Polska

Ktoś tutaj upadł na głowę. Oto system do „kablowania” na wykładowców za publiczne pieniądze

Jakub Szczęsny
Ktoś tutaj upadł na głowę. Oto system do „kablowania” na wykładowców za publiczne pieniądze
Reklama

Życie lubi zaskakiwać. Tym razem zrobiło to znowu - najbiedniej jeszcze przez półtora roku będę uczestnikiem życia studenckiego (chyba, że postanowię ...

Życie lubi zaskakiwać. Tym razem zrobiło to znowu - najbiedniej jeszcze przez półtora roku będę uczestnikiem życia studenckiego (chyba, że postanowię się doktoryzować), więc z tematem jestem na bieżąco. Jestem bardzo zadowolony z jakości kształcenia na mojej uczelni - do głowy by mi nie przyszło "kablować", że ten i ten nauczyciel akademicki zrobił to czy tamto. Wszystko jest w porządku.

Reklama

Wiecie - jest różnica między kablowaniem, a zgłaszaniem uwag odnośnie pracy konkretnego pracownika uczelni. Informację o uczelnianym systemie kablowania podsunął redakcji Antyweb.pl stały czytelnik, pozdrawiamy i nie wymieniamy z imienia i nazwiska, przecież nie chcemy kablować. ;) Do rzeczy. W mailu dowiedzieliśmy się, że mimo faktu, iż pracownicy Uniwersytetu Medycznego w Poznaniu bardzo sumiennie wykonują swoje obowiązki, powstał tam system "donoszenia" na konkretnego pracownika - na przykład za to, że skończył zajęcia przed czasem, a studenci nie mieli sposobności nauczyć się wszystkiego. U mnie takie sytuacje się zdarzały, gdy na przykład sprawnie daliśmy sobie radę z konkretnym zadaniem, czy partią materiału. Czasem też działo się tak na nasze życzenie - bo akurat piątek, godzina 18:30, a my jeszcze w ławkach, a wypadają dzień później święta. A rektorskich nie przyznano - wszystko drogą umowy dżentelmeńskiej.


Zastanawiają mnie dwie rzeczy: po pierwsze na uczelniach funkcjonują anonimowe ankiety, które weryfikują jakość kształcenia konkretnych pracowników akademickich. Co semestr taką wypełniam i z reguły nie robię tak, jak reszta (eee... każdemu po pięć, bo mi się nie chce pisać), staram się skrupulatnie oceniać każdego wykładowcę, choć nie zdarzyło mi się ocenić kogoś jednoznacznie negatywnie. W każdym razie tylko jeden wykładowca zebrał u mnie pełen komplet punktów i następnie został moim promotorem - to akurat dla mnie wyjątkowy zaszczyt.

Druga sprawa - ten system nie wziął się znikąd, nie jest efektem pracy charytatywnej - choć nie wydaje się on być kosztowny, bo opiera się na prostym formularzu, to jednak ktoś za niego wziął jakieś pieniądze. Te można było spożytkować dużo lepiej - na przykład na pomoce dydaktyczne, których na uczelniach nigdy nie jest dość. A już szczególnie na takich, skąd wychodzą potem osoby, które leczą ludzi.

Czytelnik, który do nas napisał w sprawie "Kabelka" (tak, nawet władze uczelni tak nazywają ten system...) napisał, że jego jako studenta nic nie jest w stanie skłonić do kablowania i jego kolegów zapewne też. Od spraw studenckich jest starosta, który w razie potrzeby reprezentuje daną grupę, rok. Brakowałoby jeszcze tego, że za donosy studenci otrzymywaliby nagrody. Na szczęście do tego się nie posunięto, choć skoro już ktoś wpadł na taki pomysł, w sumie nie zdziwiłbym się, gdyby przy okazji nie pomyślał nad czymś takim. Cóż.

Grafika: 1

Reklama

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama