I to wcale nie dlatego, że jest za drogi (chociaż 16 tys. za najbardziej wypasiony model drogą nie chodzi), ale dlatego, że nie widzę sensu w konstruk...
I to wcale nie dlatego, że jest za drogi (chociaż 16 tys. za najbardziej wypasiony model drogą nie chodzi), ale dlatego, że nie widzę sensu w konstrukcjach, które ze swej zasady mają łączyć mobilność z jako-taką wydajnością. A tymczasem Alienware proponuje nam 5-kilogramowe monstrum z kiczowatym designem.
Swego czasu „furorę” w Google Play robiła aplikacja I am Very Rich, która oprócz tego, że zarzucała ekran cytatami milionerów, nie robiła zupełnie nic, a obciążała rachunek na kwotę 700 zł. Taka fanaberia dla tych, którzy nie mają co robić kasą.
Na podobną ocenę w mojej opinii zasługują najnowsze laptopy Alienware, oznaczone numerkami 17 i 18, odnośnie do wielkości zamontowanej matrycy. Najkrótsze ich określenie to wydajnościowe potwory. Na pokładzie mają najnowsze Haswelle od Intela (do 4,3 GHza na jednym z rdzeni i7) i 2-gigabajtowe karty graficzne Nvidii (GTX 765/770/780M). Te ostatnie po dwie, pracujące w SLI.
Alienware nie zapomniał jeszcze oczywiście o bajerach, takich jak karty dźwiękowe (to akurat może być przydatne), możliwe do spersonalizowania podświetlenie i „anodyzowane aluminium oraz stopy magnezu”, z których zbudowana jest obudowa.
Wszystko to jednak w najsłabszej konfiguracji (6,5 tys. zł) waży trochę powyżej 4 kg, za to w najmocniejszej 5,5 kg. Jak dla mnie dyskwalifikuje to automatycznie laptop z jakichkolwiek rozważań o możliwości kupna. Ale przecież Alienware nigdy nie robił sprzętów dla zwykłych zjadaczy chleba…
Jednak nawet Ci, nie-zwykli, zawsze mnie dziwili, wybierając tego producenta. Bo przecież między notebookiem takim, a klasycznym desktopem, można przy pewnych uproszczeniach postawić znak równości. I to, i to będzie stało na biurku i pożerało gigantyczne ilości prądu. A przecież klasyczny komputer wraz z odpowiednio dobranymi peryferiami (większy monitor!) zapewnia nieporównywalny komfort użytkowania. Zerknijcie tylko na zdjęcia, jakie gabaryty ma ten laptop!
A na dodatek, przy podobnej wydajności desktop, jest tańszy i nie wygląda tak dennie-efekciarsko. Co prawda Alienware cały czas kurczowo trzyma się swojej niszy, ale interesuje mnie czy wśród czytelników Antyweba są tacy, którzy skusili się kiedyś na jego zakup.
Na koniec zahaczę jeszcze raz o design. Sukces minimalistycznych, a praktycznych laptopów Lenovo pokazał dobitnie, że klienci nie oczekują, że po każdym fragu w „CoDzie” laptop wygeneruje na obudowie tęczę, a szukają rozwiązań uniwersalnych. Laptopów, na których będzie można pograć, coś napisać, poczytać i bez zawstydzenia przynieść na spotkanie biznesowe.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu