Jeżeli mało nam zwycięstw w dziedzinie sportu czy gospodarki, zawsze możemy sięgnąć po technologie elektroniczne. Okazuje się, że polskie służby polic...
Polska znów bije rekordy - tym razem pod względem inwigilowania swoich obywateli
Jeżeli mało nam zwycięstw w dziedzinie sportu czy gospodarki, zawsze możemy sięgnąć po technologie elektroniczne. Okazuje się, że polskie służby policyjne pod względem sięgania po dane telekomunikacyjne nie mają sobie równych. Pod tym względem jesteśmy w absolutnej czołówce europejskiej. Aż strach się bać.
Jak podał Urząd Komunikacji Elektronicznej (UKE), w 2011 roku polskie służby (nie tylko sama policja, ale też sąd, prokuratura, ABW) wystosowały w sumie 1 mln 856 tys. żądań po nasze dane telekomunikacyjne. Udało nam się pobić własny rekord, bowiem w 2010 było ich o 500 tys. mniej (w 2009 - 800 tys. mniej).
Organizacja Panoptykon w infografice podaje ciekawe zestawienie liczbowe w związku z ujawnionymi danymi. Okazuje się bowiem, że w zeszłym roku polskie służby inwigilowały więcej osób niż jest mieszkańców Warszawy, a 6 razy więcej niż mógłby pomieścić Stadion Narodowy. Gdyby ktoś organizował zawody pod względem dostępu do prywatnych danych telekomunikacyjnych, pewnie największymi konkurentami dla nas byłaby Białoruś albo Kuba.
Z pewnością polskie prawo jest w tym względzie zbyt liberalne. Służby państwowe mają zbyt łatwy dostęp do naszych danych, nie tylko gdy zachodzi podejrzenie o popełnienie przestępstwa, ale również prewencyjnie. Niekiedy wręcz dochodzi do naginania czy obchodzenia prawa. Tak też było w przypadku śledzenia rozmów dziennikarzy „Gazety Wyborczej”.
Osobnym problemem jest powoli stają się różnego rodzaju organizacje walczące z piractwem - o czym przeczytamy w „Dużym Formacie”. Niekiedy również i one naginają prawo, podpuszczając internautów do nielegalnego pobierania plików. Następnie prawnicy uzyskują dane osobowe od operatorów, składając w prokuraturze doniesienie o przestępstwie.
Problem leży moim zdaniem nie w złej woli służb, ale skonstruowaniu polskiego prawa. Kiedy można wykorzystać jakiś zapis na swoją korzyść, zawsze znajdzie się taki, który to zrobi. Obecne zapisy zmuszają operatorów do przekazywania prywatnych danych na żądanie - niekiedy we wręcz kuriozalnych sprawach.
Znalazłem informacje, że sprawą zbyt łatwego dostępu do naszych danych rząd miał zająć się jeszcze w... 2009 roku. Donald Tusk powołał wtedy do tej sprawy zespół pod wodzą Jacka Cichockiego (minister MSW). W 2011 zaproponowano nawet zmiany w prawie, ale przyszły wybory i o wszystkim zapomniano. Dopiero po publikacji kolejnych danych minister Michał Boni przypomniał sobie o problemie.
Oby tym razem projekt zmian znowu nie przepadł.
Źródło grafiki: UKE (via Panoptykon.org)
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu