Felietony

Rok 2017 w kinie był zaskakujący. Najbardziej irytowali... widzowie

Maciej Sikorski
Rok 2017 w kinie był zaskakujący. Najbardziej irytowali... widzowie
28

Rok zmierza ku końcowi, czas na pierwsze podsumowania. Tym razem kilka słów o kinie ostatnich kwartałów: czy to był czas dobrych filmów? Wbrew powtarzanej często opinii, że udane produkcje stały się rzadkością, że wszytko już było, a Polacy nie robią już ciekawych filmów, mogę napisać, że jako widz jestem zadowolony. Twórcom udało się mnie zaskoczyć, czasem wychodziłem z sali oczarowany. Nie oznacza to oczywiście, że nie ma się do czego przyczepić...

Kino 2017 roku zostanie jeszcze wzbogacone o filmy, które zobaczymy w grudniu, na razie lista i wrażenia są niepełne, ale powoli można podejmować temat. Zamierzam to zrobić w serii wpisów, wymienię te obrazy, które mnie zaskoczyły, które uważam za najlepsze w ostatnich kwartałach, lecz także te, o których powinniśmy jak najszybciej zapomnieć. Seansów w kinie zaliczyłem ponad pół setki, więc chyba jest z czego wybierać, co porównywać. Na razie jednak ogólne wrażenia.

Przejrzałem listę wszystkich filmów, które weszły w tym roku na ekrany. Było ich mnóstwo, wspomniane pół setki tematu nie wyczerpuje. Nie ma jednak co ukrywać - spora część z nich nawet nie zapowiadała się dobrze, szkoda na nie czasu i pieniędzy. Obok horrorów wykorzystujących te same sztuczki i tematy mieliśmy cały pakiet komedii, w których o dobry dowcip trudno. W gronie tych ostatnich nie brakowało oczywiście polskich produkcji. Jeśli jednak ktoś wybiera się na takie filmy i po ich obejrzeniu stwierdza, że nasze kino jest słabe, muszę zaprotestować.

Zdecydowanie udanym filmem był Pokot Agnieszki Holland - ten obraz ma powalczyć o Oscara. Atutem jest to, że opowiada uniwersalną historię i będzie rozumiany nie tylko w Polsce czy Europie Środkowo-Wschodniej. Kolejny bardzo udany obraz to nowość na ekranach: Cicha noc. Mocna rzecz o polskiej rodzinie, jej tajemnicach, krzywdach i ich konsekwencjach. Zdecydowanie polecam. Rodacy potwierdzili też, że potrafią robić filmy biograficzne: była Sztuka kochania, nadal wyświetlany jest Najlepszy. Dwie ciekawe historie, których twórcy nie uczynili nudnymi, potrafili je odpowiednio pokazać, może nawet podkręcić. Od kilku dni zastanawiam się, czyje życiorysy trafią na ekrany w kolejnych latach...?

Ten rok potwierdził też, że nie można robić prostego podziału na dobre kino, bo niszowe i kiepskie, bo to blockbuster. Chociaż w serii Szybcy i wściekli mam spore braki i nie oglądałem 2 czy 3 części przed Ósemką, to na tej ostatniej i tak bawiłem się świetnie. Obraz spełnił swoją rolę, dał rozrywkę, pokazał, jak można wydać olbrzymie pieniądze na zrobienie filmu. Jeszcze większe wrażenie zrobił Thor: Ragnarok. Przyznam się, że na ten film poszedłem dwa razy, chociaż poprzednie dwie części mnie nie porwały. Jednak ostatnia opowieść ze świata Marvela wgniata w fotel. Dużo humoru, świetny klimat lat 80. XX wieku, Led Zeppelin i sceny, po których zbiera się szczękę z ziemi. Cytując Michaela Jacksona: This is it.

Kolejnym niedomówieniem powtarzanym przez część widzów jest to, że multipleksy serwują wyłącznie kiepskiej jakości kino - jeśli ktoś chce zobaczyć w nich filmy niszowe, niezależne, znajdzie takie produkcje: z USA, Niemiec, a nawet Iranu. Wystarczy po prostu śledzić repertuar. Ale od razu zaznaczę, że kino niezależne nie oznacza z automatu "dobre" - czasem można się naciąć, przerost formy nad treścią bywa przytłaczający. Takich niespodzianek trudno się jednak ustrzec - wspominałem kiedyś, że ocenom innych widzów czasem nie można ufać, trailery też lepiej omijać, bo mogą zepsuć zabawę.

Plusem jest to, że kino wciąż potrafi zaskoczyć. I to na różnych płaszczyznach. Ciekawym eksperymentem był Twój Vincent, przy którym pracowali Polacy, coś nowego wniósł Baby Driver, z pozoru prosta historia z La La Land sprawiła, że dwa razy wybrałem się do kina na musical, chociaż ten gatunek nie należy do moich ulubionych. Okazało się, że warto wracać do znanych historii: adaptacja To nie zawiodła, olbrzymią niespodzianką była kontynuacja Blade Runner - dobrze wszystkim znane ścieżki mogą ponownie sprawić radość.

Co najbardziej irytowało? Chyba... inni widzowie. Narzekam na nich od lat i to się nie zmieni - czasem mam wrażenie, że ludzie zachowują się coraz gorzej. Obok głośnego jedzenia, bawienia się smartfonem i rozmów (ciągłych, raczej nie jest to szept), mamy pusty śmiech przy każdej możliwej scenie. Bywa tragiczna, lecz ktoś widzi w tym komedię. Niestety, ten element, a nie słabe filmy, może sprawić, że któregoś dnia za filmy w kinie podziękuję. Wcześniej podsumuję jednak rok 2017.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu