Ostatnio dominującym trendem w sieci jest walka “obywatele kontra system” - amerykańskie FBI zza wielkie wody też chce być w centrum uwagi - biuro ogł...
FBI chce poczytać Twoje wpisy na Naszej Klasie, tworzy aplikację do "obsługi" Social Media
Ostatnio dominującym trendem w sieci jest walka “obywatele kontra system” - amerykańskie FBI zza wielkie wody też chce być w centrum uwagi - biuro ogłosiło, iż szuka twórcy systemu do inwigilacji mediów społecznościowych. Niekoniecznie tych amerykańskich, ale również i tych zagranicznych. Wszystko w imię amerykańskiej wojny z terroryzmem.
Konkretniej, FBI poszukuje wykonawcy dla aplikacji do obsługi social media :). Jak wyniuchał New Scientist, aplikacja ta ma bardzo konkretne wymagania.
The FBI has conducted market research and determined that a geospatial alert and analysis mapping application is the best known solution for attaining and disseminating real time open source intelligence and improving the FBI’s overall situational awareness.
W wolnym tłumaczeniu, FBI doszło do wniosku, że połączenie map, geolokalizacji i serwisów społecznościowych zapewni im jeszcze lepszą “świadomość sytuacji” - właśnie poprzez zbieranie informacji w trybie rzeczywistym. Biuro chce, by aplikacja posiadała odpowiedni mechanizm wyszukiwarki, zdolny przetrzebić media społecznościowe i podobne serwisy internetowe w poszukiwaniu informacji o wydarzeniach, kryzysach i zagrożeniach, które będą spełniały określone parametry wyszukiwania, określone przez FBI. Najlepiej, żeby wyszukiwarka taka była zautomatyzowana, a przeszukiwanie nastawione było na serwisy lokalne (tj. głównie amerykańskie).
Do tego, automatyczny system powienen sam z siebie ustawiać priorytety dla najważniejszych informacji i wyświetlać je w formie alertów dla osoby obsługującej narzędzie. Wszystko to powinno być w trybie rzeczywistym wyświetlane na mapach z dodatkiem odpowiednich warstw (np. takich określających, w jakim rewirze “wewnęrznym” dane zdarzenie ma miejsce). A najlepiej, żeby narzędzie umożliwiało monitorowanie wszelkich “publicznie dostępnych” serwisów społecznościowych i w biegu tłumaczyło treści z serwisów niekoniecznie prowadzonych w języku angielskim.
I właśnie ta ostatnia kwestia jest ciekawa - bowiem publicznie dostępne treści są dość ogólnie rozumiane - a przecież FBI z pewnością chciałoby wiedzieć, czy jakiś arabski terrorysta nie szykuje zamachu w USA rozmawiając z kumplami na Flakerze, nie? :) OK, dość tych żartów - fakt faktem, że rząd USA dość luźno podchodzi do kwestii informacji publicznych - twierdzi się, że jeśli coś opublikujemy na Facebooku czy Twitterze jako status publiczny, to służby państwowe mogą już to monitorować.
Cóż - nie mogę zaprzeczyć tej logice - przecież na tej zasadzie działają wyszukiwarki i temu zaprzeczyć się nie da. Kwestią sporną pozostaje sama prywatność - choć ta w dzisiejszym świecie też jest kwestią problematyczną - co widać po działaniach Facebooka czy Google. I tak oto sami sobie otworzyliśmy drogę do inwigilacji. Zakładam, ze jankesi nie będą zbytnio się interesować Polakami, ale ciekawi mnie, które polskie służby pójdą w ślad FBI. A może już poszły?
Zgadzam się, że z nowoczesnych środków komunikacji korzystają różne osoby i do pewnego stopnia Internet trzeba monitorować dla zapewnienia bezpieczeństwa. Ale w świetle ostatnich wydarzeń związanych z SOPA, a tymbardziej z ACTA, coraz mocniej obstaję przy stwierdzeniu, że monitoring jest OK, ale tylko do pewnego stopnia. Trzeba znaleźć złoty środek, który będzie wystarczająco skuteczny, a jednocześnie nie będzie niebezpieczny dla zwykłych obywateli i ich praw podstawowych. I to jest ten ciężki orzech do zgryzienia...
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu