanaście godzin rozpocznie się show. Trochę w tym technologii, trochę teatru, sporo zadufania, mnóstwo marketingu. I chociaż będę z tego drwił, muszę napisać, że czasem zazdroszczę wiernym klientom marki - mają swoje święto, które intryguje świat.

Premiera Apple zbiega się w czasie z zakończeniem targów IFA i chyba można przyjąć, że przyćmi imprezę w Berlinie, stanie się najważniejszym pokazem sprzętu w ostatnich tygodniach. Trudno przy tym stwierdzić, czy ktoś zdoła to przebić do końca roku. Jeśli amerykański gigant zrobi to dobrze, wykona swoje zadanie, wygra jesień. Nad Samsungiem już ma przewagę, bo Koreańczycy zaliczyli wpadkę z akumulatorami w najświeższym flagowcu. Ale co będzie, gdy Apple nie wprowadzi zbyt wielu innowacji, gdy zaprezentuje model(e) podobne do tego, co już widzieliśmy?

Reklama

Prawdopodobnie usłyszmy wówczas jęk zawodu. Rozpocznie się też festiwal złośliwości. Chociaż w jednym i drugim weźmie udział nawet część zagorzałych fanów marki, to ostatecznie i tak ustawią się potem pod sklepami firmy. Będą narzekać, mówić głośno, że korporacja zaczyna odstawać od konkurencji, że nie daje im nowinek, że drogo, ale machną na to ręką. Bo to Apple. Firmie wypada pogratulować i pozazdrościć fanów-klientów. Tym ostatnim też zazdroszczę, bo to w jakimś stopniu przypomina kibicowanie drużynie piłkarskiej. Tyle, że dzieje się w branży technologicznej: czy jest dobrze, czy jest źle, jak i tak kocham cię.

Można kpić z ludzi, którzy zasiądą dzisiaj przed ekranami i będą wypatrywać nowości, lecz niewiele różni się to od oglądania meczu piłkarskiego. A już tym bardziej od śledzenia losowania grup w LM czy Mundialu. Premiera Apple może wywołać uśmiechy na twarzach wielu osób, szydercze uśmiechy, lecz kpiarze poświęcają pewnie czas śledzeniu wyścigów samochodowych, programom wędkarskim albo wojnom magazynowym. Złośliwcy napiszą zatem o lemingach wpatrujących się w wyświetlacze i sterczących pod sklepami w Londynie, Sydney czy Dreźnie, lecz ci sami złośliwcy robią pewnie równie "dziwne" rzeczy, które uznają za coś normalnego i oczywistego.

Pewnie już dzisiaj wieczorem sam będę kpił z tego show, napiszę, że premiera Apple to przedziwne widowisko (albo nudne), ale nie ma w tym żółci, złość się ze mnie nie wylewa - bardziej niż Cook prezentujący nowy telefon i mówiący o emejzingu, denerwuje mnie Cook przekonujący, że w kwestii podatków Apple jest aniołem, który ich nie unika. Na tle tego wyprowadzania kasy, premiera Apple to naprawdę nieszkodliwe widowisko, czasem nawet ciekawe i przyjemne. Zawsze lepsze niż programy telewizji śniadaniowej czy spora część widowisk z celebrytami albo seriali. A te przecież są oglądane przez miliony (miliardy?) i zazwyczaj tłum nie zbiera się tylko po to, by z nich zakpić.

Jak już pisałem, zazdroszczę fanom Apple: mają swoje święto, nawet święta technologiczne, którymi jednocześnie interesuje się cały świat. Bo o nowym iPhonie czy Watchu napiszą gazety, powiedzą w tv, uwagę poświęcą mu strony, które elektroniką się nie zajmują. Skomentują to ludzie, którzy są poza branżą. Nowoczesne igrzyska, które dzisiaj najlepiej rozgrywa właśnie firma z Cupertino. Ciekawe, czy gdyby żył Jobs, ta impreza jeszcze bardziej elektryzowałaby odbiorców? Może wtedy patrzylibyśmy na technologiczny finał Mundialu...?

PS Trochę zazdroszczę, trochę podziwiam, ale to nie oznacza, że nie będę kpił - mało która grupa "power userów" obrusza się tak, jak fani Apple...;)

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama