Felietony

Microsoft Edge robi piorunujące wrażenie. Poważnie zastanawiam się nad sensem używania Chrome

Tomasz Popielarczyk

Jestem dziennikarzem z wykształcenia, pasji i powo...

209

Ile to już razy ja porzucałem Chrome... Po wielu krótkich romansach z Firefoksem, przygodzie z Operą i ulotnych chwilach z innymi, bardziej egzotycznymi przeglądarkami zawsze wracałem do tej jednej. To jak jakiś toksyczny związek, z którego ciężko się wyrwać, a jeśli już się uda, to znajdujesz milio...

Ile to już razy ja porzucałem Chrome... Po wielu krótkich romansach z Firefoksem, przygodzie z Operą i ulotnych chwilach z innymi, bardziej egzotycznymi przeglądarkami zawsze wracałem do tej jednej. To jak jakiś toksyczny związek, z którego ciężko się wyrwać, a jeśli już się uda, to znajdujesz milion powodów przemawiających za tym, że jednak to nie to i musisz wrócić. Czy tym razem będzie inaczej?

Z testowego builda Windows 10 korzystał niemal od samego początku programu Windows Insider. Z nową przeglądarką Microsoftu zapoznałem się jednak stosunkowo niedawno. Zauroczenie przyszło już po kilku chwilach. Zachwyciła mnie tak prozaiczna kwestia, jaką jest płynność przewijania. Niby to drobiazg, na który nikt nie zwraca uwagi - w końcu wszędzie jakoś to działa. Właśnie - jakoś. W Microsoft Edge udało się uzyskać efekt niesamowitej płynności, której nie przerywają żadne "mikro-chrupnięcia" (wybaczcie słowotwóstwo). To sprawia, że aż chce się na nią patrzeć.

A skoro o kwestiach wizualnych mowa, które przecież są szczególnie istotne w takich relacjach, interfejs Edge jest naprawdę przyjemny. Nie upchnięto tutaj wszystkiego, co tylko się da. Są jedynie najpotrzebniejsze przyciski: gwiazdka ulubionych, przycisk udostępniania, guziczek OneNote'a i wywoływanie bocznego panelu, gdzie ukryto menedżera zakładek, panel pobrań, historię i listę artykułów zapisanych do przeczytania. Wszystko spłaszczone, utrzymane w minimalistycznej stylistyce i jednolitym kolorze. Prostota jest piękna... bo jest prosta - jak mówi znajomy grafik.

Ten minimalizm nie znaczy jednak wcale, że Edge nie ma ciekawego wnętrza. Im dłużej spędzam z nią czas, tym bardziej dobitnie się o tym przekonuję. Tryb czytania powoli staje się standardem w przeglądarkach, z czego Microsoft zdaje sobie sprawę, bo nowa przeglądarka go ma w standardzie. Podobnie jest z listą czytania, ale ta była już w Windows 8.1. Tutaj zadbano o mocniejszą integrację. Fantastycznie sprawdza się tryb notatek, w którym możemy zapisywać wycinki ze stron, rysować po nich, podświetlać fragmenty, a następnie eksportować wszystko to OneNote'a. Studenci (i nie tylko) będą zachwyceni. Mógłbym jeszcze napisać o Cortanie, która ma być tutaj bardzo mocno wyeksponowana. Niestety w Polsce tego nie odczujemy - przynajmniej na razie.

Edge jest szybka i to jest bardzo odczuwalne. Ktoś pewnie powie, że wszystko wydaje się szybkie, gdy na co dzień masz do czynienia z otyłą Chrome obwieszoną dodatkami niczym choinka. Krótki eksperyment, w którym porównałem je obie, zupełnie nagie utwierdził mnie jednak w przekonaniu, że Microsoft nie szczędził na terapiach odchudzających oraz szeroko pojętej optymalizacji. Widać to również, gdy zajrzymy do menedżera zadań. Zliczyłem RAM zajęty przez wszystkie procesy obu przeglądarek: Edge zajął 200 MB, a Chrome blisko 400 MB.

Na świecie nie ma ideałów i nie powinniśmy się oszukiwać, że tym razem będzie inaczej. Po pierwszym zauroczeniu, pojawia się bardziej racjonalne spojrzenie i zaczynamy dostrzegać wady. Te nie są może na tyle dotkliwe, by z marszu zakończyć tę znajomość, ale są. Przede wszystkim Edge cierpi na brak rozszerzeń. Podobno problem ten zostanie rozwiązany poprzez wprowadzenie zgodności z dodatkami dla Chrome. To byłby piękny scenariusz, bo właśnie te dodatki sprawiały, że dotąd bardzo trudno było mi zerwać ostatecznie z przeglądarką Google. Teraz, gdy przy wyprowadzce, będę mógł bez skrupułów zabrać swoje rzeczy, powinno być łatwiej. Pozostaje jeszcze kwestia synchronizacji z urządzeniami mobilnymi - na to póki co sposobu chyba nie ma. Pozostaje mieć nadzieję, że zobaczymy po prostu wersję Edge dla Androida, na co jednak się nie zanosi.

Czy zdecydowałbym się dziś na taką zmianę? Pewnie nie, ale coś mnie ciągle do Edge ciągnie. W rezultacie znalazłem się w dość niezdrowym położeniu, bo jednocześnie mam je obie i z obu korzystam. To chyba dość wyraźnie pokazuje, że Microsoft idzie w dobrym kierunku i nareszcie ma w portfolio solidną, godną uwagi przeglądarkę.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu