Zastanawiam się poważnie - gdzie ja żyłem, że nigdy nie natrafiłem na Gurgiego? Trudno powiedzieć z jakiego powodu umknął mi ten... cóż. Niecodzienny twórca na YouTube. A przecież uwielbiam absurdalny humor, oglądając Sarnie Żniwo potrafię się brechtać dokładnie tak samo, jakbym oglądał tę produkcję po raz pierwszy. Tyle, że Gurgie granicę absurdu ustanawia znacznie dalej niż Bartek Walaszek obsypując swoje filmy obficie mocną psychodelą. U Bartka się klnie jak szewc, a u Gurgiego... w sumie nie wiem co się tam odbywa.
Leniwe, weekendowe popołudnie, tuż po tradycyjnym "ładowaniu baterii" na zapas. Wędrując po YouTube natrafiłem na film Dark Archona (Arhn.eu), w którym recenzuje Gorgosusa - stanowczo dziwną produkcję inspirowaną doskonale znanym w Polsce Pegasusem. Jego twórcą jest Gurgie - człowiek orkiestra, który nie widzi nic złego w recenzowaniu jadalnych penisów, czy też takiej aktywności jak... drzemka. Mimo dość osobliwego physis, Gurgie (albo jak kto woli - Jacek) jest ode mnie starszy o dwa lata, natomiast oglądając jego produkcje można odnieść wrażenie, że ten facet ma "na oko" maksymalnie lat czternaście, może piętnaście. Długie włosy, nieco pucułowata twarz niezorana testosteronem, bez zarostu. Bliżej mu odrobinę do nieumalowanej dziewczyny, niż do typowego mężczyzny.
Zaciekawiony tym człowiekiem zacząłem sprawdzać twórczość Gurgiego. Nawet jak na moje standardy jest tam za dużo lizergamidów / grzybków / dekstrometorfanu / jakiegoś innego syfu. Ale... wszystko to, co dzieje się na ekranie: wliczając w to niecodzienną narrację autora, jego wizerunek oraz pomysły na filmy... jest tak jakby magicznie. Dziwnie. Interesująco. Absurd goni absurd, widz zaczyna gubić się w tym, co może być wygłupem, co jest związane z "wizerunkiem scenicznym", a co rzeczywiście jest warunkowane przez usposobienie Gurgiego. Jest tego tyle, że po każdym seansie człowiek zastanawia się, czy Jacek był absolutnie trzeźwy zarówno w trakcie kręcenia jak i montażu.
Gurgie wziętym recenzentem jest
Podczas gdy jedni silą się na recenzowanie smartfonów, tabletów, smartwatchy, smartbandów, kosmetyków, a nawet zabawek erotycznych... Gurgie woli bardziej przaśne obiekty. Powiedzcie mi, czy bylibyście w stanie zrecenzować spacer? Ale tak na zupełnie poważnie. Wychodzisz z domu - chodzisz, wdychasz powietrze, następnie dokonujesz oceny. W sumie to nie wydaje się być takie trudne, prawda? Tyle, że Gurgie robi to w taki sposób, że nietrudno jest odejść od monitora / wyświetlacza z wymalowanym na twarzy: "co ja właściwie zobaczyłem?!". Recenzja chleba - kilka rodzajów. Gurgiemu nie odpowiada kwas chlebowy, woli więc "bułkowate" pieczywo. Zakres jego ocen jest prosty - od negatywnej (z plusami i minusami), przez neutralną aż po pozytywną - z dokładnie takimi samymi poziomami. Czynniki, które wpływają na ostateczną ocenę są nierzadko tak niecodzienne, że przed seansem widz nie jest w stanie choćby domyślić się, czy Gurgiemu będzie odpowiadać np. "Mleczny Start" z Biedronki. Wszystko jest zagadką - od reakcji autora, aż po werdykt.
Gurgorecenzje to jedno, są też Gurgomnomiejsca, w trakcie których Gurgie bierze kamerę ze sobą i wpada do jakiegoś lokalu oceniając w nim jedzenie. Ten człowiek kompletnie nie wstydzi się tego co robi - bardzo otwarcie ocenia nie tylko posiłek, ale i interiory. O ile recenzując jedzenie prawdopodobnie u siebie w domu nie hamuje się przed procesem: wypluwania, a następnie ponownej próby skonsumowania uprzednio zwróconej z jamy ustnej papki (potrafi robić tak kilka razy!), to jednak w Gurgomnomiejscach, które nierozerwalnie są związane z wypadami "na miasto" nigdy czegoś takiego nie odnotowałem. Czyżby Gurgie jednak uważał jakieś granice? A może to po prostu szczęśliwy zbieg okoliczności?
Gurgie robi animacje. Jest dziwnie - i to cholernie
Gurgie tworzy także animacje komputerowe - oczywiście utrzymane w psychodelicznym, nieco prymitywnym stylu. Okraszone chiptune'ami (również psychodelicznymi) przeprowadzają widza przez skomplikowane meandry umysłu autora. "Idzie mój Pan" to wcale nie wariacja na temat utworu sakralnego, ale przedziwna animacja, do której pieśń religijna stanowi właściwie jedynie podkład. Chociaż nie trudno jest tu znaleźć pewne analogie (pies śpiewający "Idzie mój pan..." - tak, jakby oczekiwał na swojego "pana").
Nawiązania do religii chrześcijańskiej to nie tylko animacje: Gurgie na tej podstawie stworzył nawet grę dla Gurgosusa. Produkcja "Jesus Light" to prosta platformówka, w której Jezus jest postacią kluczową. Zadaniem gracza jest nie tylko pokonać poziom, ale i... wyznać swoje grzechy. Jesus Light bowiem korzysta z mikrofonu urządzenia i dopiero wtedy, gdy zostanie zarejestrowany dźwięk, widoczne będą elementy na planszy. Zasadniczo wcale nie musicie wyznawać grzechów - wystarczy mówić cokolwiek do mikrofonu (możecie wyśpiewać nawet "Miłość w Zakopanem"), aby poziom rozświetlił się "światłem Jezusa". I tak sobie myślę, że właśnie o to chodzi.
Czy to tylko pieczołowicie pielęgnowany wizerunek? A może Gurgie rzeczywiście jest taki zakręcony?
To już wie chyba tylko sam Gurgie. Osoby, które przeprowadzały z nim wywiady lub po prostu rozmawiały na przeróżnych wydarzeniach twierdzą, że Jacek po prostu "taki jest". Inni natomiast uważają, że to niemożliwe, by tak niesamowicie "szurnięty" facet był w stanie funkcjonować w społeczeństwie na tyle, by studiować nanotechnologię. A może właśnie w tym szaleństwie tkwi jego geniusz? Może rzeczywiście te wszystkie wybryki to wypadkowa jego szczególnie spaczonego i tym samym pięknego umysłu?
Prymitywny, ale rzadko wulgarny. Dziwny, ale ostatecznie przyjazny. Niecodzienny, ale do zaakceptowania. Gurgie składa się ze sprzeczności, które wcale nie irytują widza nieco bardziej wyrozumiałego od podpiłowanego taboretu - wprawiają go w zaciekawienie i zmuszają do zastanowienia się nad Gurgiem.
Gurgie natomiast nie odniósł ogromnego mierzalnego sukcesu na polskiej scenie YouTube'owej: być może dlatego, że jest stanowczo "zbyt dziwny". Aczkolwiek każda jego produkcja - mimo, że nie notuje niesamowitej ilości wyświetleń, to jednak angażuje. Jedni Gurgiego wyzywają, inni natomiast pozdrawiają go ciesząc się z każdej jego aktywności. Trudno jest o tym opowiedzieć będąc względnie normalnym - to po prostu trzeba zobaczyć. Gurgie nie zmieni Waszego życia, nie nauczy Was niczego nowego, ani nawet nie przekaże Wam przydatnych treści. Obejrzyjcie, ale żeby nie było, że Was nie ostrzegałem.
Więcej o scenie YouTube'owej na Antyweb:
- Oni są gorsi niż patostreamerzy. Czyli o "raku" na YouTube
- YouTuberzy z LifeTube zarobili 15 milionów złotych. Tylko w ciągu jednego roku
- 14 procent youtuberów nie oznacza filmów reklamowych - to nie powinno tak wyglądać
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu