Recenzja

One Piece World Seeker to przykład zmarnowanego potencjału, który... i tak daje sporo frajdy

Kamil Świtalski
One Piece World Seeker to przykład zmarnowanego potencjału, który... i tak daje sporo frajdy
1

One Piece to jedna z najważniejszych marek w świecie mangi i anime. Wydawana nieustannie od ponad dwudziestu lat dorobiła się już kilkudziesięciu gier, a pierwsze z nich debiutowały na WonderSwanie i pierwszym PlayStation. Od tego czasu sporo zadziało się nie tylko w historii Luffy'ego i spółki, ale także technologii. Dlatego też po tych wszystkich latach doczekaliśmy się gry z otwartym światem która... ma swój urok, ale daleko jej do ideału. Nawet bardzo.

Nowa opowieść i otwarty świat, który... zawodzi

Ostatnie dwie generacje dały nam tyle niesamowitych gier osadzonych w otwartym świecie, że zaskoczyć graczy w tej materii jest niezwykle trudno. Ale tu już nie chodzi o element zaskoczenia, a... doskoczenie do pewnych obowiązujących obecnie standardów. One Piece: World Seeker zabiera nas do zamkniętej opowieści przywodzącej na myśl filmy kinowe towarzyszące serii, a za scenariusz odpowiada autor mangi. Wyspa na którą trafiamy okazuje się być więzieniem, a lwia część naszej przygody to poszukiwanie zagubionych po drodze przyjaciół. Niby fajnie, ale... no nie do końca. Bo świat, mimo że od początku dostępny dla nas w całej okazałości, nie należy do specjalnie bogatych. A wręcz przeciwnie: poza (nudnym) głównym wątkiem fabularnym, zadania poboczne to typowe znajdź-i-przynieś, które znudziły mnie w połowie pierwszego z nich.

Stare sztuczki wciąż dają od groma frajdy

Luffy to bohater, który przez lata udowodnił już że stać go na wiele. Jego nietypowe umiejętności dają kopa już na starcie, a im dalej w las — tym bardziej możemy je rozwijać za zdobywane podczas rozgrywki punkty. Całość podzielona została na kilka kategorii — zarówno tych skupiających się na walce, jak i wygodniejszej (i szybszej) eksploracji tych ogromnych terenów. Przyznaję szczerze, że nie należę do specjalnych miłośników marki One Piece — ale z przyjemnością zawsze ogrywam kolejne tytuły oparte na markach Shounen Jumpa — i większość gier z marką OP w tytule mam za sobą. I przyznam szczerze, że... tutaj bawiłem się... zaskakująco dobrze. Choć lojalnie uprzedzam, że nie jest to tytuł pozbawiony wad.

Zasiadając do One Piece: World Seeker nie miałem ambicji zaglądania w każdy kąt i wykonywania wszystkich misji na sto procent. Otwarte światy często okazują się dla mnie nudne, sztucznie przedłużane i miejscami przekombinowane. Ale Luffy doskonale wpasował się w ten nieco biedny, ale też... przemyślany świat. Jego naturalne umiejętności były nieocenioną pomocą przy eksploracji, wspinaczce i przechadzaniu się od krawędzi do krawędzi mapy. Walki były przyjemne — choć po pewnym czasie stały się dość monotonne. Stąd wielkim atutem gry jest jej długość, a może raczej krótkość — jeżeli nie będziecie zaglądać w każdy kąt i darujecie sobie ganianie za zadaniami pobocznymi, przejście World Seekera zajmie wam raptem kilka godzin. Samo bieganie i poszukiwanie skarbów po kilku godzinach też staje się dość monotonne, dlatego zauważyłem jak z automatu coraz częściej korzystałem z punktów szybkiej podróży.

Przyjemne i zobowiązujące, ale wstrzymajcie się do pierwszych obniżek

Dla mnie One Piece: World Seeker okazał się fajną odskocznią i przyjemnym relaksem po pracy. Zaznaczam: dla mnie, osoby, która nie spodziewała się po tym tytule zbyt wiele, a przywiązania do samej marki specjalnego nie czuję. Miło było mieć więcej wolności niż dotychczas, fajnie też, że doczekaliśmy się nieco innej gry w uniwersum niż sztampowa bijatyka zamknięta na niewielkiej arenie czy musou, które były dotychczasowym standardem. To fajny kierunek, który — mam nadzieję — w sequelu zostanie bardziej rozbudowany i wypełniony zestawem CIEKAWYCH zadań pobocznych. Takich po które gracze sięgną z innych powodów niż tylko trofea i osiągnięcia. Bo na tę chwilę kompletnie nie widzę innego sensu w uganianiu się za nimi. Światy One Piece są barwne, kolorowe i pełne przygód — czego w tej grze, niestety, nie uświadczymy. Jeżeli szukacie lekkiej, niezobowiązującej, produkcji — to śmiało. Chociaż warto wstrzymać się chociaż do pierwszej większej obniżki cen...

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu