Kryptowaluty

Nielegalna elektrownia dla koparek bitcoinów? Dlaczego by nie...

Krzysztof Kurdyła
Nielegalna elektrownia dla koparek bitcoinów? Dlaczego by nie...
Reklama

Kiedy mieszkaniec niewielkiego osiedla w kanadyjskim stanie Alberta relaksował się w wannie z hydromasażem, jego uszy zaatakował głośny hałas przypominający lądowanie samolotu. W położonej z dala od cywilizacji osadzie było to coś nienormalnego i zdecydowanie niepożądanego.

Ponieważ hałas stał się stałym elementem życia mieszkańców, Ci dość szybko zaczęli poszukiwania źródła, które zaprowadziły ich do teoretycznie nieczynnego odwiertu gazu ziemnego, będącego własnością firmy MEGA Energy. Jak się okazało, na teren działki ktoś zwiózł sporą ilość kontenerów, które, jak się później okazało, zawierały cztery serwerownie oraz cztery generatory prądu o mocy 1,25 MW, spalające 210 m3 gazu na godzinę. Mieszkańcy zgłosili ten fakt odpowiednim służbom, które postanowiły sprawdzić całą inwestycję.

Reklama

Elektrownia na lewo

Wyniki kontroli okazały się co najmniej zaskakujące. Jak się okazało, teren zajęła, „zapominając” powiadomić o tym nawet właściciela działki, firma Link Global. Na jej stronie możemy przeczytać, że specjalizują się, jak to ładnie określono, w wykorzystywaniu „nieużywanej energii oraz marnowanego ciepła” do kopania bitcoinów, a jej personel ma „łącznie 25 lat doświadczenia w energetyce alternatywnej”.

Te sumaryczne 25 lat doświadczenia okazało się jednak niewystarczające, aby przeprowadzić całą operację legalnie. Początkowo Link Global stwierdziło, że mają udokumentowaną historię konsultacji z odpowiednimi agencjami, władzami lokalnymi i sąsiadami, ale po poproszeniu o dostarczenie dokumentów, okazało się to kłamstwem. Firma spróbowała zmienić strategię i ogłosiła, że badania hałasu generowanego przez ich urządzenia i nie wykazały nic niepokojącego. Jednak udostępniony śledczym folder z wynikami badań okazał się pusty, a wersja papierowa raportu nigdy do agencji nie dotarła.

To tak nie móżna?

Koniec końców, dociśnięty do ściany CEO firmy przyznał, że firma dokonała zupełnej samowolki ponieważ nie wiedziała, że żeby zacząć produkcję energii w tym miejscu potrzebne są jakieś papierki,  uzgodnienia czy pozwolenia. Jednocześnie firma zadeklarowała chęć pełnej współpracy, zasponsorowanie dokładnych badań i wstrzymanie pracy „fabryczki” bitcoinów w godzinach nocnych (część mieszkańców skarżyła się, że hałas jest tak duży, że uniemożliwia im sen).

Agencja odpowiedzialna za zbadanie tej sprawy oferty nie przyjęła. Po stwierdzeniu złamania przepisów nakazała natychmiastowe zamknięcie obiektu (a właściwie dwu obiektów, okazało się, że w pobliżu firma postawiła jeszcze jeden, podobny „przybytek”) oraz nałożyła pierwsze kary finansowe. Dodatkowo na firmę mogą spaść kolejne kary, za „umyślne lekceważenie wymogów regulacyjnych”. Media spekulują, że Link Global grożą kary wysokości nawet 5,6 miliona dolarów amerykańskich. Postępowanie ma rozpocząć się w listopadzie.

Link Global trzyma się swojej kuriozalnej linii obrony, w ramach której utrzymuje, że błędy poczyniono z niewiedzy. W oświadczeniu opublikowanym na stronie można przeczytać „że ​​nie byli świadomi ustawowych i regulacyjnych wymogów dotyczących wytwarzania energii elektrycznej w Albercie, kiedy rozpoczęli działalność w Campbell i Kirkwall”, zarząd jednocześnie podziękował akcjonariuszom za wsparcie w tych trudnych chwilach. Firmie teoretycznie pozostawiono furtkę do dalszego działania. Musi tylko zdobyć wszystkie pozwolenia i opinie środowiskowe. Będzie to raczej trudne... mieszkańcy, którzy wnieśli skargi, nie chcą nawet o tym słyszeć.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama