Ciekawostki technologiczne

Nie muszę chodzić na siłownię, by schudnąć - wystarczy... oglądać horrory

Maciej Sikorski
Nie muszę chodzić na siłownię, by schudnąć - wystarczy... oglądać horrory
10

Wielkimi krokami zbliża się sylwester, a wraz z nim imprezowanie, przed którym rzesza osób stwierdzi, że nie mieści się w garnitur/sukienkę/strój batmana. Potem przyjdzie czas noworocznych postanowień i też pojawi się motyw sylwetki, masy, chudnięcia. Jedni ludzie przy tych okazjach zapiszą się na siłownię, drudzy zmienią dietę, jeszcze inni wybiorą magiczne specyfiki, przeróżne gadżety i aplikacje, które, wedle twórców, pozwolą zrzucić kilogramy. Okazuje się, że jest jeszcze jedno rozwiązanie: można oglądać horrory. Tak, filmy grozy ponoć przyspieszają spalanie kalorii. Jeśli zatem macie odporną psychikę...

Horrory i chudnięcie? Brzmi dziwnie, może nawet niedorzecznie, ale temat zbadali kilka lat temu brytyjscy (o dziwo nie amerykańscy) uczeni z University of Westminster. Grupa badanych osób oglądała filmy, a specjaliści sprawdzali, co dzieje się z ich organizmem, mierzyli tętno, poziom tlenu czy dwutlenku węgla w organizmie. W efekcie dowiedli, że spalanie kalorii wzrastało w trakcie seansu. I to wzrastało zauważalnie. Działo się tak zwłaszcza przy "momentach", czyli scenach tak skonstruowanych, by widz został wystraszony nagle i niespodziewanie. Strach i stres wywoływały u badanych przyspieszenie pulsu, wzrost ciśnienia krwi, organizm doznawał "zastrzyku" adrenaliny, która przyspieszała metabolizm.

Na liście filmów, których użyto w badaniach znajdziemy sporo klasyków. Otwiera ją Lśnienie z wynikiem ponad 180 kalorii. Pierwsze miejsce zapewnia on chyba nie tylko grozie, ale też... długości - seans zajmuje sporo czasu. Na podium mamy jeszcze Szczęki z wynikiem 161 kalorii oraz Egzorcystę (blisko 160 kalorii). Kolejne są Obcy (152 kalorie), Piła (133), Koszmar z ulicy Wiązów (118), Paranormal Activity (111), The Blair Witch Project: (105), Teksańska masakra piłą mechaniczną (107) i [Rec] (101). Ciekaw jestem, czy w głosowaniu na najstraszniejsze horrory układ byłby podobny?

Aby w pełni zrozumieć zalety płynące z oglądania filmów grozy, warto zajrzeć do tabel żywieniowych, z których można się dowiedzieć, że tabliczka czekolady mlecznej to ponad 500 kalorii, piwo (jasne, butelkowane) to niecałe 250 kalorii, a typowy polski obiad ("na bogato", zupa, drugie danie, deser) pozwala już przekroczyć tysiąc kalorii. Jeśli ktoś chce to ostatnie spalić oglądając horrory, musi sobie zapewnić niezły maraton. Znajdą się jednak i tacy, którzy połączą te czynności: zjem obiad, wypiję piwo, a wszystko przy telewizorze serwującym krwawe sceny. Brzmi niczym plan idealny, lecz pojawia się ryzyko zadławienia, gdy nastąpi "moment" - odradzam.

Ktoś stwierdzi, że zamiast siedzieć przed telewizorem czy tabletem, warto wziąć się za sport, wybrać na siłownię, spacer czy poranną przebieżkę. Bo godzina aerobiku to 300 spalonych kalorii, godzina pływania daje już grubo ponad 450 kalorii mniej w organizmie, 60 minut odkurzania to wynik podobny do tego, jaki dawały horrory, a jazda konna czy gra w kręgle dadzą lepsze efekty. Tyle, że... bieganie w smogu to kiepski pomysł, z konia można spaść, w basenie doznać skurczu, a przy grze w kręgle... upuścić kulę na stopę - same niebezpieczeństwa. Pozostaje sprawdzić na sobie sposób z filmami grozy. I to już teraz, w trybie przyspieszonym i bardzo aktywnym, nim nadejdzie sylwester. Jeśli zadziała, pierwszego stycznia nie trzeba będzie obiecywać sobie, że zaraz ruszy się na siłownię - z solidnym wytłumaczeniem wykupi się karnet do kina czy dostęp do serwisów streamingowych.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu