Gry

Najlepsze gry 1994 roku –przegląd subiektywny, część czwarta

Paweł Kozierkiewicz
Najlepsze gry 1994 roku –przegląd subiektywny, część czwarta
Reklama

Przed Wami ostatnia odsłona „growej” podróży w przeszłość. Sam byłem (i nadal jestem) zaskoczony liczbą ważnych tytułów, które zadebiutowały dwadzieśc...

Przed Wami ostatnia odsłona „growej” podróży w przeszłość. Sam byłem (i nadal jestem) zaskoczony liczbą ważnych tytułów, które zadebiutowały dwadzieścia lat temu. Wiele z gier z tamtych lat wzbudza dużo wspomnień i sentymentów. Spora część dostarcza tyle samo frajdy co kiedyś…

Reklama

Dzisiejsze zestawienie w pewnym stopniu zdominowane jest przez bijatyki, które to były niezmiernie popularne w tamtym okresie. Nie zabrakło jednak kilku innych pozycji, o których warto było wspomnieć.

Final Fantasy VI

Choć za najpopularniejszą odsłonę cyklu uważa się część VII, to właśnie Final Fantasy VI jest przez wielu miłośników serii uważana za najlepszą. Jest to też ostatnia część wydana na konsolę Super Nintendo. Fabuła opowiada o grupie rebeliantów, którzy postawili sobie za cel obalenie złego dyktatora. W Final Fantasy VI mieliśmy aż 14 grywalnych bohaterów – każdy z nich charakteryzował się innym zestawem umiejętności oraz unikatowym charakterem. Ciekawostką jest, że w USA gra została wydana jako Final Fantasy III. Było to spowodowane tym, że w Stanach Zjednoczonych wypuszczono do sprzedaży wcześniej jedynie dwie części sagi i chciano w ten sposób zachować kolejność numeracji.

Jazz Jackrabbit

Inwazja złych żółwi postępuje. Kolejne planety poddają się terrorowi rozsiewanemu przez Devana Shella – przywódcę żółwiego imperium. Kiedy mieszkańcy planety Carrotus stawiają zaciekły opór najeźdźcy, Devan porywa księżniczkę Evę Earlong i ukrywa ją w bliżej nieznanym miejscu. Król Carrotusa prosi największego bohatera planety, aby uwolnił „uszogłowę”. Jazz Jackrabbit wkracza do akcji!

Zręcznościowa gra platformowa opracowana przez Epic Megagames (to Ci od Unreala) przedstawia misję uszatego Rambo, który rusza do działania. Sterujemy zielonym królikiem z charakterystyczną czerwoną opaską na głowie, który uzbrojony w wielozadaniowy karabinek przedziera się przez kolejne planety dokonując eksterminacji hord żółwi. Jazz Jackrabbit wyróżniał się rewelacyjną oprawą graficzną, dobrym tempem rozgrywki oraz świetnie zaprojektowanymi poziomami.

Little Big Adventure

Wspaniała przygodowa gra akcji, w której wcielaliśmy się w postać Twinsena. Pewnego razu nasz protagonista doznaje wizji, w której widzi zagładę swojej planety. Za szerzenie opowieści o rychłym końcu, zostaje on zamknięty z zakładzie dla obłąkanych. Po udanej próbie ucieczki, podejmuje się heroicznego wyzwania – uratowania świata, obalenia złego dyktatora oraz uwolnienia swojej dziewczyny z niewoli. Całkiem sporo jak na jedną osobę.

Little Big Adventure zachwycało przepiękną grafiką i animacją postaci. Widok był pokazywany w rzucie izometrycznym, jednak wszystkie postaci zostały stworzone jako obiekty trójwymiarowe. Twinsen mógł poruszać się w jednym z czterech trybów – agresywny służył do walki, sportowy do biegania, dyskretny do przekradania się za plecami przeciwników i normalny, który pozwalał m.in. operować dźwigniami. Produkcja Adeline Software zdobyła także uznanie za świetnie stworzony świat, pełen oryginalnych ras.

One Must Fall: 2097

Ciekawa bijatyka, w której zamiast ludzi, mieliśmy walczące między sobą roboty. Gra oferował trzy tryby – jedno- i dwuosobowy oraz turniej. To, co dodatkowo wyróżniało One Must Fall: 2097 od innych produkcji, to ciekawa koncepcja łączenia możliwości robotów z umiejętnościami ich operatorów. W grze mieliśmy do wyboru 11 zróżnicowanych maszyn, a także 10 pilotów. Z połączenia tych dwóch elementów mogliśmy stworzyć zespół dysponujący unikatowymi zdolnościami wykorzystywanymi później podczas walki. Do starć dochodziło na jednej z pięciu aren. Cztery z nich dodatkowo zawierały pewne utrudnienia. Na przykład w trakcie starcia na pustyni nadlatywały myśliwce, które mogły ostrzelać walczące maszyny. One Must Fall: 2097 nigdy nie zdobyło wielkiej popularności, ale niektóre rozwiązania zastosowane w grze były bardzo nowatorskie.

Reklama

Pizza Tycoon

Zarządzanie pizzerią to nie przelewki. Pokazuje to dobitnie Pizza Tycoon. Grę zaczynamy jako młody przedsiębiorca, który pragnie stworzyć najbardziej dochodową sieć pizzerii. Z początkowego budżetu możemy co najwyżej wynająć lokal. A później trzeba go jeszcze urządzić, zatrudnić obsługę, stworzyć menu, zamówić składniki i zadbać o to, aby nasi klienci byli usatysfakcjonowani.

Pizza Tycoon na pierwszy rzut oka nie sprawia wrażenia złożonej strategii. Kreskówkowa oprawa wizualna przywodzi na myśl obecne gry przeglądarkowe. Jednak pod tą lekko infantylną otoczką ukryta jest skomplikowana i wymagająca gra, w której o sukces trudno, a porażkę bardzo łatwo. Gra miała bardzo ciekawy system zabezpieczeń antypirackich. Do każdego egzemplarza dodawano książkę kucharską z przepisami na różne rodzaje pizzy. Szanse na sukces w grze mieliśmy jedynie wtedy, kiedy kilka przepisów przenieśliśmy do naszej wirtualnej restauracji. Poza tym, przepisy te pozwalały nam na upieczenie własnej pizzy w domowym zaciszu.

Reklama

Primal Rage

Ziemię nawiedził potężny kataklizm, który zniszczył całą ludzką cywilizację. Kontynenty zmieniły swoje położenie, a z otchłani nowej Ziemi zwanej teraz Urth wyłoniło się siedem bestii. Pozostałości ludzi szybko zaczęły czcić je jako bogów. Niektóre z nich utożsamiano z dobrem, niektóre z ostatecznym złem.

Fabuła Primal Rage nie należy do najmądrzejszych, ale kto by się przejmował tłem historycznym w bijatyce. Gra dawała nam kontrolę nad siedmioma różnymi monstrami, z czego większość z nich wyglądała jak mięsożerne dinozaury.

Primal Rage był bardzo brutalną grą. Podobnie jak w Mortal Kombat, każdy ze stworów miał w swoim garniturze ciosów fatality. Podczas walki jucha latała na lewo i na prawo, a kibicujący wyznawcy bogów mogli być pożerani w celu zregenerowania części paska energii.

Przy tworzeniu animacji stworów wykorzystano mało używaną technologię. Wszystkie modele były tworzone z materiału plastycznego, a następnie każda sekwencja ruchu była fotografowana i składana w całość. To powoduje, że do dzisiaj Primal Rage może poszczycić się bardzo oryginalnie wyglądającymi postaciami.

Super Street Fighter II Turbo

Chyba najlepsza i najbardziej dopracowana wersja Street Fightera II, króla salonów gier. Szesnastu zawodników o zróżnicowanych stylach walki (plus tajemniczy Akuma), przepięknie animowane postacie i areny walk oraz zupełna nowość, czy Super Combo – specjalna kombinacja wyprowadzająca miażdżącą serię ciosów. Wątpliwe jest, że ktokolwiek urodzony w latach osiemdziesiątych nie zetknął się z ta produkcją.

Reklama

Tekken

Do dzisiaj pamiętam w jakim byłem szoku, kiedy pojechałem na wycieczkę do Paryża i tam zobaczyłem w salonie gier automat z trójwymiarową bijatyką. Moją uwagę przykuła postać faceta w czerwonym kimono i blond włosach postawionych na sztorc. Dopiero później, dzięki temu zidentyfikowałem tę grę jako Tekkena.

Trzeci wymiar wnosił ogromny powiew świeżości do bijatyk. Do wyboru było ośmiu zawodników, każdy z nich dysponował całym zestawem efektownych ciosów specjalnych. Samo obserwowanie walk sprawiało wielką frajdę. Nic więc dziwnego, że za każdym razem, kiedy wrzucało się monetę do automatu, wokół zbierała się pokaźna grupka gapiów.

Virtua Cop

Kiedyś w salonach gier bardzo popularne były tzw. Rail shootery, czyli innymi słowy „celowniczki”. W ręku trzymaliśmy plastikowy pistolet podłączony do maszyny, a naszym zadaniem było strzelanie do pojawiających się na ekranie wrogów. Jednym z tytułów, który najbardziej zapadł mi w pamięci był właśnie Virtua Cop. Jak dobrze kojarzę, pistolety miały kolory niebieski i różowy. Bo w Virtua Cop można było grać w dwie osoby.

Gra oferowała trzy poziomy – każdy z nich o innym poziomie trudności. Nie mieliśmy wpływu na to gdzie pójdziemy. Po wystrzelaniu odpowiedniej liczby wrogów, automatycznie przemieszczaliśmy się do kolejnej sceny, gdzie znów czyhała na nas gromada zbirów. Podczas eksterminacji należało uważać na osoby postronne, a także wypatrywać poukrywanych nowych rodzajów borni tj. karabinki, czy shotguny.

Virtua Fighter 2

Kolejna trójwymiarowa „mordoklepka”, która w tamtych czasach powodowała opad szczęki. Produkcja popełniona przez SEGA wyglądała nawet lepiej niż Tekken. Dzięki zastosowaniu nowego silnika graficznego i nowych podzespołów do automatów, gra działała płynnie w 60 klatkach na sekundę, a modele postaci były bardzo szczegółowe.

Virtua Fighter 2 stawiał na większy realizm. W porównaniu do Tekkena tempo walki było wolniejsze, za to bardziej nastawione na kontratakowanie i przemyślaną taktykę walki. Ogromne wrażenie robiły też zróżnicowane i dopracowane areny walk – świetnie prezentowała się platforma płynąca po rzece. Choć w Virtua Fightera zacząłem grać później niż w Tekkena, to właśnie ten tytuł stał się moim ulubionym.

O tych grach też pamiętam

Wszystkie cztery części tego przeglądu pokazują mój subiektywny wybór gier z 1994 roku. Zapewne ileś tytułów pominąłem, albo też nie zapadły mi tak mocno w pamięci, abym mógł coś więcej o nich napisać. Przejrzałem raz jeszcze całą listę i wybrałem na koniec kilka pozycji, które chciałbym wymienić, aby odpowiednio je uhonorować:

  • Alien vs Predator w wersji na konsolę Jaguar
  • Blackthorne
  • Cannon Fodder 2
  • Crime Patrol 2: Drug Wars
  • Detroit
  • DinoPark Tycoon
  • Donkey Kong Country
  • Hell: A Cyberpunk Thriller
  • Ishar
  • Menzoberanzzan
  • Outpost
  • Raptor: Call of the Shadows
  • Rise of the Robots
  • Sega Rally Championship
  • Wolf

Przeczytaj też część pierwszą, drugą i trzecią tego zestawienia!

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama