Umrzesz. A potem umrzesz jeszcze raz i będziesz umierać setki razy, ale będzie Ci się to podobać. Kiedy już pomyślisz, że wszystko opanowałeś i jesteś...
Umrzesz. A potem umrzesz jeszcze raz i będziesz umierać setki razy, ale będzie Ci się to podobać. Kiedy już pomyślisz, że wszystko opanowałeś i jesteś niepokonany, napotkasz taką przeszkodę, że zaczniesz płakać z niemocy lub rzucać padem z wściekłości. To właśnie Dark Souls II w pigułce, która w świetnym stylu powtarza schemat z dwóch pierwszych części cyklu. Nie myślcie jednak, że to poziom trudności czyni tę grę wyjątkową i tak dobrą.
O pierwszym Dark Souls mogę śmiało powiedzieć, że to jedna z najlepszych gier minionej generacji. Niedługo po jej premierze bardzo mocno się w nią zaangażowałem i spędziłem naprawdę sporo czasu w wirtualnej krainie nieumarłych, Lordan. DkS tak bardzo wpłynęło na moją psychikę, że zwiedzając jakieś ruiny podczas w-fu w Sudetach (Turystyka Górska) zastanawiałem się, w którym miejscu znajduje się ognisko. To powinno dać Wam obraz tego, że mogłem grać dużo. Po dwuletniej rozłące z Soulsami obawiałem się trochę, że tym razem może mnie nie chwycić tak bardzo, bo gdy spotkam się drugi raz z podobną formuła rozgrywki, zwyczajnie będzie wiać nudą. A zresztą mam teraz mniej czasu na przyjemności i pałowanie się z elementem gry, którego po prostu nie idzie ugryźć. Kiedy już jestem po ukończeniu Dark Souls II aż się dziwię, że udało mi się w ciągu ostatniego półtorej tygodnia wykrzesać 50 godzin wolnego czasu. Góra pudełek pizzy podpowiada, że przedłożyłem granie nad potrzebę zrobienia sobie porządnego obiadu. To powinien być mój nowy wyznacznik jakości gier wideo: im lepsza dana produkcja i trudniej się od niej oderwać się, tym więcej zamawiam jedzenia.
Przypuszczam, że mogą wśród Was być tacy, którzy z serią Souls nigdy się nie zetknęli. Tej garstce należy się kilka słów wyjaśnień. Mogliście słyszeć, że Demon’s Souls albo Dark Souls to trudne gry dla hardkorowców. Po części to prawda. DkS 2 nie odbiega w ogóle od schematu utartego przez dwójkę poprzedników. To cRPG akcji, w których większość przeciwników potrafi zabić nas jednym, maksymalnie dwoma ciosami. Po śmierci nie zobaczycie napisu game over. W polskiej wersji będzie to „Nie żyjesz” (w angielskiej „You Died”), następnie odrodzicie się przy ostatnio odwiedzonym ognisku, ale wszyscy przeciwnicy, których udało się ubić przed naszym zgonem, również się odradzają. Tutaj należy również wspomnieć o tytułowych duszach, które zdobywane za pokonanie przeciwników służą potem jednocześnie jako punkty doświadczenia i jako waluta we wszystkich sklepach, to znaczy płacimy nimi u NPCów którzy są skłonni sprzedać nam różne przedmioty. Jak łatwo się domyślić, po śmierci tracimy wszystkie niewydane wcześniej dusze i jeśli nie uda nam się wrócić do miejsca zgonu, bo po drodze padniemy jeszcze raz, to przepadają na zawsze. To resetowanie się przeciwników można było wcześniej obrócić na swoją korzyść i praktycznie bez końca nabijać dusze, żeby wykorzystać je do levelovania postaci. W Dark Souls 2 każdy przeciwnik resetuje się tylko piętnaście razy, co z jednej strony utrudnia grę, bo nie można podbijać doświadczenia na tych samych potworach w nieskończoność, a z drugiej strony ułatwia, bo jeśli zabijemy wszystkich po piętnaście razy, to możemy spacerować po lokacjach bez obawy o życie naszego protagonisty. To z jednej strony ułatwienie, a z drugiej utrudnienie, więc w sumie możemy przyjąć, że Dark Souls 2 jest tak samo trudny jak poprzednicy. Przede wszystkim w dalszym ciągu wymaga uczenia się sposobu atakowania przeciwników i bardzo uważnego poruszania się.
Uważam, że jednym z największych atutów Dark Souls 2 jest oryginalny świat. Samo to, że kierujemy bohaterem, który jest nieumarłym jest w dalszym ciągu świeże. Niby nasza postać wygląda jak człowiek, ale każda śmierć powoduje, że coraz bardziej przypominamy zgnilca. To kolejny powód, dla którego podświadomie uważamy, aby ginąć jak najmniej. W DkS 2 wykreowałem bohatera niemal z identyczną facjatą jak moja. Uwierzcie mi, że oglądanie swojej twarzy w stanie rozkładu nie należy do najprzyjemniejszych widoków. Poza tym ten tytuł jest przesiąknięty motywem śmierci i przemijania. Temat został potraktowany w bardzo tajemniczy i mistyczny sposób. Japończycy mają talent do przedstawiania śmierci – widać to w ich kinematografii i innych dziedzinach sztuki, ale i w grach wideo. From Software świetnie poradziło sobie w tej materii, czego efektem jest bardzo dojrzała, intrygująca warstwa fabularna.
Choć gry z serii Souls są raczej oszczędne w formie opowiadania historii, to nigdy nie uważałem tego za wadę, a wręcz przeciwnie. W „dwójce” byłem świadkiem delikatnego odejścia od tego minimalizmu. Po pierwsze, w grze spotykamy więcej NPCów, z których każdy ma coś do powiedzenia, przez co bardziej poznajemy świat Drangleic. Po drugie, gra zaczyna się od czterominutowego intra, a w prologu spotykamy całkiem wygadane postaci wieszczek. To tylko pozory. Tak naprawdę przez większość gry w głowie mamy pustkę. Podobnie minimalistycznie jest potraktowany cel gry: „Szukaj dusz. Szukaj wielkich dusz. Szukaj króla.” – i w sumie wiadomo tylko tyle. Żadnych markerów na mapach, żadnych questów. Po prostu idziesz przed siebie z nadzieją, że odkryjesz jakieś nowe lokacje. W nowych miejscach zdobywasz nowe przedmioty, które pozwalają Ci poczynić postęp w tych odwiedzonych wcześniej. Koniec końców zdobywasz cztery wielkie dusze, co pozwala wejść do zamku Drangleic, a stamtąd już prosta droga do finału. Z kilkudziesięcioma (jak nie więcej) zgonami po drodze.
Pod względem rozgrywki Dark Souls II nie różni się znacznie od poprzednika. To wciąż to samo danie, które doskonale syci i nie pozwala odejść od stołu. Przez pięćdziesiąt godzin nie wynudziłem się ani trochę, mało tego! Wciąż mam ochotę na więcej, bo mimo, że ukończyłem główny wątek, to wciąż mam kilku opcjonalnych bossów do pokonania i przede wszystkim muszę dokładnie sprawdzić wszystkie odwiedzone przeze mnie lokacje, które z racji nadciągającego deadline'u na oddanie tej recenzji przechodziłem prawie że sprintem. A potem New Game +. Nie byłbym taki zadowolony, gdyby nowa część DkS była identyczna jak poprzednik. Wtedy można by traktować „dwójkę” jak bardzo duży dodatek. Na szczęście poczyniono szereg zmian, które wprowadzają trochę świeżości. Do tych, które uważam za najistotniejsze, zaliczam wprowadzenie świetnej lokacji centralnej – miasteczka Majula, a także usprawnienie gry wieloosobowej. Może za mało się przykładałem do gry, ale gdyby nie pomoc innych graczy w trybie kooperacji, to połowę bossów tłukłbym zdecydowanie dłużej.
Po premierze pojawiły się głosy oburzenia, bo Dark Souls II w istocie wygląda gorzej niż na materiałach promocyjnych. Powiem szczerze, że nie mam tego twórcom za złe. Dostałem grę, która działa płynnie i szarpnie tylko raz na ruski rok, gdzie w pierwszej części w jednej z lokacji autentycznie framerate spadał o połowę. Efekciarstwo jest tutaj kompletnie niepotrzebne, ale estetycznie jestem co najmniej zadowolony, bo znowu przyszło mi odwiedzić kilka lokacji, które spowodowały u mnie autentyczny opad szczęki. Jedyne co mnie boli, to niektóre powierzchnie płaskie, na których gołym okiem widać powtarzalną teksturę.
Czy jest to materiał na grę roku? Dla mnie osobiście tak, ale wiąże się to z moim uwielbieniem dla części pierwszej. Dostałem sequel tej samej, a nawet lepszej jakości, gdzie wszystkiego jest więcej – przedmiotów, bossów, przeciwników, lokacji, npców. Jeżeli nigdy nie graliście w żadne Soulsy, to formuła tej gry zwyczajnie może Was nie chwycić. Uważam, że każdy hardkorowy gracz powinien dać DkS 2 szansę. Dziewięciu na dziesięciu wciągnie się na tyle, żeby spędzić z nią kilkadziesiąt godzin. A potem drugie, albo nawet trzecie tyle.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu