Polska

Płatności zbliżeniowe to przekleństwo naszych czasów - ale ten czas niedługo minie

Jakub Szczęsny
Płatności zbliżeniowe to przekleństwo naszych czasów - ale ten czas niedługo minie
Reklama

O Polsce można mówić wiele niemiłego, ale ja na przykład cenię sobie fakt, że w każdym poważniejszym sklepie (nawet osiedlowym) będę w stanie zapłacić...

O Polsce można mówić wiele niemiłego, ale ja na przykład cenię sobie fakt, że w każdym poważniejszym sklepie (nawet osiedlowym) będę w stanie zapłacić kartą. Gotówkę noszę przy sobie okazjonalnie, plastik jest wygodniejszy, szybszy i eliminuje znany nam wszystkim "deficyt grosika". Kontrola nad stanem konta to już inna historia - godzę się z tym, że czasem wydam nieco więcej - ale mając przy okazji większy komfort płacenia.

Reklama

Terminale płatnicze wyposażone w moduł zbliżeniowy to nic dziwnego w Polsce. Ale na przykład w Niemczech już trudno będzie zapłacić kartą. Gdzieniegdzie się uda, natomiast nawet w większych sklepach miałem tam problem z uiszczeniem płatności. Z przyzwyczajenia nie wymieniałem waluty - dla mnie płacenie kartą jest najzupełniej normalne. Takich problemów nie miałem we Francji, czy w Portugalii, gdzie wszystko odbywało się "od strzału".

Ale nie o tym tutaj. Wczoraj zdarzył mi się mały wypadek. Dzwoni do mnie siostra - prosi. Ej, Jakub, zapłać mi za to i za to na Allegro, gdzieś posiałam kartę kodów, oddam. Nic wielkiego, sięgam do portfela, wyciągam kartę kodów, płacę. Voila, przelew poszedł. Kompletuję plastik do portfela i... brakuje karty. Oczywiście popłoch - gdzie byłem, co robiłem? Szybkie przeszukanie w pokoju, w międzyczasie myślałem o tym, gdzie mogłem kartę zgubić. Byłem na poczcie, odbierałem przesyłkę, dawałem dowód. Mogła wypaść. Nie wypadła, tam jej nie ma. Zastrzegam kartę.


Wieczór miałem iście wariacki. Szybki telefon do banku, oczywiście pod nosem (i pod własnym adresem) kilka cichych bluzgów. Pierwszy raz zdarza się mi się taka sytuacja, trochę się denerwuję, bo równie dobrze ktoś mógł sobie już kartę przygruchać i... zrobić zakupy. Bez uwierzytelnienia.

Nieszczęsne płatności zbliżeniowe

Kiedy już środki na koncie były bezpieczne, zacząłem się zastanawiać, czy gdyby nie było płatności zbliżeniowych, denerwowałbym się mniej. Oczywiście! Za 5 dych można zrobić już kawałek niezłej, dwuosobowej imprezy, albo i czteroosobowej rezygnując z zagrychy. Tak kartą można zapłacić kilka razy, z konta może uciec mnóstwo pieniędzy. A limity mam ustawione wysoko. Nie wierzę w ignorancję złodzieja - ten z pewnością wie, że do 50 złotych kartą zapłaci i nie będzie musiał wpisać PIN-u, którego nie zna. No, właśnie, dlaczego do cholery nie wpisuje się PIN-u?

Długo nie mogłem tego zrozumieć. To by miało pewien sens, gdyby ludzie mieli chipy NFC wszczepiane w dłonie i trudno byłoby je zgubić. Wystarczy chwila nieuwagi, by narazić nasze środki na ogromne niebezpieczeństwo. Dlatego jak tylko dostanę nową kartę... złożę dyspozycję o... wyłączenie modułu zbliżeniowego. Wolę przeciągnąć kartę w czytniku, podać PIN i być spokojnym. PIN może i nie jest doskonałym zabezpieczeniem karty, ale może mi dać więcej czasu na ewentualne zastrzeżenie plastiku. W moim banku wystarczy pojawić się osobiście i złożyć taką dyspozycję, w innych może być różnie.

Jeszcze jedno


Reklama

Transakcje za pośrednictwem telefonu komórkowego dzięki modułowi NFC - potwierdzane odciskiem palca lub skanem tęczówki oka (Lumia 950) - tutaj jestem bardziej skłonny zawierzyć technologii szybkich transakcji bezgotówkowych. I mam nadzieję, że to stanie się absolutnie powszechne. A na koniec - karta się znalazła. Okazało się, że zostawiłem ją w domu rodziców, gdzie byłem dwa dni temu. Odwrócić procesu zastrzeżenia jej/unieważnienia niestety nie mogę - na szczęście za nowy plastik nie zapłacę ani złotówki. Uff.

Grafika: 1, 2, 3

Reklama

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama