“Komputer turystyczny” to chyba najtrafniejsze określenie dla maszyny spełniającej kryteria, które nieco różnią się od tego czym normalnie kierujemy s...
“Komputer turystyczny” to chyba najtrafniejsze określenie dla maszyny spełniającej kryteria, które nieco różnią się od tego czym normalnie kierujemy się przy wyborze komputera. Skoro już musimy zabierać laptopa ze sobą w podróż to oczywiście musi być odpowiednich rozmiarów i wagi, oferować odpowiedni czas pracy na zasilaniu z baterii, a także być dopasowanym do indywidualnych wymagań użytkownika. Jak w te oczekiwania wpisuje się Chromebook? Nadzwyczaj dobrze...
O moich wojażach z Chromebookiem mieliście już okazję czytać na łamach Antyweb jakiś czas temu, lecz od tamtego momentu zmieniło się naprawdę sporo, dlatego gdy po raz kolejny zasiadłem w fotelu pasażera z Chromebookiem na kolanach sprawdzając pocztę i ostatnie newsy nie sposób było mi odmówić sobie przelania kolejnych przemyśleń do tego tekstu.
Zapytacie zapewne, co mogło się aż tak zmienić, że Chromebook i Chrome OS jest znów bohaterem wpisu. Otóż przede wszystkim system ten dojrzał na tyle, że używanie go bez dostępu do Sieci staje się przyjemnością. Faktycznie, jest to nieco paradoksalna sytuacja, kiedy to komputer stworzony z myślą o pracy w oparciu o chmurę zyskuje pozornie niezwiązane z tą ideą funkcje, a jego użytkownicy cieszą się z tego niczym dzieci. "Po co ci Chromebook, skoro i tak bez Internetu robisz na nim dokładnie to co ja na zwykłym laptopie?" - takie pytanie zadano mi już kilkakrotnie. Zazwyczaj odpowiadam: "Ponieważ tu mam moją przeglądarkę. Tylko i aż."
Bo tak naprawdę, nie patrząc na dość specyficzne i profesjonalne zastosowania, to właśnie okno przeglądarki jest najczęściej aktywne na większości komputerów. Skoro więc to w nim spędzam tyle czasu, to również w drodze, nie widzę potrzeby posiadania niczego poza nią. Będąc offline nadal mogę jednak edytować dokumenty, obrazki, słuchać muzyki, obejrzeć film czy napisać kilka maili. Bez wydawania fortuny będę mógł zrobić to wszystko mając do dyspozycji ponad 6 czy nawet 7 godzin pracy urządzenia bez zamartwiania się o stan baterii. Dzięki ostatniej aktywności deweloperów możliwe jest także przejrzenie listy artykułów w Pocket czy praca nad listą zadań w Wunderlist. Wszystkie zmiany zostaną zapisane, gdy tylko podłączę komputer do Internetu.
Za mną dopiero kilkadziesiąt minut podróży, choć ta nie będzie zbyt długa - zaledwie 3 godziny. Patrząc na ikonę baterii zauważyłem, że poziom delikatnie uległ zmianie, z czystej ciekawości zerknąłem więc ile czasu przewidziane jest jeszcze mi pokorzystać komputera. Okazuje się, że 7 i pół godziny to jak najbardziej osiągalny czas nawet na dla dwuletniej maszyny. Nie mam więc żadnych obaw, że do końca drogi będę mógł spokojnie bez żadnych zahamowań korzystać z komputera - gdyby założyć, że po dojeździe na miejsce musiałbym od razu wracać, to jestem niemal pewien, że komputer wytrwałby do momentu powrotu.
Dla osoby, która nie do końca byłaby świadoma na co się pisze przy zakupie tego komputera pierwsze chwile z Chromebookiem mogłyby okazać się nie lada wyzwaniem. Dla tych jednak, którzy zdają sobie sprawę do czego zdolne są te urządzenia i są w stanie wykorzystać ich możliwości w pełnej rozciągłości, Chromebook stałby się fantastycznym numerem dwa. Dla mnie ten komputer nie ma ograniczeń - albo to po prostu ja tak do niego przywykłem, że ich nie zauważam w codziennym użytku. Ale to raczej dobrze, prawda?
Zdjęcie tytułowe: Wired.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu