Felietony

Już dawno nikt nie chciał mnie zabić. Kierowcy zmądrzeli?

Jakub Szczęsny
Już dawno nikt nie chciał mnie zabić. Kierowcy zmądrzeli?
41

Drodzy Kierowcy, drodzy Piesi, Rowerzyści i wszyscy niewymienieni. Wymuszone przejście na codzienny napęd butopędny, bo samochód się pochorował spowodowało, iż samodzielnie przetestowałem zachowania kierowców na przejściach. I jak? I nikt nie chciał mnie zabić. Trochę się dziwię, bo wielu by się przecież znalazło takich, którzy wjechaliby we mnie na pełnym gazie.

Byłem zaskoczony, bo o ile mam naprawdę mnóstwo wiary w naszą cywilizację - widziałem już takie rzeczy na drogach (i na drogach - ale w Internecie), że nic mnie już nie zdziwi. I w sumie, to na każdą rozmowę o kierowcach jedynie wzruszałem ramionami i stwierdzałem: "Zaorać i bratków nasadzić, tyle zostało". Już tak dwa tygodnie dreptam do biura, przekraczam jedno, drugie, trzecie przejście. Minimum 6 razy dziennie natykam się na miejsce, w którym nie dość że znajduje się przejście bez sygnalizacji - to w dodatku jest to dwupasmówka. Tam jest ogromne ryzyko wystąpienia największego debilizmu na drodze, jaki można odwalić: wyprzedzanie na przejściu. Umysły niektórych kierowców nie pojmują, że na drodze o wyznaczonych kilku pasach w jedną stronę występuje coś takiego jak wyprzedzanie. Poniżej film instruktarzowy - jak zabić pieszego.

I ja wiem, że czasami piesi zachowują się jakby im się wewnętrzny OS zawiesił i poczynił najdurniejszą rzecz pod słońcem. Albo stoją sobie przed przejściem i wcale nie mają zamiar go użyć, albo wbiegają pod koła, nie rozglądają się i mają w poważaniu nawet sygnalizację świetlną. Tutaj odbijam piłeczkę: wychodzę z założenia, że jak mi się już taki pieszy położy na masce i przedniej szybie - to prawdopodobnie będę mieć go na sumieniu. Czyja by to wina nie była - miałbym pewnie traumę do końca życia. Bo przecież zginął człowiek.

Dlatego dziwiłem się zawsze kierowcom, którzy jechali "na pewnego" - pokonując kolejne skrzyżowania i przejścia bez refleksji nad tym, czy aby ktoś niezmotoryzowany nie pojawi się na horyzoncie. Wskazałem to już w innych tekstach, które znajdziecie w obrębie tego materiału - wyprzedzanie na przejściu to najgłupsze, co można zrobić. Tak trudno pojąć, że zatrzymujący się przed OZNAKOWANYM przejściem kierowca ustępuje pierwszeństwa pieszemu? Mnie trudno nie jest, Wam pewnie też nie. Ale tacy delikwenci niestety się zdarzają.

Nastąpił cud. Po zmianie przepisów jakby... się poprawiło?

Wiecie, ja nie wierzyłem że takie rzeczy mogą mieć miejsce. Że kierowcy, dotychczas jako masa nieco niereformowalni wezmą sobie do serca to, że zmiana przepisów oznacza także zmianę przyzwyczajeń. Od 1 czerwca pieszy wchodzący na przejście (to trochę nieprecyzyjne jest, ale...) ma pierwszeństwo. Pieszy ten jednak nie ma prawa wchodzić przed nadjeżdżający pojazd. Dodatkowo, pieszy nie może w trakcie przekraczania takiego przejścia korzystać z telefonu komórkowego. I bardzo dobrze - nie tylko kierowcy powinni mieć obowiązki na drogach. Pieszy świętą krową nie jest i jako użytkownik drogi podobnie jest odpowiedzialny za swój byt (lub niebyt) na niej.

Przed tym, jak się zmotoryzowałem, kląłem solidnie na kierowców którzy na przejściach mają daleko w zadzie pieszych na przejściach. Dajmy na to: znajduję się już na przejściu, samochód od "mojej" krawędzi drogi zatrzymuje się. Dziękuję mu, ale jednocześnie ostrożnie zaglądam za ustępujące mi auto i patrzę, czy aby na sąsiednim pasie nie znajduje się taki gość, który jedzie zawsze szybko, ale i bezpiecznie. I wiecie, kilka razy uratowało mi to jak nie życie, to skórę i sprawność. Bo często zdarzało się, że na sąsiednim pasie kierowca nie pomyślał o tym, że jak ktoś stoi przed przejściem to może się tam wyłonić... kto? Przecież nie godna naszych pieniędzy ochrona zdrowia i wydolny finansowo ZUS. Pieszy.

Teraz jest już inaczej: piesi chodzą sobie po przejściach i jak na razie, przez dwa tygodnie butopędności, rozbijania się Boltami i zazdrosnego spoglądania na operatorów hulajnóg nikt zabić mnie nie chciał. Nie znalazł się żaden zniesmaczony moją działalnością czytelnik, który postanowił uwolnić świat od mojej bytności tutaj. Widać zmianę w zachowaniu kierowców - nie stoisz już jak Wład Palownik o poranku i nie czekasz, aż ktoś pomyśli że: "no, kurde pada - puszczę tego pieszego, niech sobie idzie". Z reguły dzieje się to od razu - macham do takiego kierowcy, dzięki-dzięki i idziemy dalej. Nie oznacza to oczywiście, że pieszy może sobie teraz iść przez pasy z zawiązaną na oczach opaską. Tak dobrze nie ma.

Zmiana przepisów była mocno "pompowana" w mediach

I to pewnie przyniosło określony, pozytywny skutek. Użytkownicy dróg siłą rzeczy gdzieś musieli się spotkać z tym, co zmieni się w przepisach i odpowiednio wcześnie się do tego przygotowali: niezależnie od tego, czy się z tym zgadzają czy nie. Można więc uznać, że pewne kontrowersje które budowały się wokół tego kroku ostatecznie się opłaciły i mamy do czynienia z pozytywnymi efektami.

Liczę na efekt podobny w zakresie zmian w taryfikatorze mandatów. Nie jestem fanem szybkiej i bezpiecznej jazdy. Chcesz poświrować? Zapraszam na tor. Ja tymczasem czekam na naprawę auta, znowu rozsiądę się w kanapowcu i jak "Cool Cat" z utworu Queen będę sobie cruise'ował przez miasto. Trzymajcie się, szerokiej i bezpiecznej drogi - każdemu z Was!

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu