Artykuł sponsorowany

Kto tworzy audiobooki? Zaglądamy za kulisy produkcji audio

Konrad Kozłowski
Kto tworzy audiobooki? Zaglądamy za kulisy produkcji audio
Reklama

Kiedyś słuchowiska radiowe, dziś seriale audio, oryginalne historie i bogato udźwiękowione audiobooki. Rozwój, jaki dokonał się w kategorii audio, jest zachwycający, także pod względem dystrybucji i przystępności. Wygodny dostęp w aplikacji do tak wielu i tak bardzo zróżnicowanych produkcji audio w ramach abonamentu sprawia, że słuchamy więcej niż kiedykolwiek wcześniej. Ale jak działa to od środka? Jak pracuje lektor? Czy może nim zostać każdy? Co czeka branżę audio?

By poznać kulisy powstawania audiobooków, słuchowisk i seriali audio, rozmawialiśmy z osobami odpowiadającymi za ich tworzenie. Każda z nich przyczynia się do tego w innym wymiarze, więc mamy szansę poznać wiele perspektyw. Co dzieje się zanim materiał trafia na serwery, a my klikamy „odtwórz”?  Co przegapiamy, nie mając szansy zobaczyć od kuchni procesu produkcji? 

Reklama

Kto może zostać lektorem? Filip Kosior o kulisach pracy lektora

Czego mogą nie wiedzieć zwykli słuchacze audiobooków i seriali audio? Na co nie zwracają oni uwagi, a jest niezwykle istotne w pańskiej pracy?

Wydaje mi się, że tym, na co większość osób może nie zwracać uwagi, jest poziom komplikacji zadania, jakie stoi przed lektorem. Nie sztuką jest przecież przeczytanie wszystkich słów wyraźnie i z sensem. Ten etap to jedynie baza, na której można zbudować coś interesującego i od której zaczyna się cała zabawa. Najciekawsze i zarazem chyba najtrudniejsze jest znalezienie balansu między wyraźną interpretacją, a pozostawieniem pola dla wyobraźni słuchacza. Dobry lektor audiobookowy jest dla mnie jak dobry przewodnik, który doskonale zna miejsce, po którym oprowadza, ale nie zanudza tysiącem barwnych anegdot, które zachwycają tylko jego. Umiejętne budowanie atmosfery, szybkość i trafność doboru odpowiednich środków sprawiają, że odsłuch książki daje większą przyjemność.

Z kolei w przypadku produkcji, w które zaangażowani są inni wykonawcy, trzeba zachować dużą czujność, bo najczęściej nie wiemy, co dołożą do całości aktorki i aktorzy oraz udźwiękowienie. W tym przypadku mylne rozpoznanie tempa czy klimatu spowoduje rozsypanie się całej układanki i precyzja trafienia „w punkt” jest tu jeszcze ważniejsza.

Powtarzalność może zniechęcić słuchaczy do nowych tytułów, a przecież zasoby głosów lektorów są dość ograniczone - czy i co można zrobić, by nowe produkcje różniły się od poprzednich?

Z punktu widzenia lektora czy narratora najważniejszy jest dobór tekstu. My nie powinniśmy zbyt kombinować, a jedynie maksymalnie wycisnąć to, co daje nam materiał. W przypadku dobrej literatury wystarczy iść za tym, co jest zapisane, a w przypadku mielizn czy warsztatowo gorszych fragmentów musimy starać się dołożyć trochę swojego warsztatu tak, żeby połączenie tych dwóch wrażliwości było ciekawe.

Najważniejsze decyzje spoczywają na producentach, którzy wybierają materiał do zrealizowania i wykonawców tegoż materiału. Nie śledzę bardzo uważnie statystyk najchętniej słuchanych produkcji, ale moje subiektywne rozpoznanie jest takie, że świetnie sprawdzają się epickie historie, które pozwalają nam zanurzyć się w zupełnie innym świecie. „Otulają” nas opowieścią.

Na pewno boli mnie, że często stawia się na obsadę, która niesie większy zysk marketingowy niż artystyczny, bo mamy rzeszę doskonale władających głosem, niewykorzystanych w tym względzie aktorów, a mikrofon wymaga dużych umiejętności i jak żadne inne narzędzie objawia brak tychże.

Reklama

Zarówno jako słuchacz, jak i zawodowy „czytacz”, życzyłbym sobie powrotu do klasyki lub zainteresowania branży audio literaturą wymagającą. Wydaje mi się, że jest rzesza słuchaczy, którzy czekają na tego typu propozycje, a pozytywnym snobizmem czy może bardziej kreowaniem trendów byłoby od czasu do czasu wypuszczenie superprodukcji na podstawie Manna czy, dajmy na to, Fostera Wallece'a.

Filip Kosior - fot. Anna-Liminowicz

Reklama

Kto może zostać lektorem/narratorem w audiobookach? Czy zasada „trening czyni mistrza" obowiązuje i tutaj? Czy możliwe jest wykształcenie odpowiedniego tonu głosu? Krótko mówiąc: czy to praca dla każdego?

Oprócz wspomnianych już przeze mnie umiejętności bazowych, jakimi są czytanie ze zrozumieniem, prawidłowa akcentacja i sprawnie pracujący aparat mowy, to na pewno jest to zawód dla ludzi, którzy lubią książki i czytają je bez względu na to, czy jest to ich zawód czy nie.

Im więcej tekstów przeczytanych „po cichu”, im więcej rozpoznanych schematów budowania narracji czy konstruowania zdań, tym prostsze i przynoszące więcej satysfakcji jest czytanie „na głos”. Mniej rzeczy jest nas w stanie zaskoczyć i wybić z rytmu, a dzięki temu nic nie zaburza płynności interpretacji i budujemy wewnętrzny spokój, który znacząco wpływa na jakość pracy.

W tym kontekście „trening czyni mistrza”. Im więcej czytasz, tym łatwiej przychodzi Ci interpretacja. Jednak bez dykcji, prawidłowego oddechu i umiejętności posługiwania się głosem „na długim dystansie” wiele nie zdziałamy. Nad tym oczywiście też można pracować.

Nie sposób nie wspomnieć jeszcze o umiejętności skupienia się. Jeśli chcemy wykonywać tę pracę efektywnie, to musimy mieć umiejętność pełnego skupienia się na czytaniu przez kilka godzin dziennie.

Reklama

Czy Pan osobiście rozbudowuje swój warsztat? Czy w tym zajęciu istnieje miejsce na poprawę i rozwój?

Najważniejszą możliwością rozwoju w tym zawodzie jest możliwość mierzenia się z tekstami wykraczającymi poza schemat. Dziwnie skonstruowana fraza, neologizmy, graficzne zabawy z układem tekstu to prawdziwe wyzwanie, na jakie czekam.

Przy codziennym czytaniu przez kilka godzin rozwój następuje samoistnie, jak przy ćwiczeniach fizycznych. Chcesz sprawdzać nowe rzeczy, bo Ci się nudzi albo z czystej ciekawości, jak też to wyjdzie i co ulepszy. Oczywiście trzeba mieć kontrolę, żeby to trzymało się w jakichś ramach, a nie było po prostu „dziwaczne”.

Zdarza mi się też słuchać audiobooków nagranych przez bardziej doświadczonych kolegów, co też jest dobrą lekcją.

Jak można rozpocząć przygodę z tym fachem? Wydaje się, że rynek audiobooków będzie tylko rósł, więc zapotrzebowanie na nowe głosy będzie wciąż istniało?

To pewnie słuszna diagnoza. Pytanie kiedy zastąpią nas idealne symulatory mowy? Trochę się śmieję, a trochę trzeba się z tym liczyć.

Najłatwiej jest ćwiczyć, nagrywać się, odsłuchiwać, poprawiać, nagrywać, znów odsłuchiwać i tak aż do uzyskania zadowalających rezultatów, kiedy to możemy z czystym sumieniem wysłać próbkę do jednego z producentów audiobooków. Warto być krytycznym wobec siebie.

Oczywiście naturalne jest, że w najlepszy pakiet narzędzi wyposaży nas szkoła teatralna, ale są na rynku przykłady pasjonatów, którzy dzięki ciężkiej pracy i talentowi sami się w te narzędzia wyposażyli.

Czy i na jakich zasadach istnieje podział (głosów) lektorów, którzy odpowiadają konkretnym gatunkom, rodzajom książek?

Nie obserwuję takich podziałów. Jeśli są, to są sztuczne albo wynikają z tego, w jakim wieku i jakiej płci jest narrator/narratorka czy główny bohater/bohaterka. Część osób lepiej brzmi w tekstach, który nie wymagają interpretacji, ale rzesza dobrze czytających wykona swoją robotę świetnie niezależnie od gatunku.

Debiut za mikrofonem - Aleksandra Linda o występie w oryginalnym serialu audio Empik Go “Gra Luizy”

W nadchodzącej produkcji oryginalnej Empik Go, serialu audio “Gra Luizy”, mamy okazję usłyszeć Aleksandrę Lindę, która debiutuje w głównej roli. Zapytaliśmy ją o to, jak wyglądały jej początki pracy w nowym otoczeniu i jakie wyzwania stanowi taki rodzaj pracy dla aktorki.

Jak wspomina Pani pracę na planie audio „Gra Luizy"? Coś szczególnego zapadło Pani w pamięć?

Najbardziej to, jaką więź nawiązałam z otoczeniem i moją postacią. Ludzi, których poznałam. Poza tym Krzysztof jako profesjonalista zadbał o najwyższy poziom pracy i o to, abym czuła się komfortowo. Bardzo to cenię.

To kolejna szansa na współpracę z Pani ojcem, Bogusławem Lindą, ale w nieco innych okolicznościach - jak to wyglądało za kulisami?

Nie sprawia mi problemu praca z ojcem, traktuję ją tak samo poważnie. Skupiam się na istotnych rzeczach. Gdyby po drugiej stronie siedział ktoś inny, nie zmieniłoby to wiele, ponieważ tworzę postać i świat w dużej mierze wyimaginowany. Pomaga natomiast doświadczenie osoby, z którą pracuję i od której mogę się uczyć.

Po występach przed kamerą nadszedł czas na zagranie kogoś innego przed mikrofonem - gdzie czuje się Pani lepiej?

Czuje się dobrze w każdej formie tworzenia postaci. Jestem osobą ruchliwą, więc zamknięcie w studio na czas wielu godzin wydawało mi się przytłaczające, ale wcale takie nie było. Wręcz sprzyjało wyciszeniu. Taki specyficzny rodzaj medytacji.

Czego możemy się dowiedzieć o audiobooku „Gra Luizy" przed premierą? Jaka jest Pani bohaterka?

Moja bohaterka to wzór osobowości dyssocjalnej. Jest to zaburzenie charakteryzujące się brakiem empatii, skłonnością do wybuchów agresji. Takie osoby są zazwyczaj czarujące i pewne siebie, lecz brak im dalekich perspektyw. Mają skłonność do manipulacji w drodze do osiągnięcia celu. Psychopaci to nie tylko seryjni mordercy, ale ludzie, którzy często zajmują wysokie stanowiska w świecie biznesu, polityki. Po prostu posiadają do tego odpowiednie narzędzia. Taka właśnie jest Luiza.

Co stanowiło największe wyzwanie w pracy nad projektem audio? Jak wyglądały przygotowania?

Okazało się, że mówię zbyt wyraźnie. Moja dykcja jest bardzo dobra i wyzwaniem dla mnie było sprawowanie nad tym kontroli, a także specyfika wymawiania zdań. Nagrania słuchowisk różnią się od potocznej rozmowy i są niepodobne do naturalnego czytania. To inny rodzaj pracy, w której trzeba nabrać doświadczenia. W ciągu wielogodzinnej pracy przechodzimy wachlarz emocji, w jednej sekundzie robimy scenę ataku furii, aby minutę później kusić i leniwie szeptać.

Czy jest Pani osobiście fanką treści audio? Audiobooków, podcastów, seriali? Czy ma Pani ulubione tytuły?

Lubię trzymać książki w ręku, lubię ich zapach i fakturę. Lubię mieć zawsze jakąś przy sobie. Długo mi zajęło, aby przekonać się do książki elektronicznej, która zaoszczędziłaby mi miejsca w bagażu w czasie podróży. Ponadto jestem wzrokowcem, więc przekonanie się do audio zajęło mi więcej czasu. Przed naszymi nagraniami odsłuchałam „Fucking Bornholm” w reżyserii Krzysztofa Czeczota i muszę przyznać, że to był dobrze spędzony czas. Podoba mi się forma słuchowiska, to duże pole dla wyobraźni. A ja lubię ją poszerzać.

Gdyby pojawiła się szansa na wcielenie się w dowolną bohaterkę ulubionej książki, to kogo chciałaby Pani zagrać i dlaczego?

Pani Bovary. Losy kobiety niezrozumianej przez otoczenie na skraju szaleństwa dotykają mnie. Z drugiej strony pociągają mnie postaci kobiet niepokornych, nieobliczalnych. Jak Maria z „Postrzyżyn” Bogumiła Hrabala, która ze swobodą wyżłopie po męsku kufel piwa, po czym wsiądzie na rower, zarzuci blond warkocz, oczaruje sobą każdego kogo minie i ni stąd ni zowąd wespnie się na największy komin we wsi.

[okladka rozmiar=srednia]

[/okladka]

Hollywoodzkie efekty dźwiękowe w polskich produkcjach audio - Krzysztof Czeczot o roli producenta i reżysera

Nad każdym materiałem musi czuwać producent, czyli osoba, która zadba o każdy aspekt materiału, ogólną wizję i organizację pracy na planie. Krzysztof Czeczot, którego możecie kojarzyć z niejednej popularnej produkcji filmowej, jest człowiekiem, który od wielu lat bardzo dynamicznie i intensywnie rozwija w naszym kraju branżę audio, wielokrotnie pełniąc rolę pioniera. By poznać jego punkt widzenia, wsparty ogromny doświadczeniem i wiedzą, mieliśmy okazję porozmawiać jeszcze przed premierą „Gry Luizy” o jego roli i wizji.

Jak zaczęła się Pańska przygoda z rynkiem audio?

Przy okazji mojego debiutu w Teatrze Telewizji dostałem zaproszenie z Polskiego Radia Szczecin, żeby napisać dla nich sztukę. Pomyślałem wtedy, że skoro napiszę, to może bym ją wyreżyserował. Od tego momentu zacząłem swoją przygodę z przestrzenią audio. Po przyjeździe do Warszawy w 2008 zajmowałem się tym już na poważnie, można by powiedzieć, podejmując współpracę z najważniejszymi na tym rynku. Wyprodukowaliśmy wtedy superprodukcję z blisko stuosobową obsadą. Kiedy rozpoczynałem swoją przygodę z audio, świat audio seriali czy super produkcji audio dopiero startował. Wszystko się zmieniało, ale nie formuła słuchowiska radiowego, więc postanowiłem wykorzystać tę niszę i zacząć przygotowywać inaczej te produkcje - zaangażować aktorów, którzy grają bardziej filmowo niż radiowo,  pracować z muzyką i dźwiękiem. Tak, aby to brzmiało jak film bez obrazu. Nie miałem swojego mistrza, osób, u których mógłbym coś podpatrzeć i nauczyć się czegoś, byłem raczej samoukiem. Ogromny wpływ miał na mnie jednak rokroczny udział w wydarzeniu w Berlinie, tak zwanych radiowych Oscarach, Festiwal Prix Europa, gdzie mogłem posłuchać produkcji z całego świata. 

Czy pewne projekty pojawił się w Polsce zbyt wcześnie? Czy było coś takiego, na co nie byli gotowi polscy słuchacze, a dzisiaj uznają to za coś naturalnego?

Dużo czasu minęło, zanim udało się w Polsce wprowadzić serial bez narratora, a to właśnie zrobił Empik z „Fucking Bornholm”. To jest taka formuła, która funkcjonuje mocno zwłaszcza w Skandynawii, a w Polsce mamy zaledwie kilka takich przykładów, w tym „Gra Luizy”. To, co udało nam się zrobić, to przełamać stereotypy, na przykład w biblijnej produkcji - korzystamy z nowoczesnych technologii, dźwięku 3D, bibliotek dźwiękowych prosto z Hollywood. Pełna sfera dźwiękowa na samym początku budziła sprzeciw - dla wielu słuchaczy było tam za dużo dźwięków, wszystko było zbyt głośne. Mam nadzieję, że to, co robimy w Osorno, ma jakiś wpływ na edukację dźwiękową w Polsce. Gdy zakładałem swoją firmę, spodziewałem się, że odbiorcy będą częściej sięgali po treści audio, co wynikało z naturalnej obserwacji stylu życia i zmieniających się możliwości technologicznych. Pamiętam, jak za duże pieniądze kupiłem swojego pierwszego iPoda, będąc w 2004 roku w Kopenhadze, gdzie wtedy pracowałem. A to był czas, gdy używałem klasycznego telefonu, który nie odtwarzał muzyki. Już wtedy jednak pomyślałem, że wszystkie treści wylądują w takim mobilnym urządzeniu. Dzisiaj są to smartfony. Miałem wtedy taką myśl, że słuchanie wróci do łask, mimo że ówcześnie byliśmy zachwyceni telewizją i Internetem. Tym, co mnie jednak zaskoczyło, był ogromny wybuch popularności podcastów. 

Krzysztof Czeczot - fot. Bartek Warzecha

Jak wygląda realizacja słuchowiska czy serialu audio ze strony technicznej, gdy mówimy o efektach dźwiękowych? Jak one powstają?

W dużej mierze kupuje się biblioteki dźwiękowe - istnieją potężne bazy z dobrej jakości dźwiękiem. Tam wybiera się np. bibliotekę pod tytułem „Biuro”, a wewnątrz znajdują się wszystkie charakterystyczne dla tego środowiska dźwięki, odgłosy i tak dalej. Często łatwiej jest jednak nagrać dźwięki  synchroniczne, gdy na przykład w trakcie dialogu ktoś wchodzi do pomieszczenia i chwilę po tym odkłada długopis na stół i dzwoni mu komórka - wtedy wygodniej jest to po prostu nagrać w studio. Zdarzyło nam się odwiedzić Izrael, gdzie byliśmy przez 7 dni, by nagrać otoczenia, gwary, rozmowy - to było łatwiejsze i tańsze niż zakup biblioteki dźwięków i montaż w Warszawie. Nie mówiąc już o tym, że pewnych dźwięków nie można po prostu kupić.

Czy aktorzy chętnie angażują się w projekty audio? Czy słuchaczy jeszcze można dzisiaj czymkolwiek zaskoczyć?

W przestrzeni aktorskiej praca przed mikrofonem jest chyba najukochańszą z robót. Oczywiście cenimy sobie pracę w serialu czy filmie, to przynosi popularność, spełnienie, satysfakcję, ale każdy z aktorów powie, że z dwóch powodów uwielbia audio: to najtrudniejsza forma uczestnictwa w przestrzeni sztuki, bo do dyspozycji ma się tylko głos. Nie wykorzysta się kostiumu czy scenografii, gra się tylko głosem. Po drugie, to niezwykle intymna praca, jest się wtedy jednocześnie aktorem i reżyserem. Stąd też nikogo nie musiałem przekonywać do pracy z dźwiękiem. Jakkolwiek próżnie by to nie zabrzmiało, po tylu latach pracy w audio nie widzę przed sobą zbyt wielu wyzwań, a lubię siebie i słuchaczy czymś zaskoczyć. To, co mnie jeszcze pociąga w audio, to praca z osobami, które wcześniej nie brały udziały w takich realizacjach. To wydarzyło się przy „Grze Luizy”. Nie dość, że Ola Linda nigdy wcześniej nie pracowała przy produkcji audio, to nigdy wcześniej nie grała głównej roli, a ma świetną barwę głosu i jest bardzo uzdolniona, jest moim tegorocznym odkryciem. To jest coś, czym, mam nadzieję, zaskoczymy naszych słuchaczy. Partnerów miała bardzo poważnych, bo w głównej roli oprócz niej pojawiają się Dawid Ogrodnik, Filip Pławiak i Bogusław Linda. 

Pierwszy odcinek Gry Luizy" debiutuje w aplikacji już dziś! Jeśli jeszcze nigdy nie korzystaliście z Empik Go, to przygotowaliśmy dla Was specjalny kod "serial30", który uprawnia do 30 dni czytania i słuchania za darmo w aplikacji. Kod jest ważny do 31 lipca.

Słuchając nowego serialu audio, a także innych produkcji w Empik Go po lekturze tego tekstu, na pewno zwrócicie uwagę na detale i szczegóły, które Wam do tej pory umykały, zaręczam.

 

--

Materiał powstał we współpracy z Empik Go

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama