To już oficjalne. Avengers: Endgame pokonał Avatara stając się najlepiej zarabiającym filmem w historii. To dużo bardziej istotna informacja niż mogłoby się wydawać.
Disney chce pokonać Disneya w pojedynku o najważniejsze studio na świecie. Wszystko zależy od was
Najnowsi Avengersi w chwili, gdy piszę ten tekst, mają na koncie 2 790 216 193 dolarów. To o 2 251 106 więcej niż Avatar. Różnica jest niewielka, ale udało się. To produkcja Marvela stała się najlepiej zarabiającym dziełem w historii kina. Ta sytuacja jasno pokazuje nam, że Disney na ten moment nie ma sobie równych. W pierwszej dziesiątce znajduje się aż 6 filmów, za które odpowiada studio. Oprócz Disneya na liście możemy znaleźć dwa filmy Universal Studios (Szybcy i wściekli 7 oraz Jurassic World). Co ciekawsze, drugie i trzecie miejsce zajmują kolejno Avatar oraz Titanic, czyli filmy 20th Century Fox. Oba wprawdzie wyszły lata temu i Disney nie przyłożył do tego ręki, ale... obecnie to studio należy do The Walt Disney Company. Zostało przejęte w 2019 roku. Wszystko, co obecnie produkują i mają zamiar wyprodukować będzie dystrybuowane przez Disneya. Wychodzi więc na to, że do tej marki należy 8 spośród 10 najlepiej zarabiających filmów w historii (okupują rzecz jasna też wiele dalszych miejsc).
Disney doskonale wie, co robi
Nikogo raczej nie trzeba długo przekonywać, że Disney jest obecnie potęgą. Zagarniają rynek, wypuszczają kolejne filmy Marvela, które są nad wyraz popularne i szykują serwis VOD, który na pewno okaże się wielkim sukcesem. Ludziom odpowiedzialnym za marketing i planowanie należą się olbrzymie brawa. Potrafią świetnie wpisywać się w trendy i czerpać garściami z tego, co obecnie działa. Nie muszą nawet tak wiele robić. Ich strategia działa na zasadzie domina. Wystarczy stuknąć w pierwszy klocek i wszystko potoczy się dalej samo. Tak było w przypadku Avengersów.
Gdzie dwóch się pobije, tam trzeci skorzysta – Disney pogodzi Netfliksa i Apple
Avengersi to fenomen kulturowy, który zebrał wokół siebie rzeszę oddanych fanów. To widzowie płacą za bilety, kupują gadżety i oczekują kolejnych produkcji. Trzeba wiedzieć, jak nimi pokierować. Marvel wiedział doskonale. Ludzie nakręcali się wzajemnie. Pobicie Avatara stało się pewnym memem. Celem, do którego dążymy dla samego faktu jego osiągnięcia. Internet szalał. Ludzie przeganiali się w pomysłach na zaprezentowanie swojego oddania. Układali przemówienia, wrzucali zdjęcia, chodzili na film po kilkadziesiąt razy. Wszystkie działania wspierające Avengersów spotykały się z wielkim poklaskiem i sprawiały, że ludzie chcieli jeszcze więcej. Dodatkowe seansy zawierające drobne, niepublikowane wcześniej sceny, były tylko motorem napędowym i możliwością dla fanów, aby robić jeszcze więcej. Disneyowi udało się zgromadzić niesamowity fandom wokół superbohaterskich produkcji, dzięki któremu pobicie Avatara było oczywiste. Zainwestowali w Avengersów masę pieniędzy, wiedząc, że naprawdę warto, bo wszystko się zwróci. Zarówno finansowo jak i w miłości widzów.
Walka Avengers VS Avatar to nie pierwszy tego typu przypadek. Całkiem niedawno w podobną pętlę wpadł PewDiePie. Do niedawna Felix Kjellberg był najpopularniejszym YouTuberem na świecie. W pewnym momencie zaczął go jednak doganiać kanał T-Series, czyli wytwórnia muzyczna z Indii... i się zaczęło. Do tamtej chwili nikt nie był tak blisko z subskrypcjami do Pewdsa. W chwili, w której piszę ten tekst, T-Series ma 105 milionów subskrybcji, PewDiePie 97, a trzeci kanał w kolejności, 5-Minute Craft, 58 milionów. Co ciekawe, kolejne miejsca zajmowane są przez kolejne firmy lub wytwórnie muzyczne. Dopiero na miejscach 9., 10. i 13. pojawiają się inni "zwykli" YouTuberzy. Wróćmy jednak do pojedynku gigantów. Walka o subskrypcje błyskawicznie stała się memem. Fani Felixa wymyślali coraz to nowe pomysły na zachęcenie ludzi do śledzenia ich idola. Były latające banery, live'y z liczeniem, czy parady. Cała akcja została zakończona przez Szweda po tragicznym incydencie w Norwegii. Przez czas trwania zabawy widzowie bawili się fenomenalnie, Pewds z chęcią nakręcał zainteresowanie, a oni dzielnie dawali mu kolejne subskrybcje. Teraz Felix dąży do 100 milionów, ale to już temat na inny tekst.
W 2021 roku pojawi się kolejna część Avatara. Jestem pewna, że twórcy będą próbowali doprowadzić do podobnej "wojny". Niebieskie stworzenia zapragną odzyskać zaszczytne miejsce, a fani superbohaterów zrobią wszystko, aby do tego nie dopuścić. Jeśli tylko odpowiednie osoby w odpowiedni sposób pociągną za sznurki, będziemy mieli okazję śledzić bardzo ciekawe zjawisko. Disney będzie próbował pobić sam siebie, aby osiągnąć większy rozgłos i zysk, bo przecież to właśnie Walt Disney Studios Motion Pictures odpowiada za dystrybucję filmu Jamesa Camerona. Do tego czasu pojawi się serwis VOD, wiele nowych live-action z klasycznych animacji oraz kolejne filmy Marvela. Czyżby Disney kroczek za kroczkiem chciał przejąć cały świat? Czekam na ich kolejne pomysły z niecierpliwością.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu