Felietony

Mówcie co chcecie. Są książki, których żadna forma e-booka nie zastąpi

Kamil Świtalski
Mówcie co chcecie. Są książki, których żadna forma e-booka nie zastąpi
29

Książki papierowe już dawno temu zastąpiłem e-bookami. Tak masowo, na co dzień. Ale to nie oznacza, że nie kupuję papieru w ogóle. Bo pewnych tytułów... żadna elektroniczna wersja nie jest w stanie mi zastąpić.

Dlaczego książki elektroniczne są lepsze od papierowych?

Na temat tego dlaczego zamieniłem większość książek papierowych na te w formatach *.mobi i *.epub potrafię rozprawiać naprawdę długo. W skrócie? Nareszcie nie mam problemu z miejscem na regałach, nie zastanawiam się które z wydań powinienem kupić (takie małe edytorskie odchyły), nie muszę czekać na przesyłkę czy biegać między księgarniami w poszukiwaniu publikacji która mnie interesuje. O tym, że znacznie wygodniej mi się je czyta, albo że mogę zabrać niemalże całą moją biblioteczkę na pokład samolotu nie martwiąc się o wielkość bagażu nie wspominając. Do tego dochodzi jeszcze kwestia cen, w przypadku obcojęzycznych publikacji — podręcznego słownika. Ale mimo wszystko są książki papierowe, których żadna forma e-booka mi nie zastąpi.

Książki, przy których e-booki pokazują swoje słabości

Dom z liści (Marka Z. Danielewskiego), Gra w klasy (J. Cortazara) czy S. (Douga Dorsta i J. J. Abramsa) to nietypowe produkty na rynku wydawniczym, którym trudno nadążyć. Tych jednak jest... garstka. Bo ile tak eksperymentalnych powieści na codzień pojawia się na rynku? Marnie też wypadają wszelkie wydania krytyczne — te z całą masą przypisów. Szczególnie gdy te są rozwinięte na kilkanaście, a nawet kilkadziesiąt stron. Fatalnie też wyglądaz książkami, które są bogato ilustrowane, pełne zdjęć. Albumy, kucharskie czy wydania tak urzekające jak Harry Potter z rysunkami Jima Kaya, którego kolejne części co kilkanaście miesięcy debiutują się na rynku. To produkty, przy których e-booki po prostu wymiękają. Kindle i inne monochromatyczne czytniki odpadają w przedbiegach. A ilekroć nie próbowałem ich zagłębiać na ekranach tabletu czy komputera czułem, że to jednak nie to. Ekran za duży, za mały, rozdzielczość nie taka. Jednak co papier formatu A4 czy A3, to papier. I przykro mi technologio — w tym aspekcie z nim (jeszcze) nie jesteś w stanie wygrać.

E-booki próbują walczyć inaczej

Oczywiście to nie jest tak, że elektroniczne książki nie mają żadnego asa w rękawie, aby powojować z tymi wszystkimi pięknymi wydawnictwami o których mowa wyżej. Mogą zaserwować czytelnikom interaktywne elementy, zaoferować tło muzyczne czy animacje. Wspomniana już zresztą wyżej seria książek o młodym czarodzieju doczekała się takiej "dopasionej" edycji w iBooks. To jednak zupełnie inne doświadczenie.

Tylko po co ta walka?

Sam postawiłem na cyfrową dystrybucję z praktycznych względów. Domowe biblioteczki jednak niosą za sobą także inne aspekty. Jakie? Chociażby te widoczne gołym okiem -- estetyczne. Do tego ludzie którzy lubią co nieco zanotować czy podkreślić prawdopodobnie nigdy nie zrezygnują z papieru na co dzień, ale na wakacje czy dla literatury obcojęzycznej? Czemu nie! Ale sam znam także czytelników, dla których jedna forma nie wyklucza drugiej — i korzystają z nich równolegle. Kryminały i inne, jak to nazywają, książki na raz, wybierają w wersji elektronicznej. Dlaczego? Bo nie zajmują miejsca, bo nie muszą później głowić się co z nimi zrobić, bo tak po prostu jest wygodniej. Nie przeszkadza im to jednocześnie zapełniać regałów kolejnymi tomiszczami ulubionych twórców, do których wiedzą, że prędzej czy później i tak wrócą. Poza tym warto mieć na uwadze, że wielu publikacji (szczególnie tych starszych), po prostu nie mamy szans znaleźć w formie cyfrowej. I mimo że sytuacja poprawia się z roku na rok, to prawdopodobnie ta kolekcja nigdy nie będzie kompletna...

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu