Siła social mediów to miecz obosieczny. I czasami warto zastanowić się nad tym, czy już można ponarzekać, czy swoimi doświadczeniami warto podzielić się dopiero po czasie — dla własnego dobra. O tym że czasami warto się wstrzymać dość boleśnie okazał się pasażer linii lotniczej Malaysia Airlines.
Nigdy nie pisz źle w social mediach o usłudze, jeśli wciąż z niej korzystasz
Siła social mediów wciąż jest bagatelizowana — i kompletnie mnie to nie dziwi. Traktowanie serio internetowych krzykaczy, którzy nierzadko starają się pozostać anonimowi. Do tego te wszystkie sławy: znane z dodawania śmiesznych obrazków i wrzucania selfie co, w gruncie rzeczy, nie jest specjalnie poważne. Jednak ogromne zasięgi influenserów nie biorą się znikąd, a wszystkie marki po coś jednak zatrudniają specjalistów którzy dbają o ich wizerunek w sieci. Pożary najlepiej gasić tak szybko, jak tylko się pojawią. Ale jak pokazuje przykład niezadowolonego youtubera-podróżnika, czasem z opiniami warto się wstrzymać do czasu, kiedy to... przestaniemy korzystać z usługi. Sytuacja na swój sposób komiczna, ale w gruncie rzeczy — dość poważna, bo niewinny człowiek został potraktowany jak intruz i pasażer drugiej kategorii.
Narzekał na obsługę lotu w internecie, więc ta nie podała mu nawet wody
Josh Cahill na co dzień zajmuje się podróżniczym vlogowaniem. 53 tysiące widzów na YouTube, ponad 20 tysięcy followersów na Instagramie — solidne liczby. Chłopak odwala kawał dobrej roboty, a przygotowywane przez niego materiały ogląda się z przyjemnością. We wrześniu zaliczył on jednak niezbyt przyjemny lot liniami Malaysia Airlines. Fatalna obsługa, zepsuty zestaw multimedialny, nic nie szło jak należy. Korzystając więc z tego, że miał dostęp do sieci podczas trwającego kilkanaście godzin lotu — ponarzekał w internecie, oznaczając przy tym oficjalne konto linii lotniczych.
https://www.instagram.com/p/BoGNmi-HPhx/
Na reakcję nie trzeba było długo czekać — pracownicy firmy dowiedzieli się o jego narzekaniach jeszcze podczas lotu, a wtedy złe doświadczenie stało się jeszcze gorszym. Nie mógł bowiem doprosić się od nich nawet wody — traktowano go jak powietrze. Ostatecznie zgodził się zatrzymać filmowanie (a przynajmniej tak powiedział pracownikom w samolocie — Cahill zadbał o odpowiednie pozwolenia na kilka tygodni przed lotem) i doczekał się posiłku. Gdy wysiadł z samolotu, na lotnisku czekał na niego reprezentant Malaysia Airlines z oficjalnymi przeprosinami. A wszystko to przez jeden wpis w social mediach...
W całej tej historii pojawia się aspekt, który boli najbardziej. Nic z tego co napisał Josh Cahill nie było nadużyciem, ani kłamstwem. Po prostu opisał swoje doświadczenia, a wtedy ekipa w samolocie zaczęła go wrogo traktować, jakby jego winą było, że serwis nie stoi na dostatecznie wysokim poziomie, a system rozrywki na pokładzie nie działa. I choć doskonale rozumiem że na drugi z elementów nie mieli oni absolutnie żadnego wpływu, tak pierwszej kwestii usprawiedliwić... zwyczajnie nie potrafię. Po tym jak ich zachowanie pozostawiało wiele do życzenia i ktoś zwrócił na to uwagę, postanowili się na niego obrazić.
No cóż — nauczka dla wszystkich. Nim podniesiecie raban w social mediach, najpierw przestańcie korzystać z danej usługi, inaczej skutki mogą być zupełnie odwrotne do zamierzonych. Trochę śmieszno, trochę straszno.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu