Felietony

Donald Trump mówi, jak jest: masakry w szkołach to pokłosie przemocy w grach i filmach

Maciej Sikorski
Donald Trump mówi, jak jest: masakry w szkołach to pokłosie przemocy w grach i filmach
176

Sytuacje tego typu to w USA klasyka. Smutna, ale jednak klasyka: ktoś, nierzadko uczeń, wpada do szkoły, przy użyciu broni palnej morduje kilka-kilkanaście osób i rozpoczyna się debata na temat przyczyn tragedii. Debata, która do niczego nie prowadzi, bo po jakimś czasie dyskusja cichnie, pojawia się inny temat wywołujący emocje. Opinia publiczna, media i politycy odsuwają problem na boczny tor. Do momentu kolejnej strzelaniny, następnej masakry. Tak pewnie będzie i tym razem. A przy okazji ponownie przeczytamy/usłyszymy, że to gry i filmy mieszają ludziom w głowach.

Donald Trump ponownie znalazł się w ogniu krytyki. Tym razem ma to związek ze strzelaniną, do jakiej doszło w Parkland na Florydzie. Przypomnę, że w połowie lutego do szkoły wtargnął jej nastoletni były uczeń uzbrojony w karabin. Zabił 17 osób, wśród ofiar są nauczyciele i uczniowie. To zdarzenie musiało odgrzebać spór dotyczący dostępu do broni w USA: czy powinien być powszechny, czy na rynku może się znajdować broń automatyczna lub półautomatyczna, czy obecne mechanizmy kontroli są skuteczne i sprawnie wykluczają z grona klientów ludzi, którzy nie powinni mieć do czynienia z bronią palną. Znamy to.

Donald Trump ponownie znalazł się w ogniu krytyki. Tym razem ma to związek ze strzelaniną, do jakiej doszło w Parkland na Florydzie. Przypomnę, że w połowie lutego do szkoły wtargnął jej nastoletni były uczeń uzbrojony w karabin. Zabił 17 osób, wśród ofiar są nauczyciele i uczniowie. To zdarzenie musiało odgrzebać spór dotyczący dostępu do broni w USA: czy powinien być powszechny, czy na rynku może się znajdować broń automatyczna lub półautomatyczna, czy obecne mechanizmy kontroli są skuteczne i sprawnie wykluczają z grona klientów ludzi, którzy nie powinni mieć do czynienia z bronią palną. Znamy to.

Osoby broniące powszechnego dostępu do broni, w tym politycy, ponownie próbują zepchnąć tę dyskusję na inne tory. W ostatnim czasie znowu można było spotkać się z opiniami, że to nie w przepisach jest problem, a w przemocy, którą epatują filmy czy gry wideo. Największe emocje wywołała wypowiedź, jaka padła z ust prezydenta USA: Donald Trump doszedł do wniosku, że owa przemoc odpowiada za kształtowanie umysłów młodych ludzi. Co ciekawe, poszedł krok dalej i stwierdził, że coś trzeba z tym zrobić, że przydałby się system ocen, oznaczania nieodpowiednich treści. Dobry pomysł. Tyle, że takie rozwiązanie od dawna istnieje.

Przyznam, że jestem trochę zdziwiony - myślałem, że etap "gry niszczą ludzką psychikę, zawarta w nich przemoc prowokuje do popełniania przestępstw w realnym życiu" mamy już za sobą. To było podnoszone jeszcze w połowie dekady, ale nawet największa bzdura w końcu musi stracić na znaczeniu. W tym przypadku swoje robi fakt, że dorastają ludzie, którzy grali w dzieciństwie, grają teraz, także w tytuły, w których nie brakuje przemocy - ci ludzie zapewne nie stwierdzą, że gry wideo zwichrowały ich psychikę. Nie mamy już do czynienia wyłącznie z rodzicami, którzy nie grają, ale "doskonale wiedzą", że strzelanki to zło w czystej postaci.

W dzieciństwie grałem w tytuły, w których przemocy nie brakowało. Oglądałem filmy, które zdecydowanie nie były przeznaczone dla dzieci. Ale po latach nie przyszło mi do głowy, by złapać za siekierę, piłę mechaniczną czy łom (bo z nabyciem broni palnej jest problem) i wybrać się do szkoły, urzędu czy sklepu, żeby kogoś tam ukatrupić. Nie przypominam też sobie, by wpadł na to ktoś z mojego otoczenia, nawet tego dalekiego. A mam w gronie znajomych ludzi, którzy potrafią oglądać godzinami horrory albo grać całymi nocami w strzelanki i bijatyki.

Jasne, serwowanie takich treści osobom młodym musi być kontrolowane, sześciolatek czy nawet czternastolatek nie powinien mieć dostępu do czegoś, co nie zostało stworzone z myślą o nim. Wspomniane już oznaczenia nie zostały wymyślone dla draki, należy ich przestrzegać. Nie zmienia to jednak faktu, że gry nie odpowiadają za masakry w USA. Dzieci grają i oglądają brutalne filmy na całym świecie. Do strzelanin dochodzi w USA, gdzie nastolatek może otworzyć szafkę w domu i wyciągnąć z niej karabin. Rozumiem, że łatwiej jest uderzyć w branżę rozrywkową, filmową czy deweloperską niż w sektor produkcji broni, wie o tym także Donald Trump (co ciekawe, wspomniane zarzuty wysuwa już od kilku lat), ale... Jeśli już nie chcesz mówić o prawdziwym problemie z bronią, lepiej siedzieć cicho.

Osoby broniące powszechnego dostępu do broni, w tym politycy, ponownie próbują zepchnąć tę dyskusję na inne tory. W ostatnim czasie znowu można było spotkać się z opiniami, że to nie w przepisach jest problem, a w przemocy, którą epatują filmy czy gry wideo. Największe emocje wywołała wypowiedź, jaka padła z ust prezydenta USA: Donald Trump doszedł do wniosku, że owa przemoc odpowiada za kształtowanie umysłów młodych ludzi. Co ciekawe, poszedł krok dalej i stwierdził, że coś trzeba z tym zrobić, że przydałby się system ocen, oznaczania nieodpowiednich treści. Dobry pomysł. Tyle, że takie rozwiązanie od dawna istnieje.

Donald Trump ponownie znalazł się w ogniu krytyki. Tym razem ma to związek ze strzelaniną, do jakiej doszło w Parkland na Florydzie. Przypomnę, że w połowie lutego do szkoły wtargnął jej nastoletni były uczeń uzbrojony w karabin. Zabił 17 osób, wśród ofiar są nauczyciele i uczniowie. To zdarzenie musiało odgrzebać spór dotyczący dostępu do broni w USA: czy powinien być powszechny, czy na rynku może się znajdować broń automatyczna lub półautomatyczna, czy obecne mechanizmy kontroli są skuteczne i sprawnie wykluczają z grona klientów ludzi, którzy nie powinni mieć do czynienia z bronią palną. Znamy to.

Osoby broniące powszechnego dostępu do broni, w tym politycy, ponownie próbują zepchnąć tę dyskusję na inne tory. W ostatnim czasie znowu można było spotkać się z opiniami, że to nie w przepisach jest problem, a w przemocy, którą epatują filmy czy gry wideo. Największe emocje wywołała wypowiedź, jaka padła z ust prezydenta USA: Donald Trump doszedł do wniosku, że owa przemoc odpowiada za kształtowanie umysłów młodych ludzi. Co ciekawe, poszedł krok dalej i stwierdził, że coś trzeba z tym zrobić, że przydałby się system ocen, oznaczania nieodpowiednich treści. Dobry pomysł. Tyle, że takie rozwiązanie od dawna istnieje.

Przyznam, że jestem trochę zdziwiony - myślałem, że etap "gry niszczą ludzką psychikę, zawarta w nich przemoc prowokuje do popełniania przestępstw w realnym życiu" mamy już za sobą. To było podnoszone jeszcze w połowie dekady, ale nawet największa bzdura w końcu musi stracić na znaczeniu. W tym przypadku swoje robi fakt, że dorastają ludzie, którzy grali w dzieciństwie, grają teraz, także w tytuły, w których nie brakuje przemocy - ci ludzie zapewne nie stwierdzą, że gry wideo zwichrowały ich psychikę. Nie mamy już do czynienia wyłącznie z rodzicami, którzy nie grają, ale "doskonale wiedzą", że strzelanki to zło w czystej postaci.

W dzieciństwie grałem w tytuły, w których przemocy nie brakowało. Oglądałem filmy, które zdecydowanie nie były przeznaczone dla dzieci. Ale po latach nie przyszło mi do głowy, by złapać za siekierę, piłę mechaniczną czy łom (bo z nabyciem broni palnej jest problem) i wybrać się do szkoły, urzędu czy sklepu, żeby kogoś tam ukatrupić. Nie przypominam też sobie, by wpadł na to ktoś z mojego otoczenia, nawet tego dalekiego. A mam w gronie znajomych ludzi, którzy potrafią oglądać godzinami horrory albo grać całymi nocami w strzelanki i bijatyki.

Jasne, serwowanie takich treści osobom młodym musi być kontrolowane, sześciolatek czy nawet czternastolatek nie powinien mieć dostępu do czegoś, co nie zostało stworzone z myślą o nim. Wspomniane już oznaczenia nie zostały wymyślone dla draki, należy ich przestrzegać. Nie zmienia to jednak faktu, że gry nie odpowiadają za masakry w USA. Dzieci grają i oglądają brutalne filmy na całym świecie. Do strzelanin dochodzi w USA, gdzie nastolatek może otworzyć szafkę w domu i wyciągnąć z niej karabin. Rozumiem, że łatwiej jest uderzyć w branżę rozrywkową, filmową czy deweloperską niż w sektor produkcji broni, wie o tym także Donald Trump (co ciekawe, wspomniane zarzuty wysuwa już od kilku lat), ale... Jeśli już nie chcesz mówić o prawdziwym problemie z bronią, lepiej siedzieć cicho.

Przyznam, że jestem trochę zdziwiony - myślałem, że etap "gry niszczą ludzką psychikę, zawarta w nich przemoc prowokuje do popełniania przestępstw w realnym życiu" mamy już za sobą. To było podnoszone jeszcze w połowie dekady, ale nawet największa bzdura w końcu musi stracić na znaczeniu. W tym przypadku swoje robi fakt, że dorastają ludzie, którzy grali w dzieciństwie, grają teraz, także w tytuły, w których nie brakuje przemocy - ci ludzie zapewne nie stwierdzą, że gry wideo zwichrowały ich psychikę. Nie mamy już do czynienia wyłącznie z rodzicami, którzy nie grają, ale "doskonale wiedzą", że strzelanki to zło w czystej postaci.

Donald Trump ponownie znalazł się w ogniu krytyki. Tym razem ma to związek ze strzelaniną, do jakiej doszło w Parkland na Florydzie. Przypomnę, że w połowie lutego do szkoły wtargnął jej nastoletni były uczeń uzbrojony w karabin. Zabił 17 osób, wśród ofiar są nauczyciele i uczniowie. To zdarzenie musiało odgrzebać spór dotyczący dostępu do broni w USA: czy powinien być powszechny, czy na rynku może się znajdować broń automatyczna lub półautomatyczna, czy obecne mechanizmy kontroli są skuteczne i sprawnie wykluczają z grona klientów ludzi, którzy nie powinni mieć do czynienia z bronią palną. Znamy to.

Osoby broniące powszechnego dostępu do broni, w tym politycy, ponownie próbują zepchnąć tę dyskusję na inne tory. W ostatnim czasie znowu można było spotkać się z opiniami, że to nie w przepisach jest problem, a w przemocy, którą epatują filmy czy gry wideo. Największe emocje wywołała wypowiedź, jaka padła z ust prezydenta USA: Donald Trump doszedł do wniosku, że owa przemoc odpowiada za kształtowanie umysłów młodych ludzi. Co ciekawe, poszedł krok dalej i stwierdził, że coś trzeba z tym zrobić, że przydałby się system ocen, oznaczania nieodpowiednich treści. Dobry pomysł. Tyle, że takie rozwiązanie od dawna istnieje.

Przyznam, że jestem trochę zdziwiony - myślałem, że etap "gry niszczą ludzką psychikę, zawarta w nich przemoc prowokuje do popełniania przestępstw w realnym życiu" mamy już za sobą. To było podnoszone jeszcze w połowie dekady, ale nawet największa bzdura w końcu musi stracić na znaczeniu. W tym przypadku swoje robi fakt, że dorastają ludzie, którzy grali w dzieciństwie, grają teraz, także w tytuły, w których nie brakuje przemocy - ci ludzie zapewne nie stwierdzą, że gry wideo zwichrowały ich psychikę. Nie mamy już do czynienia wyłącznie z rodzicami, którzy nie grają, ale "doskonale wiedzą", że strzelanki to zło w czystej postaci.

W dzieciństwie grałem w tytuły, w których przemocy nie brakowało. Oglądałem filmy, które zdecydowanie nie były przeznaczone dla dzieci. Ale po latach nie przyszło mi do głowy, by złapać za siekierę, piłę mechaniczną czy łom (bo z nabyciem broni palnej jest problem) i wybrać się do szkoły, urzędu czy sklepu, żeby kogoś tam ukatrupić. Nie przypominam też sobie, by wpadł na to ktoś z mojego otoczenia, nawet tego dalekiego. A mam w gronie znajomych ludzi, którzy potrafią oglądać godzinami horrory albo grać całymi nocami w strzelanki i bijatyki.

Jasne, serwowanie takich treści osobom młodym musi być kontrolowane, sześciolatek czy nawet czternastolatek nie powinien mieć dostępu do czegoś, co nie zostało stworzone z myślą o nim. Wspomniane już oznaczenia nie zostały wymyślone dla draki, należy ich przestrzegać. Nie zmienia to jednak faktu, że gry nie odpowiadają za masakry w USA. Dzieci grają i oglądają brutalne filmy na całym świecie. Do strzelanin dochodzi w USA, gdzie nastolatek może otworzyć szafkę w domu i wyciągnąć z niej karabin. Rozumiem, że łatwiej jest uderzyć w branżę rozrywkową, filmową czy deweloperską niż w sektor produkcji broni, wie o tym także Donald Trump (co ciekawe, wspomniane zarzuty wysuwa już od kilku lat), ale... Jeśli już nie chcesz mówić o prawdziwym problemie z bronią, lepiej siedzieć cicho.

W dzieciństwie grałem w tytuły, w których przemocy nie brakowało. Oglądałem filmy, które zdecydowanie nie były przeznaczone dla dzieci. Ale po latach nie przyszło mi do głowy, by złapać za siekierę, piłę mechaniczną czy łom (bo z nabyciem broni palnej jest problem) i wybrać się do szkoły, urzędu czy sklepu, żeby kogoś tam ukatrupić. Nie przypominam też sobie, by wpadł na to ktoś z mojego otoczenia, nawet tego dalekiego. A mam w gronie znajomych ludzi, którzy potrafią oglądać godzinami horrory albo grać całymi nocami w strzelanki i bijatyki.

Jasne, serwowanie takich treści osobom młodym musi być kontrolowane, sześciolatek czy nawet czternastolatek nie powinien mieć dostępu do czegoś, co nie zostało stworzone z myślą o nim. Wspomniane już oznaczenia nie zostały wymyślone dla draki, należy ich przestrzegać. Nie zmienia to jednak faktu, że gry nie odpowiadają za masakry w USA. Dzieci grają i oglądają brutalne filmy na całym świecie. Do strzelanin dochodzi w USA, gdzie nastolatek może otworzyć szafkę w domu i wyciągnąć z niej karabin. Rozumiem, że łatwiej jest uderzyć w branżę rozrywkową, filmową czy deweloperską niż w sektor produkcji broni, wie o tym także Donald Trump (co ciekawe, wspomniane zarzuty wysuwa już od kilku lat), ale... Jeśli już nie chcesz mówić o prawdziwym problemie z bronią, lepiej siedzieć cicho.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu