Rzadko kiedy powstają gry, które wywołują tyle wspomnień. Rzadko kiedy powstają gry, które wywołują tyle mimowolnych uśmiechów. Rzadko kiedy wreszcie,...
Rzadko kiedy powstają gry, które wywołują tyle wspomnień. Rzadko kiedy powstają gry, które wywołują tyle mimowolnych uśmiechów. Rzadko kiedy wreszcie, fani kina lat 80. mają okazję, by świętować. Tym większy szacunek należy się twórcom Far Cry 3: Blood Dragon. Dzięki ich dziełu, każdy starszy gracz chociaż na chwilę będzie mógł powrócić do czasów dzieciństwa. To naprawdę coś niesamowitego.
Far Cry 3: Blood Dragon, to trochę szalona idea. W końcu zamiast produkować samodzielny dodatek kompletnie zrywający z fabułą Far Cry 3, twórcy z Ubisoft Montreal mogli zrobić coś w klimacie pierwowzoru i dodatkowo coś, do czego potrzebna byłaby płytka z grą. Postanowili jednak pójść inną drogą. I chwała im za to.
Blood Dragon pod względem klimatu jest niczym mokry sen nastolatka dla wszystkich graczy dorastających w latach 80. i 90. ubiegłego wieku, którzy fascynowali się kinem klasy B oglądanym na kasetach wideo. Pamiętacie jeszcze te nośniki? Przegrywane po sto razy taśmy, z naklejką na froncie, na której widniał wykonany przy pomocy maszyny do pisania tytuł filmu. Coś wspaniałego. To właśnie wtedy rodziły się gwiazdy pokroju Jean Claude Van Damme’a, czy Arnolda Schwarzeneggera. Blood Dragon jest też hołdem dla nich - dla herosów, którzy inspirowali nas w przeszłości.
Już sama fabuła gry dosłownie razi urzekającym kiczem dekady lat 80. – mamy rok 2007, świat jest pogrążony w chaosie za sprawą nuklearnej wojny, która zmieniła jego oblicze. Wojna się skończyła, ale ziemi grozi teraz nowe niebezpieczeństwo – były elitarny agent sił specjalnych, pułkownik Sloan zamierza wprowadzić w życie swój niecny plan. Głównym jego założeniem jest powrót ludzkości do czasów prehistorycznych. Ma się to dokonać za sprawą (a jakżeby inaczej) rakiet o dużej sile rażenia. W tym celu Sloan prowadzi różne eksperymenty na pewnej wyspie. Tu właśnie wkracza do akcji nasz heros – weteran II wojny w Wietnamie, cybernetyczny żołnierz z cząstką ludzkiej duszy, Rex Power Colt. Musi on zinfiltrować wyspę i powstrzymać Sloana.
W Blood Dragon znajduje się dosłownie MASA różnych odniesień, zarówno do kina klasy B, czy do gier, ale także do innych produktów popkultury z minionych lat. Już same scenki przerywnikowe w formie obrazków i słabych animacji 2D przypominają jak żywcem tytuły z NES-a i SNES-a. Oczywiście, nie kończy się tylko na tym – dosłownie każdy element gry został przez coś zainspirowany. Nawet broń noszona przez Rexa przywołuje wspomnienia (np. jego podstawowy pistolet czerpie nazwę z Robocopa). Całą esencją Blood Dragon jest właśnie odkrywanie takich smaczków, dlatego też nie będę wam psuł przyjemności. Powiem tylko, że znajdziecie tu nawiązania zarówno do kina (Terminator, Robocop, Uniwersalny Żołnierz, Gwiezdne Wojny, Karate Kid, Bez odwrotu itp.), seriali animowanych (choćby He-Man), komiksów (np. Żółwie Ninja), a nawet do takich rzeczy jak zabawki z serii G.I. Joe. Niektóre z nich sam wyłapałem w locie, o innych przeczytałem w Internecie już po skończeniu gry i muszę powiedzieć, że zmroził mnie ich ogrom. Założę się, że twórcy, nim zasiedli do Blood Dragon, powtórzyli sobie większość filmów z dzieciństwa, jak i powspominali wspólnie dawne czasy. Kapitalna sprawa.
Warto również podkreślić, że Blood Dragon kipi wręcz humorem. Jest to swoistego rodzaju parodia, napompowana muskułami, poświeceniem dla swojego kraju, czy wybuchami. Dlatego też, przez cały czas zabawy, z naszych ust nie znika uśmiech.
Ścieżka dźwiękowa także daje radę. Do jej napisania zatrudniono zespół Power Glove, który postarał się o utwory oparte na brzmieniu charakterystycznych dla lat 80 syntezatorów, które idealnie wpasowują się w klimat. Dodatkowo, znajdują się tu też piosenki zaczerpnięte prosto z filmów (w końcu ludzie będą mogli poznać znakomity Hold On to the Vision, który pojawił się w Bez Odwrotu z Van Dammem). Mówiąc o warstwie audio, trzeba też wspomnieć o tym, że w rolę głównego bohatera wcielił się Michael Biehn (znany chociażby z Terminatora, czy Obcego), który wypadł rewelacyjnie. Zresztą dialogi między postaciami to miejscami mistrzostwo świata.
Całości dopełniają aspekty wizualne, które zostały okraszone filtrem wyróżniającym charakterystyczne dla lat minionych kolory – różowy i seledynowy. Pod względem klimatycznym jest więc rewelacyjnie, a jak przedstawia się sama rozgrywka?
Ewidentnie widać, że mechanika Blood Dragon, to po prostu Far Cry 3, ale podana w innej otoczce. Mamy tu więc do czynienia z FPS-em rozgrywającym się na niezbyt wielkim (w końcu to wyspa), ale jednak otwartym obszarze, w którym głównym założeniem jest infiltracja siedzib wroga. Po wyspie przemieszczamy się na piechotę lub korzystając z samochodów. Musimy też zawsze uważać – czyhają tu na nas takie niebezpieczeństwa jak krwiożercze tygrysy, czy dinozaury (tytułowe krwawe smoki)) strzelające laserami z oczu. Wkraczając na teren przeciwnika możemy zazwyczaj działać na dwa sposoby – skradając się i eliminując wszystkich po cichu, bądź też bez skrupułów otwierając ogień i robiąc sieczkę. W tym pierwszym przypadku pomaga nam specjalny wizjer, dzięki któremu zaznaczamy adwersarzy i śledzimy ich ruchy. Ja korzystałem z obydwu możliwości (w zależności od sytuacji) i obie sprawdzały się dobrze.
Błood Dragon składa się z zaledwie siedmiu misji starczających na około 5-6 godzin. Dodatkowo, możemy pobawić się w zadania poboczne, które są jednak powtarzalne i często ograniczają się do przejmowania wrogich budynków, czy bezszelestnego wykańczania określonych przeciwników. Czekają też na nas różne znajdźki, ale mówiąc szczerze nie odczuwałem jakiegoś szczególnego parcia, by zebrać je wszystkie.
Ludzie którzy mnie znają, wiedzą, że nie przepadam zbytnio za pierwszoosobowymi strzelankami, ale nie mogę powiedzieć, by sprawiło mi to jakiś problem przy ogrywaniu powyższego tytułu. Nie mogę jednak stwierdzić, że byłem zachwycony gameplayem. Był on dla mnie tylko dodatkiem. Z pewnością gdyby nie klimat, nie sięgnąłbym po tę pozycję.
Far Cry 3: Blood Dragon to produkcja przeznaczona przede wszystkim dla starszych graczy, którzy odkrywając ją, będą nieustannie wyłapywać jakieś smaczki z ulubionych filmów, seriali, komiksów itp. z lat dzieciństwa. Dla pozostałych będzie to tylko dobry FPS, z głupią fabułą i dziwaczną otoczką. Jeżeli jednak wychowywałeś się w latach 80. i 90., to koniecznie musisz spróbować tego tytułu. Takiej dawki nostalgii nie zagwarantuje Ci żadne Retro City Rampage, czy inne Hotline Miami. W przypadku Blood Dragon mamy bowiem do czynienia z pełnokrwistą i nowoczesną produkcją, która ze względu na piękny hołd złożony klasykom zostanie zapamiętana na lata i do której będzie się chciało powracać.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu