Felietony

EOS 650D - pierwsza lustrzanka Canona z autofokusem w trybie filmowania

Jan Rybczyński
EOS 650D - pierwsza lustrzanka Canona z autofokusem w trybie filmowania
Reklama

Z początku aparaty cyfrowe miały jedynie naśladować swoich starszych, analogowych braci. Ten czas już minął, technologia poszła do przodu, zmienili si...

Z początku aparaty cyfrowe miały jedynie naśladować swoich starszych, analogowych braci. Ten czas już minął, technologia poszła do przodu, zmienili się też konsumenci. Skończyło się sarkastyczne spojrzenie właścicieli lustrzanek z tekstem wypowiedzianym z wyższością "mój aparat nie kreci filmów". Teraz znaczna część potencjalnych klientów przesiada się na lustrzankę nie z analogowego odpowiednika, lecz ze smartfona, lub zaawansowanego aparatu kompaktowego, również cyfrowego i potrzebuje czegoś na zachętę, czegoś co przekona do zakupu. Tym aparatem ma być Canon EOS 650D.

Reklama

Trzycyfrowa seria aparatów Canona to segment dla początkujących tzw. entry level. Teoretycznie nie należy się w nim spodziewać technologii kosmicznej, z drugiej jednak strony taki aparat jest znacznie łatwiej osiągalny dla większości z nas, niż topowe modele za nie rzadko więcej niż 20 tysięcy złotych. No właśnie, tym razem jedna z tańszych lustrzanek ma do zaoferowania całkiem sporo nowości, również takich, które dopiero w przyszłości trafią do droższych modeli. Nie dajmy się więc zwieść podobieństwu do poprzedników i zobaczmy co ciekawego przygotował dla miłośników fotografii Canon.


EOS 650D jako pierwsza lustrzanka na Canona oferuje śledzenie obiektu autofokusem w trakcie nagrywania filmów. Do tej pory lustrzanki potrafiły albo jednokrotnie ustawić ostrość przed nagrywaniem, albo trzeba było ręcznie ją korygować w trakcie, co w przypadku obiektywów o małej głębi ostrości mogło być skrajnie trudne i wymagało sporo wprawy, a w przypadku ujęć sportowych pewnego typu w ogóle było niemożliwe do wykonania. Dodatkowo matryca aparatu została wyposażona w piksele dedykowane ustawianiu ostrości w trybie Live View. Być może fotografowanie jedynie za pomocą patrzenia na ekran, jak w aparatach kompaktowych, znacznie być w lustrznkach faktycznie używalne, a tego rodzaju ustawianie ostrości konkurencyjne. Na tym nie koniec, moduł standardowego autofokusa, pracującego w trakcie wykonywania zdjęć patrząc przez wizjer optyczny, został zapożyczony z wyższego i prawie dwukrotnie droższego modelu- Canon 60D.

Wyświetlacz dotykowy wśród lustrzanek również zadebiutował dzięki 650D. Pozwala zmieniać wszystkie ustawienia w aparacie, gestami znanymi ze smartfonów przewijać i powiększać zdjęcia, ale również ustawiać ostrość w dowolnym miejscu jak i wywoływać migawkę. Teraz aż się prosi, żeby eksperymentować z oprogramowaniem aparatu i wgrać coś alternatynego ;) Całe szczęście nie odbiło się to na dostępności ustawień za pomocą pokręteł i guzików, które wyglądają niemal identycznie jak w modelu poprzednim. Dodany został rownież wbudowany mikrofon stereofoniczny, który chociaż nie zastąpi mikrofonu zewnętrznego, poprawi trochę jakość mniej profesjonalnych nagrań.


Poprawie uległy także parametry, które zwykle poprawie ulegają, mamy więcej megapikseli, megapikseli co prawda mamy tyle samo, czyli 18, nowa jest natomiast możliwość zapisywanie plików RAW w mniejszej niż pełna rozdzielczości, co do tej pory dostępne było tylko w wyższych modelach, aparat jest również szybszy i potrafi zrobić 5 zdjęć na sekundę. Czułość ISO wzrosła do 12800 w trybie standard i 25600 w trybie extended.

Podsumowując wszystkie zmiany, chociaż nowy model jest wizualnie niemal identyczny jak starszy brat, doczekał się naprawdę wielu istotnych zmian. Co prawda sam nie zmieniam aparatu wraz z premierą każdego nowego modelu, prawdę mówiąc moja lustrzanka jest 4 generacje starsza, jeszcze nie nagrywa filmów i o ile do tej pory nie zastanawiałem się nad jej zmianą, nowy produkt Canona powoli skłania mnie do ponownego rozważenia tej kwestii.

Reklama


W przeciwieństwie do wielu fotografów wychowanych na fotografii analogowej, w sumie sam się na takiej fotografii wychowałem, ale ciężko mnie nazwać fotografem, cieszą mnie zmiany w nowych lustrzankach, które zacierają różnice pomiędzy aparatem i kamerą. Tak długo, jak nie odbija się to na jakości zdjęć, a ta jest wciąż poprawiana, nowe, dodatkowe funkcje tylko cieszą i dają więcej możliwości. Już wcześniej kręcenie filmów lustrzanką dało dostęp do takich możliwości, które wcześniej oferowały tylko dziesiątki razy droższe kamery. Tym razem granica została przesunięta jeszcze odrobinę i dobrze.

Reklama

Jeśli ktoś chciałby poczytać więcej o nowym aparacie Canona, polecam obszerny artykuł na Dpreview, z którego pochodzą powyższe obrazy.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama