Polska

Poseł Pawłowicz nie owija w bawełnę: media publiczne mają służyć władzy

Maciej Sikorski
Poseł Pawłowicz nie owija w bawełnę: media publiczne mają służyć władzy
62

Pod koniec roku sporo pisaliśmy o zamieszaniu wokół mediów publicznych (niebawem narodowych), zakładałem wówczas, że okres sylwestrowo-noworoczny trochę wyciszy temat i przez jakiś czas o nim nie usłyszymy. Pomyliłem się. I to bardzo. W ostatnich dniach ta kwestia wywoływała naprawdę duże emocje: dy...

Pod koniec roku sporo pisaliśmy o zamieszaniu wokół mediów publicznych (niebawem narodowych), zakładałem wówczas, że okres sylwestrowo-noworoczny trochę wyciszy temat i przez jakiś czas o nim nie usłyszymy. Pomyliłem się. I to bardzo. W ostatnich dniach ta kwestia wywoływała naprawdę duże emocje: dymisje, granie hymnu w radio, "wycieczki" do poprzedniej dekady i wspominki, a także "opinie" poseł Krystyny Pawłowicz, która... mówi, jak jest. Po prostu.

Pisałem już o tzw. małej ustawie medialnej, zakłada ona m.in. szybką wymianę władz w mediach publicznych i uzależnienie ich od ministra Skarbu Państwa. Nowelizacja przeszła już przez Sejm i Senat, teraz czeka na podpis Prezydenta. Byłbym zdziwiony, gdyby Andrzej Duda nie podpisał dokumentu. Tym samym niebawem będziemy mogli mówić o szybkim "klepnięci"u zmian, od słów decydenci przejdą pewnie do czynów - w mediach pojawi się nowa ekipa. Ta stara postanowiła nie czekać i zaczęła się już wykruszać, pojawiły się pierwsze dymisje:

Pięciu dyrektorów w Telewizji Polskiej, w tym szefowie TVP1, TVP2 i TAI, w sylwestra złożyło wypowiedzenia z pracy. Jak dowiedział się portal Wirtualnemedia.pl, o tym kroku myśleli już od kilku tygodni. W najbliższych dniach władzę w TVP powinien objąć nowy prezes, którym najprawdopodobniej zostanie Jacek Kurski.[źródło]

Dla jednych to zaskoczenie, dla drugich nic nadzwyczajnego - ci ludzie prawdopodobnie i tak utraciliby pracę, a składając dymisję mogą liczyć na dłuższy okres wypowiedzenia. Mamy zatem pożegnania:

Pod koniec roku sporo pisaliśmy o zamieszaniu wokół mediów publicznych (niebawem narodowych), zakładałem wówczas, że okres sylwestrowo-noworoczny trochę wyciszy temat i przez jakiś czas o nim nie usłyszymy. Pomyliłem się. I to bardzo. W ostatnich dniach ta kwestia wywoływała naprawdę duże emocje: dymisje, granie hymnu w radio, "wycieczki" do poprzedniej dekady i wspominki, a także "opinie" poseł Krystyny Pawłowicz, która... mówi, jak jest. Po prostu.

Pisałem już o tzw. małej ustawie medialnej, zakłada ona m.in. szybką wymianę władz w mediach publicznych i uzależnienie ich od ministra Skarbu Państwa. Nowelizacja przeszła już przez Sejm i Senat, teraz czeka na podpis Prezydenta. Byłbym zdziwiony, gdyby Andrzej Duda nie podpisał dokumentu. Tym samym niebawem będziemy mogli mówić o szybkim "klepnięci"u zmian, od słów decydenci przejdą pewnie do czynów - w mediach pojawi się nowa ekipa. Ta stara postanowiła nie czekać i zaczęła się już wykruszać, pojawiły się pierwsze dymisje:

Pięciu dyrektorów w Telewizji Polskiej, w tym szefowie TVP1, TVP2 i TAI, w sylwestra złożyło wypowiedzenia z pracy. Jak dowiedział się portal Wirtualnemedia.pl, o tym kroku myśleli już od kilku tygodni. W najbliższych dniach władzę w TVP powinien objąć nowy prezes, którym najprawdopodobniej zostanie Jacek Kurski.[źródło]

Dla jednych to zaskoczenie, dla drugich nic nadzwyczajnego - ci ludzie prawdopodobnie i tak utraciliby pracę, a składając dymisję mogą liczyć na dłuższy okres wypowiedzenia. Mamy zatem pożegnania:

Mniej więcej w tym samym czasie, gdy komentowano te roszady, zastanawiano się nad hymnami granymi przez Polskie Radio - co godzinę, przed wiadomościami Jedynka grała Mazurka Dąbrowskiego lub Odę do radości. W ten sposób protestowano przeciwko wspomnianej już nowelizacji ustawy medialnej. I znowu zamieszanie: dla jednych to hucpa, dla innych walka o wolność, niezależność mediów, także tych publicznych. Tu pojawia się jednak pytanie: czy media publiczne (narodowe) mogą/powinny być wolne i niezależne? A jeśli tak, to czy jest szansa, by osiągnąć taki stan? Sporo w tej materii wyjaśnia tekst opublikowany na stronie radiomaryja.pl (poniższe cytaty pochodzą z tego wpisu). Jego autorką jest Krystyna Pawłowicz - znana i budząca kontrowersje posłanka PiS.

Przyznam, że wpis czytałem z wypiekami na twarzy, do niektórych fragmentów wracałem wielokrotnie. Trudno stwierdzić, który akapit jest najmocniejszy, najbardziej zasługuje na uwagę - polecam lekturę całości. W skrócie napiszę, że tekst dotyczy niezawisłości mediów, ich roli, zadań, stosunku wobec władzy. Dowiadujemy się np., iż władza musi dysponować kanałem informacyjnym, by móc dotrzeć do społeczeństwa, a także by prowadzić politykę propaństwową, narodową.

Media publiczne są własnością wspólną, narodową, “przechodnią”, bez możliwości ich prywatyzowania (co chciała przeforsować PO i postkomuniści), i co należałoby zagwarantować nawet w konstytucji.

Logicznie więc, media publiczne są/muszą być z natury swej polityczne i żądanie ich “apolityczności” oznacza niezrozumienie logiki funkcjonowania demokracji wymagającej dla przejrzystości swego działania koniecznych i realnych narzędzi sprawowania władzy i jej sprawozdawania obywatelom.

Hasło więc i żądanie “apolityczności” mediów publicznych do dysponowania którymi ma prawo każda kolejna legalna władza, jest szkodliwym wyidealizowanym mitem, utrudniającym rządzenie państwem, zwłaszcza w czasie zagrożeń.

Dalej jest równie ciekawie: dowiadujemy się, że

media publiczne, a poprawniej – media “rządowe” NIE są, co do zasady, od “kontroli władzy”, bo od “kontroli władzy” i “patrzenia jej na ręce”, jak też “rozliczania” władzy są media PRYWATNE, które w Polsce przez 8 lat rząd lewicowo-lewacko-postkomunistyczny ochraniały medialnie przed społeczną krytyką, fałszując jej dokonania i ukrywając prawdę o jej ekscesach i aferach.

Posłanka pisze wprost: Media publiczne to media rządowe, i są to jak najbardziej media “polityczne”.

Proste? Nawet bardzo. We wpisie znajdziemy też inne perełki, okazuje się np., że media mają być przekaźnikiem informacji do władzy. Jak mają z tego korzystać obywatele? Trudno stwierdzić. Jest również mowa o zagwarantowaniu rzetelności poprzez regulacje (serio) czy o oddziaływaniu na zagranicznych widzów, słuchaczy. Odrzucając wszystkie głupoty i brak logiki, widzimy coś, czego wcześniej inni nie mówili głośno. Media publiczne/narodowe mają być tubą obozu rządzącego. Nie dziwię się, że ta szczerość nie spodobała się niektórym partyjnym kolegom i posłanka musiała tłumaczyć, że wpis to jej opinia, a nie stanowisko PiS.

Warto podkreślić użycie sformułowania, iż media są własnością "przechodnią", bo do niego wszystko się sprowadza. Telewizja i radio to łup, który po wyborach przechodzi z jednych rąk do drugich. W błędzie są ci, którzy myślą, że ten proces zaczął się jesienią 2015 roku. Można przywołać ciekawą wymianę zdań, do jakiej doszło niedawno w "Faktach po Faktach" - Katarzyna Kolenda Zaleska rozmawiała m.in. z byłym prezesem TVP Robertem Kwiatkowskim i przypomniała, że za jego czasów... było podobnie. Gdy Kwiatkowski mówił o grandzie, zawłaszczaniu mediów, dziennikarka weszła mu w słowo:

- Panie prezesie, tutaj się muszę wtrącić - powiedziała na to prowadząca program Katarzyna Kolenda-Zaleska. - Przypominam sobie, że kiedy SLD wygrało wybory, to było dokładnie to samo - stwierdziła.

- Ale to proszę przypomnieć... - próbował tłumaczyć się Kwiatkowski, na co dziennikarka odpowiedziała: -Ja wtedy pracowałam w telewizji publicznej i pan był moim szefem. I wtedy odeszłam z telewizji.

- Tak, ja to pamiętam. Ale to był rok 2002, a ja byłem prezesem od czterech czy pięciu lat. Pamięta pani dobrze, ale nie wszystko - tłumaczył Kwiatkowski. - Wszystko pamiętam doskonale - odparła Kolenda-Zaleska z uśmiechem. Drugi gość programu, także były prezes TVP w latach 2007 - 2008 Andrzej Urbański, skwitował wymianę zdań śmiechem.[źródło]

Posłanka Pawłowicz opisuje zatem problem, który trwa od lat i stwierdza po prostu, że ten mechanizm nie zostanie wyeliminowany - spodziewajmy się raczej jego betonowania. Bo to należy się zwycięzcom. Władza MUSI, jak pisze posłanka. Można przy tym mówić, że uczyni się media bardziej rzetelnymi, ale to już maskowanie. W tym momencie wypada przywołać wpis sprzed kilku dni - pisałem wówczas o pomyśle innego posła: Piotr Liroy-Marzec zaproponował, by zlikwidować media publiczne. Chociaż nie ma na to najmniejszych szans, rozwiązanie coraz bardziej mnie do siebie przekonuje...

Mniej więcej w tym samym czasie, gdy komentowano te roszady, zastanawiano się nad hymnami granymi przez Polskie Radio - co godzinę, przed wiadomościami Jedynka grała Mazurka Dąbrowskiego lub Odę do radości. W ten sposób protestowano przeciwko wspomnianej już nowelizacji ustawy medialnej. I znowu zamieszanie: dla jednych to hucpa, dla innych walka o wolność, niezależność mediów, także tych publicznych. Tu pojawia się jednak pytanie: czy media publiczne (narodowe) mogą/powinny być wolne i niezależne? A jeśli tak, to czy jest szansa, by osiągnąć taki stan? Sporo w tej materii wyjaśnia tekst opublikowany na stronie radiomaryja.pl (poniższe cytaty pochodzą z tego wpisu). Jego autorką jest Krystyna Pawłowicz - znana i budząca kontrowersje posłanka PiS.

Przyznam, że wpis czytałem z wypiekami na twarzy, do niektórych fragmentów wracałem wielokrotnie. Trudno stwierdzić, który akapit jest najmocniejszy, najbardziej zasługuje na uwagę - polecam lekturę całości. W skrócie napiszę, że tekst dotyczy niezawisłości mediów, ich roli, zadań, stosunku wobec władzy. Dowiadujemy się np., iż władza musi dysponować kanałem informacyjnym, by móc dotrzeć do społeczeństwa, a także by prowadzić politykę propaństwową, narodową.

Media publiczne są własnością wspólną, narodową, “przechodnią”, bez możliwości ich prywatyzowania (co chciała przeforsować PO i postkomuniści), i co należałoby zagwarantować nawet w konstytucji.

Logicznie więc, media publiczne są/muszą być z natury swej polityczne i żądanie ich “apolityczności” oznacza niezrozumienie logiki funkcjonowania demokracji wymagającej dla przejrzystości swego działania koniecznych i realnych narzędzi sprawowania władzy i jej sprawozdawania obywatelom.

Hasło więc i żądanie “apolityczności” mediów publicznych do dysponowania którymi ma prawo każda kolejna legalna władza, jest szkodliwym wyidealizowanym mitem, utrudniającym rządzenie państwem, zwłaszcza w czasie zagrożeń.

Dalej jest równie ciekawie: dowiadujemy się, że

media publiczne, a poprawniej – media “rządowe” NIE są, co do zasady, od “kontroli władzy”, bo od “kontroli władzy” i “patrzenia jej na ręce”, jak też “rozliczania” władzy są media PRYWATNE, które w Polsce przez 8 lat rząd lewicowo-lewacko-postkomunistyczny ochraniały medialnie przed społeczną krytyką, fałszując jej dokonania i ukrywając prawdę o jej ekscesach i aferach.

Posłanka pisze wprost: Media publiczne to media rządowe, i są to jak najbardziej media “polityczne”.

Proste? Nawet bardzo. We wpisie znajdziemy też inne perełki, okazuje się np., że media mają być przekaźnikiem informacji do władzy. Jak mają z tego korzystać obywatele? Trudno stwierdzić. Jest również mowa o zagwarantowaniu rzetelności poprzez regulacje (serio) czy o oddziaływaniu na zagranicznych widzów, słuchaczy. Odrzucając wszystkie głupoty i brak logiki, widzimy coś, czego wcześniej inni nie mówili głośno. Media publiczne/narodowe mają być tubą obozu rządzącego. Nie dziwię się, że ta szczerość nie spodobała się niektórym partyjnym kolegom i posłanka musiała tłumaczyć, że wpis to jej opinia, a nie stanowisko PiS.

Pod koniec roku sporo pisaliśmy o zamieszaniu wokół mediów publicznych (niebawem narodowych), zakładałem wówczas, że okres sylwestrowo-noworoczny trochę wyciszy temat i przez jakiś czas o nim nie usłyszymy. Pomyliłem się. I to bardzo. W ostatnich dniach ta kwestia wywoływała naprawdę duże emocje: dymisje, granie hymnu w radio, "wycieczki" do poprzedniej dekady i wspominki, a także "opinie" poseł Krystyny Pawłowicz, która... mówi, jak jest. Po prostu.

Pisałem już o tzw. małej ustawie medialnej, zakłada ona m.in. szybką wymianę władz w mediach publicznych i uzależnienie ich od ministra Skarbu Państwa. Nowelizacja przeszła już przez Sejm i Senat, teraz czeka na podpis Prezydenta. Byłbym zdziwiony, gdyby Andrzej Duda nie podpisał dokumentu. Tym samym niebawem będziemy mogli mówić o szybkim "klepnięci"u zmian, od słów decydenci przejdą pewnie do czynów - w mediach pojawi się nowa ekipa. Ta stara postanowiła nie czekać i zaczęła się już wykruszać, pojawiły się pierwsze dymisje:

Pięciu dyrektorów w Telewizji Polskiej, w tym szefowie TVP1, TVP2 i TAI, w sylwestra złożyło wypowiedzenia z pracy. Jak dowiedział się portal Wirtualnemedia.pl, o tym kroku myśleli już od kilku tygodni. W najbliższych dniach władzę w TVP powinien objąć nowy prezes, którym najprawdopodobniej zostanie Jacek Kurski.[źródło]

Dla jednych to zaskoczenie, dla drugich nic nadzwyczajnego - ci ludzie prawdopodobnie i tak utraciliby pracę, a składając dymisję mogą liczyć na dłuższy okres wypowiedzenia. Mamy zatem pożegnania:

Mniej więcej w tym samym czasie, gdy komentowano te roszady, zastanawiano się nad hymnami granymi przez Polskie Radio - co godzinę, przed wiadomościami Jedynka grała Mazurka Dąbrowskiego lub Odę do radości. W ten sposób protestowano przeciwko wspomnianej już nowelizacji ustawy medialnej. I znowu zamieszanie: dla jednych to hucpa, dla innych walka o wolność, niezależność mediów, także tych publicznych. Tu pojawia się jednak pytanie: czy media publiczne (narodowe) mogą/powinny być wolne i niezależne? A jeśli tak, to czy jest szansa, by osiągnąć taki stan? Sporo w tej materii wyjaśnia tekst opublikowany na stronie radiomaryja.pl (poniższe cytaty pochodzą z tego wpisu). Jego autorką jest Krystyna Pawłowicz - znana i budząca kontrowersje posłanka PiS.

Przyznam, że wpis czytałem z wypiekami na twarzy, do niektórych fragmentów wracałem wielokrotnie. Trudno stwierdzić, który akapit jest najmocniejszy, najbardziej zasługuje na uwagę - polecam lekturę całości. W skrócie napiszę, że tekst dotyczy niezawisłości mediów, ich roli, zadań, stosunku wobec władzy. Dowiadujemy się np., iż władza musi dysponować kanałem informacyjnym, by móc dotrzeć do społeczeństwa, a także by prowadzić politykę propaństwową, narodową.

Media publiczne są własnością wspólną, narodową, “przechodnią”, bez możliwości ich prywatyzowania (co chciała przeforsować PO i postkomuniści), i co należałoby zagwarantować nawet w konstytucji.

Logicznie więc, media publiczne są/muszą być z natury swej polityczne i żądanie ich “apolityczności” oznacza niezrozumienie logiki funkcjonowania demokracji wymagającej dla przejrzystości swego działania koniecznych i realnych narzędzi sprawowania władzy i jej sprawozdawania obywatelom.

Hasło więc i żądanie “apolityczności” mediów publicznych do dysponowania którymi ma prawo każda kolejna legalna władza, jest szkodliwym wyidealizowanym mitem, utrudniającym rządzenie państwem, zwłaszcza w czasie zagrożeń.

Dalej jest równie ciekawie: dowiadujemy się, że

media publiczne, a poprawniej – media “rządowe” NIE są, co do zasady, od “kontroli władzy”, bo od “kontroli władzy” i “patrzenia jej na ręce”, jak też “rozliczania” władzy są media PRYWATNE, które w Polsce przez 8 lat rząd lewicowo-lewacko-postkomunistyczny ochraniały medialnie przed społeczną krytyką, fałszując jej dokonania i ukrywając prawdę o jej ekscesach i aferach.

Posłanka pisze wprost: Media publiczne to media rządowe, i są to jak najbardziej media “polityczne”.

Proste? Nawet bardzo. We wpisie znajdziemy też inne perełki, okazuje się np., że media mają być przekaźnikiem informacji do władzy. Jak mają z tego korzystać obywatele? Trudno stwierdzić. Jest również mowa o zagwarantowaniu rzetelności poprzez regulacje (serio) czy o oddziaływaniu na zagranicznych widzów, słuchaczy. Odrzucając wszystkie głupoty i brak logiki, widzimy coś, czego wcześniej inni nie mówili głośno. Media publiczne/narodowe mają być tubą obozu rządzącego. Nie dziwię się, że ta szczerość nie spodobała się niektórym partyjnym kolegom i posłanka musiała tłumaczyć, że wpis to jej opinia, a nie stanowisko PiS.

Warto podkreślić użycie sformułowania, iż media są własnością "przechodnią", bo do niego wszystko się sprowadza. Telewizja i radio to łup, który po wyborach przechodzi z jednych rąk do drugich. W błędzie są ci, którzy myślą, że ten proces zaczął się jesienią 2015 roku. Można przywołać ciekawą wymianę zdań, do jakiej doszło niedawno w "Faktach po Faktach" - Katarzyna Kolenda Zaleska rozmawiała m.in. z byłym prezesem TVP Robertem Kwiatkowskim i przypomniała, że za jego czasów... było podobnie. Gdy Kwiatkowski mówił o grandzie, zawłaszczaniu mediów, dziennikarka weszła mu w słowo:

- Panie prezesie, tutaj się muszę wtrącić - powiedziała na to prowadząca program Katarzyna Kolenda-Zaleska. - Przypominam sobie, że kiedy SLD wygrało wybory, to było dokładnie to samo - stwierdziła.

- Ale to proszę przypomnieć... - próbował tłumaczyć się Kwiatkowski, na co dziennikarka odpowiedziała: -Ja wtedy pracowałam w telewizji publicznej i pan był moim szefem. I wtedy odeszłam z telewizji.

- Tak, ja to pamiętam. Ale to był rok 2002, a ja byłem prezesem od czterech czy pięciu lat. Pamięta pani dobrze, ale nie wszystko - tłumaczył Kwiatkowski. - Wszystko pamiętam doskonale - odparła Kolenda-Zaleska z uśmiechem. Drugi gość programu, także były prezes TVP w latach 2007 - 2008 Andrzej Urbański, skwitował wymianę zdań śmiechem.[źródło]

Posłanka Pawłowicz opisuje zatem problem, który trwa od lat i stwierdza po prostu, że ten mechanizm nie zostanie wyeliminowany - spodziewajmy się raczej jego betonowania. Bo to należy się zwycięzcom. Władza MUSI, jak pisze posłanka. Można przy tym mówić, że uczyni się media bardziej rzetelnymi, ale to już maskowanie. W tym momencie wypada przywołać wpis sprzed kilku dni - pisałem wówczas o pomyśle innego posła: Piotr Liroy-Marzec zaproponował, by zlikwidować media publiczne. Chociaż nie ma na to najmniejszych szans, rozwiązanie coraz bardziej mnie do siebie przekonuje...

Warto podkreślić użycie sformułowania, iż media są własnością "przechodnią", bo do niego wszystko się sprowadza. Telewizja i radio to łup, który po wyborach przechodzi z jednych rąk do drugich. W błędzie są ci, którzy myślą, że ten proces zaczął się jesienią 2015 roku. Można przywołać ciekawą wymianę zdań, do jakiej doszło niedawno w "Faktach po Faktach" - Katarzyna Kolenda Zaleska rozmawiała m.in. z byłym prezesem TVP Robertem Kwiatkowskim i przypomniała, że za jego czasów... było podobnie. Gdy Kwiatkowski mówił o grandzie, zawłaszczaniu mediów, dziennikarka weszła mu w słowo:

- Panie prezesie, tutaj się muszę wtrącić - powiedziała na to prowadząca program Katarzyna Kolenda-Zaleska. - Przypominam sobie, że kiedy SLD wygrało wybory, to było dokładnie to samo - stwierdziła.

- Ale to proszę przypomnieć... - próbował tłumaczyć się Kwiatkowski, na co dziennikarka odpowiedziała: -Ja wtedy pracowałam w telewizji publicznej i pan był moim szefem. I wtedy odeszłam z telewizji.

- Tak, ja to pamiętam. Ale to był rok 2002, a ja byłem prezesem od czterech czy pięciu lat. Pamięta pani dobrze, ale nie wszystko - tłumaczył Kwiatkowski. - Wszystko pamiętam doskonale - odparła Kolenda-Zaleska z uśmiechem. Drugi gość programu, także były prezes TVP w latach 2007 - 2008 Andrzej Urbański, skwitował wymianę zdań śmiechem.[źródło]

Posłanka Pawłowicz opisuje zatem problem, który trwa od lat i stwierdza po prostu, że ten mechanizm nie zostanie wyeliminowany - spodziewajmy się raczej jego betonowania. Bo to należy się zwycięzcom. Władza MUSI, jak pisze posłanka. Można przy tym mówić, że uczyni się media bardziej rzetelnymi, ale to już maskowanie. W tym momencie wypada przywołać wpis sprzed kilku dni - pisałem wówczas o pomyśle innego posła: Piotr Liroy-Marzec zaproponował, by zlikwidować media publiczne. Chociaż nie ma na to najmniejszych szans, rozwiązanie coraz bardziej mnie do siebie przekonuje...

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Więcej na tematy:

PolskahotMedia publiczne