Mam dobrą wiadomość dla wszystkich, którzy uważają, że Netflix nie potrafi robić dobrych filmów. Gdy sen nie nadchodzi będzie od teraz jednym z najmocniejszych argumentów by potwierdzić Waszą tezę.
Gdy sen nie nadchodzi bazuje na popularnym ostatnio trendzie opowiadania historii o - powiedzmy - postapokaliptycznym świecie, w którym ludzkości na nawiedził ogromny stwór, nie spadł na nią meteoryt i nie zaatakowali obcy. Tragedia wydaje się bardziej przyziemna i dotyczy utraty jednego ze zmysłów. Na Netfliksie oglądaliśmy już Ciche miejsce, gdzie ludzie musieli zachować grobową ciszę albo Nie otwieraj oczu, gdzie wzrok musiał przestać być kluczowym ze zmysłów. Gdy sen nie nadchodzi jest podobny - nagle, nie wiadomo dlaczego świat dotyka dziwny impuls elektromagnetyczny. Elektronika i elektryka przestaje działać, ale nie to jest największym problemem. Ludzie nie mogą zasnąć. Zamykają oczy, próbują wykorzystać leki nasenne, hel - nic nie pomaga. Niestety całkowity brak snu oznacza śmierć po raptem kilku dniach, dodatkowo już na początku dowiadujemy się, że proces umierania będzie nawet krótszy i nikt tak naprawdę nie ma pomysłu, jak poradzić sobie z tą katastrofą. Ale niektórym osobom udaje się zasnąć, jedną z nich jest córka głównej bohaterki, byłej żołnierki - Jill. To w ogóle dość specyficzna relacja rodzicielska, matka nielegalnie handluje lekami, ma fatalny kontakt ze starszym synem, a dodatkowo dzieciakami zajmuje się babcia.
Z jednej strony mamy więc ciekawy pomysł, choć wyciągnięty z nowego "generatora przyziemnych apokalips", jak powiedział kiedyś mój znajomy. Z drugiej bardzo sztampowo poprowadzoną opowieść, która niemal idealnie wpisuje się najbardziej oczywisty plan akcji. Głównym zadaniem bohaterów jest dotarcie do wojskowego ośrodka, w którym młoda dziewczynka zostanie przebadana w celu znalezienia lekarstwa na nowe zagrożenie dla ludzkości. Wszyscy będą więc na początku zdezorientowani tym, co się dzieje, a później dzień po dniu pokażą swoje najgorsze, często nieludzkie oblicza. Widzieliśmy to już dziesiątki jeśli nie setki razy i Gdy sen nie nadchodzi nie wprowadza w tym temacie niczego nowego. Momentami bywa natomiast bezsensownie brutalny i taka na przykład scena z rozdeptywaniem czaszki wydaje się oderwana od reszty. Podejrzewam, że pomysł lepiej sprawdziłby się jako serial, w którym faktycznie zobaczylibyśmy próby zbadania zjawiska i znalezienia rozwiązania, tymczasem ten wątek jest potraktowany bardzo płytko. Mamy jakąś wojskową panią psycholog, która zajmuje się snem i na tym kończymy. Nie poznajemy przeszłości głównej bohaterki, nie mamy w ogóle informacji o tym, jak wygląda katastrofa na całym świecie, oglądamy wyłącznie mały wycinek USA i garstkę losowych bohaterów. Powiem więcej, finał też jest rozczarowujący i choć dowiedziałem się dlaczego grana przez Adriannę Greenblatt Matilda może zasnąć, to przez nierozwinięcie tematu, nic nie trzymało się kupy.
Niestety filmu nie ratuje również gra aktorska. Nie jestem w stanie wskazać tu ani jednej ciekawej, dobrze odegranej postaci. Obsadzenie Giny Rodriquez w roli głównej to jakieś nieporozumienie. Jak na lauretatkę Złotego Globa zagrała bardzo słabo, na jej miejscu mógłby znaleźć się ktokolwiek inny i nie wiem czy dałoby się osiągnąć gorszy efekt. Postacie drugoplanowe nie dostają natomiast wystarczająco dużo czasu na ekranie by w ogóle rozwinąć skrzydła - nie żeby próbowali. Podczas seansu miałem wrażenie, że wszyscy przyszli tu wziąć pieniądze od Netfliksa, szybko odegrać swoje role i pojechać do domów. Dawno nie widziałem filmu, gdzie po godzinie zapomniałem nawet imiona bohaterów. Słabo.
Co jeszcze nie dograło? Niektóre dialogi są głupie i niepotrzebne, inne za bardzo spłycone. Film nie zachwyca ani wizualnie, ani dźwiękowo. Momentami miałem wrażenie, że chwilę przed premierą ktoś go lekko przemontował i poprzestawiał niektóre sceny. Ale chyba jeszcze bardziej rozczarowało mnie wepchnięcie na siłę wątku naprawy relacji rodzica z dziećmi. Ja rozumiem, że to ważne przez wielkim końcem, ale chyba jednak nie tak istotne jak znalezienie leku i przeżycie apokalipsy? Szczególnie w tak krótkim czasowo obrazie, gdzie powinno być mięcho-mięcho-mięcho, a nie nuda-nuda-nuda.
To zabawne, że thriller opowiadający o tym, że zagładą ludzkości będzie brak snu...potrafi zamknąć widzowi powieki, szczególnie podczas wieczornego seansu. Nie zdarza mi się to zbyt często przed północą, ale wczoraj prawie zasnąłem 30 minut przed końcem. Jeśli takimi obrazami Netflix chce udowodnić, że filmy na wyłączność to, wbrew obiegowej opinii, jego mocna strona - efekt będzie zupełnie odwrotny. Gdy sen nadchodzi jest nudny, nijaki, "generyczny" i kiepsko odegrany. W chwili gdy piszę ten tekst, zajmuje pierwsze miejsce na liście najpopularniejszych materiałów w Polsce. A to kolejny dowód, że akurat tę zakładkę na Netflix warto omijać szerokim łukiem. Tak samo jak nowy film - Gdy sen nie nadchodzi.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu