Jak część czytelników może kojarzyć, jak na osobę zajmującą się technologiami jestem dość mało podatny na „magię” nowości czy nic nieznaczących wykresów mające pokazać jak to np. nowy smartfon jest „o wiele” lepszy od zeszłorocznego. Liczą się dla mnie użyteczność, ergonomia. Nie znaczy to jedna, że nie lubię urządzeń mniej praktycznych, wręcz uwielbiam, ale muszą mieć „to coś”, szarpnąć za nostalgiczną nutę jak replika C64, być klasykiem samym w sobie jak sprzęt hi-fi z lat 70-tych. Clockwork DevTerm jest urządzeniem, które idealnie wpisuje się gusta mojego wewnętrznego nerda ;).
Mój wewnętrzny nerd wolałby dostać to urządzenie zamiast nowego smartfona
Mistrzowie retrofuturyzmu
Firma clockwork pojawiła się na moim radarze już jakiś czas temu, gdy wprowadziła na rynek zabawny zestaw GameShell kit, pozwalający na złożenie sobie z dostarczonych osobno (trochę jak w samolocie do sklejania) elementów konsolki nawiązującej wyglądem do klasycznego Nintendo Game Boya.
To, co wyróżnia ten produkt od wielu beznadziejnych naśladowców Game Boya i innych mikrokonsolek, to kompletność tego projektu, połączona z dbałością o szczegóły. Firma stworzyła dedykowaną płytę główną i komponenty, a także opracowała bazujący na Debianie Clockwork OS. Wszystko udostępniono oparciu o zasady open source, zarówno software, jak i hardware. Pomimo że nie jestem fanem starego Game Boya, urządzenie ekipy Clockwork wywarło na mnie ogromne, pozytywne wrażenie.
Krok dalej
Jednak prawdziwy opad szczęki spowodowało u mnie dopiero ich najnowsze dzieło o nazwie DevTerm, czyli modułowy komputerek zgodny z Raspberry Pi, który wygląda jakby został wprost wyjęty z gry lub filmu cyberpunkowego lat 80-90 zeszłego wieku. Podobnie jak i GameShell będzie dostarczany w stanie do samodzielnego złożenia, a jednym z opcjonalnych modułów będzie zintegrowana drukarka termiczna, taka jak w kasach fiskalnych.
Jeśli macie gdzieś w sobie ukrytego nerda, zaświecą wam się oczy na widok świetnie zaprojektowanej obudowy, niewielkiej, ale mechanicznej klawiatury z trackpadem i ekranu o dziwacznych proporcjach. Podobnie jak w GameShellu zachwyca podejście do detali, nawet płyta główna, skryta przecież w obudowie wygląda „designersko”. To podejście bardzo przypomina mi zasady projektowania w Apple za Steva Jobsa.
Komputer na czas apokalipsy?
Wygląda na to, że clockwork stworzyło idealny komputer na czas apokalipsy. Większość elementów to wymienne moduły, a do zasilania służą dwa paluszki, które teoretycznie mogą być nawet wymienione w locie (po jednym, choć twórcy ostrzegają, że system może się zawiesić). Płyta główna, o nazwie CPI v3.14 zawiera na pokładzie WIFI 802.11ac i Bluetooth 5.0, antenę, 3 porty USB-A 2.0, interfejs do podłączenie modułu klawiatury, port USB-C służący do ładowania akumulatorków.
Znajdziemy tam także slot karty microSD, 40-pinowy interfejs MIPI, microHDMI, gniazdo słuchawkowe 3,5 mm, układ stereofonicznego wzmacniacza audio, złącze GPIO, złącze rozszerzeń z wtyczką typu Mini PCI-E oraz 200-pinowy interfejs na pamięć DDR2-SODIMM.
Do wyboru jest kilka wersji procesora ARM, od 4 do 6 rdzeniowych (taktowanie 1,2 do 1,8 Ghz) oraz od 1 do 4 GB RAM (LPDDR2 lub 3). Klawiatura posiada 67 klawiszy, przyciski konsolowe do gier, takie jak w Game Boyu, trackpad wraz z trzema przyciskami. Ekran IPS o przekątnej 6.8 cala ma proporcje 16:6 i rozdzielczość 1280x480 px.
Czy to ma wady?
Jak widzicie ten sprzęt to absolutnie fantastyczna i niepotrzebna do niczego zabawka, chwytająca jednak za serce tak mocno, że aż chce się chwycić za portfel. I tu dochodzimy do zasadniczej wady tego urządzenia. Żeby je kupić, trzeba wydać, zależnie od wersji, od 219 do 319 dolarów. To nie mało jak na tak niszowe urządzenie. Jeśli jednak ktoś z Was decydowałby się na zakup, uprzedzam, dostępna będzie dopiero koło kwietnia 2021 r. a patrząc na wyprzedaną ofertę GameShelli, może szybko zniknąć z firmowego sklepu.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu