Felietony

Ludzie płacą za bonusy technologiczne, z których potem nie korzystają

Maciej Sikorski

Fan nowych technologii, ale nie gadżeciarz. Zainte...

Reklama

Kwestia, która zastanawia mnie już od dawna: po co ludzie kupują wypasione technologicznie telewizory czy smartfony, skoro potem i tak nie korzystają ...

Kwestia, która zastanawia mnie już od dawna: po co ludzie kupują wypasione technologicznie telewizory czy smartfony, skoro potem i tak nie korzystają z wielu funkcji oferowanych przez ten sprzęt? Kasa wyrzucana w błoto. Coraz częściej dochodzi do tego na rynku motoryzacyjnym: samochody są unowocześniane, a kierowcy płacą i machają ręką na udogodnienia. Naprawdę dziwne zjawisko...

Reklama

Nowoczesny telewizor ma mnóstwo funkcji, zastosowano w nim technologie, które mają wywoływać u użytkownika głośne i szczere "wow". To już nie jest prosta maszyna, w której przełącza się kanały, reguluje kolory i dźwięk - opcji i zastosowań jest tyle, że lektura instrukcji obsługi zajmuje sporo czasu. Jest nowocześnie, ale za takie przyjemności trzeba oczywiście płacić. I ludzie to robią. Czasem zastanawiam się dlaczego. Znam przypadki, gdy ktoś wyłożył sporą kasę na telewizor, a potem używał go w najprostszy możliwy sposób. Kupował Smart TV, chociaż owe smart nie było mu do niczego potrzebne, bo szukał sprzętu, by wieczorem obejrzeć serwis informacyjny, a potem jakiś mecz czy film. Mnóstwo funkcji leżało odłogiem, właściciel pewnie nawet nie wiedział o ich istnieniu, ewentualnie wiedział, ale i tak go nie interesowały. Szukał telewizora i wybrał akurat ten. Przy tym dopłacił za niepotrzebne bonusy.

Ten sam motyw odnosi się też do innych urządzeń: smartfonów, rzadziej komputerów, coraz częściej do nowoczesnych AGD czy samochodów. Przy samochodach zatrzymam się dłużej, bo trafiłem dzisiaj na omówienia badania "2015 Drive Report", za którym stoi JD Power. Okazuje się, że spora część kierowców płaci za nowoczesność w swoich autach, ale potem z niej nie korzysta. Aż 20% kierowców nowych samochodów nie użyło połowy bonusów technologicznych dostępnych w ich samochodach. Dotyczy to pierwszych trzech miesięcy użytkowania, ale po tym czasie podobno niewielkie są szanse na to, że ktoś zmieni podejście: jeśli nie sprawdził funkcji zaraz po zakupie, to już tego nie zrobi.

Nie jest tajemnicą, że producenci samochodów unowocześniają pojazdy, zamieniają je w komputery na kółkach. Pojawiają się systemy pomagające przy parkowaniu czy nawet kierowaniu, połączenie z Siecią, systemy multimedialne, przeróżne aplikacje i sprzężenie ze smartfonem, kamery, bajery... Wystarczy przypomnieć, że niedawno było głośno o samochodzie, który zdalnie zhackowano i zatrzymano na ulicy - to pokazuje, czym jest dzisiejsze auto. Ale, co już zaznaczyłem, nie jest tak, że każdy kierowca korzysta z nabytych bonusów. Po prostu nie jest nimi zainteresowany. Zakładam przy tym, że za część z nich płaci świadomie, dobiera je w salonie. W jakim celu?

Wspomina się, że część funkcji jest dublowana przez smartfon. A właściwie dubluje te oferowane w smartfonie. Bo to właśnie inteligentny telefon stanowi podstawowy sprzęt kierowcy i jest mu bliższy. Jeżeli jakaś funkcja jest oferowana w smartfonie, to spada szansa na to, że człowiek skorzysta z niej za pośrednictwem systemu ulokowanego w aucie. Takie dublowanie jest wyzwaniem dla producentów. Chociaż z drugiej strony, czy ich to interesuje? Jeśli narzucają coś klientowi, to można mieć pretensje, że płaci się za niepotrzebne dodatki. Ale gdy człowiek sam je wybiera, to pretensje może mieć tylko do siebie. Tak samo wygląda to w przypadku telewizorów czy smartfonów - bonusów nie da się usunąć, lecz można wybrać uboższe modele i zaoszczędzić.

Zakładam, że problem będzie się pogłębiał: rośnie świadomość technologiczna społeczeństwa (to akurat może być ułuda), ale rośnie też wachlarz dodatków, które są nam oferowane. Wszystkiego nie ogarniemy, znacznej części bonusów po prostu nie potrzebujemy. Będziemy za nie jednak kasowani. Czasem na własne życzenie.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama