Felietony

Mark Zuckerberg mnie przeprasza. Wybaczam

Maciej Sikorski
Mark Zuckerberg mnie przeprasza. Wybaczam
16

Media społecznościowe łączą ludzi? Takie jest założenie, tym chwalą się wszystkie platformy z tego sektora. Powstała prawdziwa globalna wioska, możemy mieć znajomych z każdego zakątka Ziemi i rozmawiać z nimi przez całą dobę, obserwować to, co piszą, fotografują czy filmują. Ale i w tym przypadku jest druga strona medalu: social media stają się miejscem starć, sprzeczek, czasem bardzo poważnych. Można odnieść wrażenie, że nie łagodzą one nastrojów, lecz zaogniają spory. Z tego powodu ostatnio sumienie ruszyło szefa największej społecznościówki świata.

Mark Zuckerberg postanowił przeprosić. Okazję miał niezłą, przemówił w żydowskie święto, ale wyznania win nie skierował jedynie do rodziny czy znajomych - wykorzystał stworzonego przez siebie Facebooka i w ten sposób jego słowa dotarły do milionów odbiorców. Zwłaszcza, że media podłapały temat i dodatkowo go rozprzestrzeniły. Poniżej cały wpis:

Najciekawsze są oczywiście te słowa: For the ways my work was used to divide people rather than bring us together. Przyznam, że mnie zaintrygowały i od kilku godzin zastanawiam się, czy niebieski serwis zrobił w tej materii więcej złego czy dobrego. Mark Zuckerberg i jego ekipa będą oczywiście przekonywać, że bilans jest pozytywny, że połączenie przeszło 2 miliardów osób na jednej platformie (liczba ciągle rośnie) to nie tylko spektakularny sukces, ale też coś wartościowego, dobrego. Może nawet nadejdą takie czasy, gdy Facebook lub inny przedstawiciel mediów społecznościowych będzie rozpatrywany jako kandydat do pokojowej Nagrody Nobla. Piszę to całkiem serio.

Ludzie mogą dzięki niemu utrzymać kontakt w prosty sposób, szukać znajomych, organizować się, wymieniać informacje, edukować. To tu znajdziesz dawną miłość czy przyszłego partnera (ponoć fb zamierza konkurować z Tinderem), tu skrzykniesz ludzi do protestu czy nawet rewolucji, zorganizujesz zbiórkę dla ludzi poszkodowanych w pożarze, rozpropagujesz zbiórkę kasy na chore dziecko, znajdziesz ludzi, których warto śledzić (i nie ma tu na myśli stalkingu). Tyle z plusów dodatnich, przywołując klasyka. Co z tymi ujemnymi?

Zapewne każdy z nas widział sprzeczkę w social media. I nie jest do tego potrzebne konto na fb czy Twitterze, bo media zaraz wyciągają takie rzeczy i o nich informują. Ktoś napisze posta, inna osoba się z tym nie zgodzi, po godzinie jest istna jatka. Dotyczyć może wszystkiego: religii, polityki, sportu, muzyki czy bananów. Ludzie skaczą sobie wirtualnie do gardeł. Nierzadko pewnie nie wiedzą, co było początkiem rozmowy - ważniejsze jest to, by teraz komuś dokopać. Bo miał inne zdanie. Social media ułatwiły nam kłótnie. Wcześniej niewielu osobom przychodziło pewnie do głowy, by przejść się do sali, w której zebrali się fani klubu piłkarskiego i tam obrażać ich drużynę. Teraz może to zrobić z pomocą Sieci. Podobnie może zrobić wyborca partii X na profilu partii Y, fan teorii o płaskiej ziemi "edukujący" zwolenników teorii globu czy osoba, która ma zatargi z firmą Z. Bez społecznościówek nie wyraziłaby niezadowolenia. A przynajmniej nie w taki sposób, by szerzej się to rozeszło i kogoś zainteresowało.

Facebook ma w teorii łączyć, ale z własnego doświadczenia mógłbym napisać o dzieleniu. Zmieniłem zdanie na temat niektórych znajomych, gdy zobaczyłem, co wypisują w social media. Na żywo pewnie bym się o tym nie dowiedział, bo nie poruszałbym takich tematów. Nagle dowiaduję się jednak, że to zaciekły antyszczepionkowiec, który jest w stanie powtórzyć każdą bzdurę na ten temat. Jedna osoba bez ogródek pisze, co zrobiłaby z ludźmi o odmiennej orientacji seksualnej, druga ma pomysły rodem z komunistycznych dyktatur. Naprawdę napisał(a) to Bartek/Marta? Miałem go/ją za zrównoważonego i sympatycznego człowieka. A tu wychodzi wariat. Wychodzi i daje powody do kłótni. Czasem korzystałem z tej okazji.

Mark Zuckerberg postanowił przeprosić. Okazję miał niezłą, przemówił w żydowskie święto, ale wyznania win nie skierował jedynie do rodziny czy znajomych - wykorzystał stworzonego przez siebie Facebooka i w ten sposób jego słowa dotarły do milionów odbiorców. Zwłaszcza, że media podłapały temat i dodatkowo go rozprzestrzeniły. Poniżej cały wpis:

Najciekawsze są oczywiście te słowa: For the ways my work was used to divide people rather than bring us together. Przyznam, że mnie zaintrygowały i od kilku godzin zastanawiam się, czy niebieski serwis zrobił w tej materii więcej złego czy dobrego. Mark Zuckerberg i jego ekipa będą oczywiście przekonywać, że bilans jest pozytywny, że połączenie przeszło 2 miliardów osób na jednej platformie (liczba ciągle rośnie) to nie tylko spektakularny sukces, ale też coś wartościowego, dobrego. Może nawet nadejdą takie czasy, gdy Facebook lub inny przedstawiciel mediów społecznościowych będzie rozpatrywany jako kandydat do pokojowej Nagrody Nobla. Piszę to całkiem serio.

Ludzie mogą dzięki niemu utrzymać kontakt w prosty sposób, szukać znajomych, organizować się, wymieniać informacje, edukować. To tu znajdziesz dawną miłość czy przyszłego partnera (ponoć fb zamierza konkurować z Tinderem), tu skrzykniesz ludzi do protestu czy nawet rewolucji, zorganizujesz zbiórkę dla ludzi poszkodowanych w pożarze, rozpropagujesz zbiórkę kasy na chore dziecko, znajdziesz ludzi, których warto śledzić (i nie ma tu na myśli stalkingu). Tyle z plusów dodatnich, przywołując klasyka. Co z tymi ujemnymi?

Zapewne każdy z nas widział sprzeczkę w social media. I nie jest do tego potrzebne konto na fb czy Twitterze, bo media zaraz wyciągają takie rzeczy i o nich informują. Ktoś napisze posta, inna osoba się z tym nie zgodzi, po godzinie jest istna jatka. Dotyczyć może wszystkiego: religii, polityki, sportu, muzyki czy bananów. Ludzie skaczą sobie wirtualnie do gardeł. Nierzadko pewnie nie wiedzą, co było początkiem rozmowy - ważniejsze jest to, by teraz komuś dokopać. Bo miał inne zdanie. Social media ułatwiły nam kłótnie. Wcześniej niewielu osobom przychodziło pewnie do głowy, by przejść się do sali, w której zebrali się fani klubu piłkarskiego i tam obrażać ich drużynę. Teraz może to zrobić z pomocą Sieci. Podobnie może zrobić wyborca partii X na profilu partii Y, fan teorii o płaskiej ziemi "edukujący" zwolenników teorii globu czy osoba, która ma zatargi z firmą Z. Bez społecznościówek nie wyraziłaby niezadowolenia. A przynajmniej nie w taki sposób, by szerzej się to rozeszło i kogoś zainteresowało.

Facebook ma w teorii łączyć, ale z własnego doświadczenia mógłbym napisać o dzieleniu. Zmieniłem zdanie na temat niektórych znajomych, gdy zobaczyłem, co wypisują w social media. Na żywo pewnie bym się o tym nie dowiedział, bo nie poruszałbym takich tematów. Nagle dowiaduję się jednak, że to zaciekły antyszczepionkowiec, który jest w stanie powtórzyć każdą bzdurę na ten temat. Jedna osoba bez ogródek pisze, co zrobiłaby z ludźmi o odmiennej orientacji seksualnej, druga ma pomysły rodem z komunistycznych dyktatur. Naprawdę napisał(a) to Bartek/Marta? Miałem go/ją za zrównoważonego i sympatycznego człowieka. A tu wychodzi wariat. Wychodzi i daje powody do kłótni. Czasem korzystałem z tej okazji.

Dyskusja na temat tego czy Facebook (lub inna społecznościówka) bardziej łączy czy dzieli zapewne... doprowadziłaby do ostrej wymiany zdań. Wystarczy przywołać inny post szefa tej firmy, w którym utyskuje na to, że prezydent Trump i jego otoczenie uważają fb za swego oponenta, lecz jednocześnie żal do Facebooka mają przeciwnicy Trumpa. Bo ich zdaniem niebieski serwis pomógł Trumpowi wygrać wybory za sprawą fake newsów. Zrobiło się naprawdę ciekawie. Ale tego należało się chyba spodziewać. Czy ktoś wierzył w to, że taka platforma będzie idyllą, miejscem miłym i spokojnym? Dostaliśmy narzędzie do wypowiedzi, przestrzeń, w której każdy może powiedzieć wszystko, więc jest ostro. Mark Zuckerberg nie musi przepraszać - wystarczy, że nie będzie udawał zaskoczonego.

Dyskusja na temat tego czy Facebook (lub inna społecznościówka) bardziej łączy czy dzieli zapewne... doprowadziłaby do ostrej wymiany zdań. Wystarczy przywołać inny post szefa tej firmy, w którym utyskuje na to, że prezydent Trump i jego otoczenie uważają fb za swego oponenta, lecz jednocześnie żal do Facebooka mają przeciwnicy Trumpa. Bo ich zdaniem niebieski serwis pomógł Trumpowi wygrać wybory za sprawą fake newsów. Zrobiło się naprawdę ciekawie. Ale tego należało się chyba spodziewać. Czy ktoś wierzył w to, że taka platforma będzie idyllą, miejscem miłym i spokojnym? Dostaliśmy narzędzie do wypowiedzi, przestrzeń, w której każdy może powiedzieć wszystko, więc jest ostro. Mark Zuckerberg nie musi przepraszać - wystarczy, że nie będzie udawał zaskoczonego.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu