Zwróciłem ostatnio uwagę na pewną prawidłowość, którą następnie zdiagnozowałem również u siebie, ale bardziej w przeszłości niż obecnie. Chodzi o domy...
Kiedyś wybierałem jak najwięcej możliwości za jak najmniejszą cenę. Teraz wybieram ograniczone możliwości precyzyjnie pod swoje potrzeby
Z wykształcenia psycholog zajmujący się ludzką str...
Zwróciłem ostatnio uwagę na pewną prawidłowość, którą następnie zdiagnozowałem również u siebie, ale bardziej w przeszłości niż obecnie. Chodzi o domyślne wybieranie produktów, które oferują jak najwięcej, za jak najniższą cenę. Pozornie wydaje się, że to najbardziej rozsądne podejście - dobry stosunek możliwości do ceny. Z czasem jednak odkryłem, że jest inne podejście, które w moim przypadku sprawdza się jeszcze lepiej - kupowanie produktów precyzyjnie pod moje potrzeby, nawet kosztem funkcjonalności.
Czy komputer musi być dobry we wszystkim?
Nie obędzie się bez przykładów. Pierwszy z nich to kupowanie komputera. Zwykle chodzi o to, żeby oferował jak najwięcej mocy obliczeniowej i graficznej za jak najmniej. Tutaj króluje poczciwy składak zebrany do kupy samodzielnie z Windows na pokładzie. Już za nieduże pieniądze złożymy względnie dobry sprzęt, który nada się i do gier i do obróbki filmów (nie na profesjonalnym poziomie) i do grafiki i tak dalej. Podobnie sprawa wygląda w przypadku zakupu laptopa - najlepiej brać taki, który jest najlepiej wyposażony w danym przedziale cenowym i to jest podstawowe kryterium. Wciąż sporo osób postawi procesor i ilość pamięci na pierwszym miejscu przed ekranem, klawiaturą i gładzikiem, z czego całe szczęście się już wyleczyłem.
Kiedy pada propozycja Chromebooka, głównym kontrargumentem jest to, że w tej samej cenie można kupić pełnoprawny komputer, z "normalnym" systemem operacyjnym, który ma większe możliwości. Zwykle jednak nie pojawia się pytanie czy te dodatkowe możliwości są w ogóle potrzebne, przyjmuje się jako rzecz oczywistą, że są. Lepiej mieć możliwości niż ich nie mieć, najwyżej nie ze wszystkich się skorzysta. Błąd. To znaczy nie neguję, że jest pokaźna grupa użytkowników, która niczym człowiek orkiestra, zajmuje się na komputerze wszystkim po trochu. Sam na komputerze stacjonarnym montuję filmy, obrabiam grafikę, gram, pracuję, piszę dla AntyWeb. Ale założę się, że jest też pokaźna grupa użytkowników, którzy tego wszystkiego nie robią i skupiają się na poczcie, WWW i multimediach.
Mało tego, sam tego wszystkiego nie robię na laptopie. Po prostu, laptop który dałby mi względny komfort montowania wideo czy grania kosztowałby o wiele więcej niż jestem w stanie zapłacić i co najważniejsze, nie mam takiej potrzeby. Nie muszę ani montować wideo, ani grać, gdy jestem poza domem i nie mam dostępu do swojego głównego stanowiska roboczego. Na laptopie korzystam w zasadzie wyłącznie z przeglądarki i czasem robię prostą obróbkę kilku pojedynczych fotografii, wrzucam wideo na YouTube i to wszystko. Mógłbym robić inne rzeczy, ale nie muszę i prawdopodobnie nie będę ich nigdy robił, tak długo, dopóki mam inne sprzęty do tego celu. Czy jest wiec sens abym kupował możliwie uniwersalnego laptopa? Czy jest sens aby kupowała go osoba, ktora korzysta tylko z przeglądarki?
Dlatego w roli laptopa Chromebook spisuje się świetnie. W zamian wspomnianych ograniczeń, których to urządzenie ma bez wątpienia całe mnóstwo, dostaję to co mi naprawdę potrzebne, ale w lepszej jakości. System jest lżejszy, po uruchomieniu zajmuje mniej niż 100 MB pamieć RAM. Uruchamia się błyskawicznie nawet na nie najszybszym sprzęcie. Dla mnie jednak najważniejsze są dwie cechy - minimalny wysiłek przy utrzymaniu systemu w dobrym stanie, z brakiem setek aktualizacji oraz piękny, minimalistyczny wygląd systemu. Na Chromebooku pracuje mi się po prostu przyjemnie i chociaż nie mam tylu możliwości, zwykle niczego mi w nim nie brakuje.
Innym przykładem są małe komputery stacjonarne. Takie wielkości dwóch paczek papierosów. Zwykle pojawiają się argumenty, że w podobnej cenie zamiast malutkiego komputerka można złożyć znacznie mocniejszego składaka. Oczywiście, można i jeżeli ktoś jest graczem czy zajmuje się wszystkim po trochu, pewnie wyjdzie na tym lepiej. Jeśli jednak ktoś korzysta głównie z mocy obliczeniowej procesora, nie potrzebuje karty grafiki ciągnącej 250 watów, będzie mógł cieszyć się ciszą, będzie mógł schować komputer za monitorem lub łatwo go przenieść, nawet w kieszeni. Mówiąc krótko, w zamian mniejszej uniwersalności będzie się przyjemniej z takiego urządzenia korzystać w zakresie do jakiego zostało stworzone. Przynajmniej mi by się przyjemniej korzystało, jeżeli nie czułbym, że nie mogę zrobić czegoś, co potrzebuję, na takim urządzeniu.
Inny przykład, fotografia
Jeszcze lepszym przykładem wydaje się być fotografia. Kiedy zaczynałem swoją przygodę, powiedziałem sobie jasno, że jakość jest najważniejsza i postawiłem na lustrzanki. Wybór jak najbardziej słuszny, zwłaszcza w tamtych czasach, kiedy lustrzanka była synonimem jakości oraz dobrych zdjęć i nie było innych aparatów mogących z nią konkurować. Czasy się jednak zmieniły i jakość stała się osiągalna kosztem uniwersalności i funkcji również w mniejszych aparatach - co do tej kwestii nie mam wątpliwości. Wciąż jednak opierałem się, bo do lustrzanki mogę założyć obiektyw makro, albo teleobiektyw 800 mm i jest naprawdę profesjonalnym narzędziem do niemal każdego rodzaju fotografii.
Tylko co z tego, skoro nie zajmuje się ani makrofotografią, ani fotografią ptactwa czy innej zwierzyny, w praktyce używam tylko dwóch obiektów, z czego najczęściej stałoogniskowego i to wszystko co mi jest de facto potrzebne. Te wszystkie potencjalne możliwości tak naprawdę nie są dla mnie żadną korzyścią. Za to, paradoksalnie, coraz więcej zdjęć robiłem telefonem, bo lustrzanka duża i ciężka, wymaga osobnej torby na ramię i miałem ochotę ją zabierać tylko na specjalne okazje. Do czasu aż przekonałem się, że mały aparat dobrej jakości to jest właśnie to co jest mi potrzebne, co mogę mieć zawsze przy sobie, co mnie uwalnia od wymówek przed nierobieniem zdjęć i pozwala być, znowu paradoksalnie, bardziej kreatywnym, bo zamiast skupiać się na tym co mógłbym zrobić, po prostu robię zdjęcia, zawsze i wszędzie gdy mam na to ochotę.
Ostatnio kolega po fachu wytknął mi na Facebooku, że przy recenzji każdego aparatu dodaje, że zamieniłbym swoją lustrzankę na niego. Jeśli ten aparat jest dostatecznie poręczny i robi zdjęcia, to prawda, zamieniłbym, po 20 latach przywiązania do lustrzanek, zamieniłbym każdą, nawet tą z najwyższej półki, na którą i tak mnie nie stać, na odpowiednik wśród małych aparatów. Dlatego tak bardzo spodobał mi się Sony RX1, który mimo swoich ograniczeń, (to one - ograniczenia, grają w tym felietonie pierwsze skrzypce), oferuje jakość najlepszych lustrzanek. Ostatnio recenzowany Panasonic GX7 również daje radę, chociaż na swojej, o połowę niższej półce cenowej.
Konkluzja
Chociaż nie neguję potrzeby istnienia urządzeń prawdziwie uniwersalnych i z pewną nadzieją patrze na nowe tablety z Windows, które są przede wszystkim bardziej uniwersalne i mają więcej zastosowań, to zachęcam do uczciwego rachunku sumienia, czy wszystkie potencjalne możliwości sprzętu są nam potrzebne? Czy zrezygnowanie z części opcji nie przyniesie korzyści w zakresie tych funkcji, które są faktycznie kluczowe? U mnie kilkakrotnie okazało się to prawdą i wyspecjalizowanie w danym zakresie sprzyja większej przyjemności i większej produktywności podczas korzystania z danego sprzętu. Najwięcej udanych zdjęć zrobiłem pojedynczym obiektywem stałoogniskowym, który nie daje mi żadnej elastyczności, najprzyjemniej mi się pracuje w bardzo ograniczonym (jeszcze) środowisku Chrome OS i mniej czasu poświęcam na jego konserwację. Od dawna panuje przekonanie, że w designie mniej znaczy więcej. Czasem tą samą zasadę można zastosować do funkcjonalności, co kiedyś wydawało mi się absurdalne.
Zdjęcia komputerów złożonych pod kątem gier pochodzą ze stron: Kotaku oraz MegaGames. Natomiast zdjęcie obiektywów pochodzi ze strony Crispierry Typepad.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu