Felietony

[Od Czytelnika] Czytanie 2.0

Adam Jesionkiewicz

Przedsiębiorca - marzyciel. Od blisko 20 lat aktyw...

10

Przychodzi taki czas, gdy człowiek patrzy na półki pełne książek, przelatuje wzrokiem z tytułu na tytuł, przypomina sobie ulubione cytaty, bohaterów, ich historie, a potem (chociaż z wielkim bólem serca) postanawia dokonać rzeczy z pogranicza szaleństwa i uwalnia wszystkie swoje książki z zakurzoneg...

Przychodzi taki czas, gdy człowiek patrzy na półki pełne książek, przelatuje wzrokiem z tytułu na tytuł, przypomina sobie ulubione cytaty, bohaterów, ich historie, a potem (chociaż z wielkim bólem serca) postanawia dokonać rzeczy z pogranicza szaleństwa i uwalnia wszystkie swoje książki z zakurzonego więzienia drewnianej celi. W końcu niech po raz kolejny wpadną w czyjeś spragnione dobrej literatury palce, a może niech przechodzą z rąk do rąk.

Może zdarzyć się również i tak, że znów trafią do bibliotecznego więzienia, ale liczę, że szybko odsiedzą tam swój wyrok (proszę je tylko dobrze traktować) - takimi oto słowami rozpocząłem wprowadzać w życie swój niecny plan opatrzony kryptonimem Czytanie 2.0. Jego założenia były banalnie proste, bo jak inaczej nazwać pomysł wyprzedania całej swojej biblioteki? Z entuzjazmem zabrałem się zatem do dzieła, wklepując do excella kolejne pozycje. Po tym wyjątkowo żmudnym zajęciu, wystarczyło jedynie wymyślić zachęcający do kupna opis i wybrać odpowiednie kanały dystrybucji. Na pierwszy plan poszły oczywiście dwa popularne portale aukcyjne (allegro, olx), jednak w przypływie fali euforii powstał również blog - amnestialiteracka.blog.pl. Gdy wszystko było gotowe, niezwykle z siebie dumny (na co niewątpliwy wpływ miała również butelka czerwonego wina opróżniona w tzw. międzyczasie) kliknąłem enter, rozsiadłem się wygodnie i czekałem na dalszy rozwój wydarzeń.

Mijały kolejne dni, a z półek zaczęło ubywać coraz więcej książek. Nie zdziwiło mnie, że w pierwszej kolejności zniknęły te najbardziej popularne jak Murakami czy G.R.R. Martin - proces uwalniania książek z więzienia zakurzonych półek trwa. Część z więźniów cieszy się już wolnością. Nie pozwólcie by pozostali osadzeni skończyli swoje życie w zapomnieniu i odosobnieniu - bardzo szybko pozbyłem się wszystkich pudełek po butach jakie tylko znalazłem w domu, a moim stałym punktem na mapie została pobliska placówka poczty.

Po euforycznym początku przyszły chwile chude, kiedy telefon milczał, maile nie przychodziły, a mój zapał opadał i sięgnął bruku - wydawać by się mogło, że rozstanie z książkami, które przez lata mnożyły się na półkach powinno być trudne. Nic bardziej mylnego. Przecież tak naprawdę to uwolnienie ich od kurzu i zapomnienia oraz danie nowego, drugiego życia. Misją każdej książki jest opowiadanie historii, ciągle, od nowa, kolejnym osobom… - przebieg całej Fazy 1 najbardziej dobitnie scharakteryzować można słowem “sinusoidalnie”.

Najbardziej spektakularny, a zarazem ostatni punkt tej fazy miał miejsce, gdy odebrałem maila z informacją, że jakiś miłosierny samarytanin postanowił zdjąć mi ciężar z barków i kupić wszystkie pozostałe książki. Nie wnikałem w motywy mojego wybawiciela, nie drążyłem tematu, wręcz przeciwnie - obchodziłem się z nieznajomym jak z jajkiem faberge, byle tylko ptaszyny nie spłoszyć (zaoferowałem nawet pokaźną zniżkę). Na poddaszu znalazłem największe pudło jakie tylko miałem, po brzegi wypchałem je książkami, zakleiłem, opisałem i… nie mogąc go samodzielnie podnieść (może czas pomyśleć o karnecie na siłownie?) zadzwoniłem po kuriera.

Plan Czytanie 2.0 nabierał rozpędu by w końcu wejść w Fazę 2. Jeśli ktokolwiek dotrwał do tego momentu, należą mu się wyjaśnienia moich motywów, a zatem czas na małą retrospekcje. To był maj, pachniała...a może i nie, nieistotne, w każdym razie pewnego dnia, robiąc porządki z książkami, niczym grom z jasnego nieba naszła mnie myśl, że do zdecydowanej większości z przez lata gromadzonych pozycji, nigdy już nie wrócę. A jeśli taka była moja natchniona prawda, to czy był sens patrzeć jak książki z roku na rok niszczeją, pismo blednie, a kartki stają się coraz bardziej kruche? W porządku, teraz odrobinę dramatyzuję, ale generalnie chodziło o to, by odpowiedzieć sobie na pytanie, co jest bardziej istotne - papierowa książka sama w sobie czy też treść niezależnie od nośnika na jakim została podana.

Odpowiedź wydała mi się oczywista, a w głowie zaczęły kiełkować zalążki genialnego planu, którego nie powstydziłby się duet Pinki i Mózg. Tym samym dochodzimy do Fazy 2, która była niczym innym jak zaopatrzeniem się w czytnik ebooków. I tutaj zaczęły się schody. Nie chodziło o to, że miałem jakieś wątpliwości jaki model urządzenia kupić, absolutnie, od samego początku wiedziałem co chcę. Nie chodziło też o pieniądze, bo ze sprzedaży całej biblioteki udało mi się wypchać grubą świnkę skarbonkę. Problem leżał we mnie, a raczej w skrzętnie pielęgnowanych nawykach i przyzwyczajeniach do papieru. Kupowałem więc kolejne książki, a gdy nazbierało się kilka tytułów, sprzedawałem je. Co jakiś czas obiecywałem sobie, że właśnie ta będzie ostatnia, że to już ten moment gdy trzeba powiedzieć sobie stop, że trzeba przestać (dziwne uzależnienie, ale przecież za swoje czytam!). Trwało to kilka dobrych miesięcy. W końcu dotarło do mnie, że - John Snow nic nie wie, a winter is coming - tzn. że czytanie to wojna, treść książki to bitwa, nośnik to oręż, a wygranym za każdym razem jestem ja sam.

Reasumując, nieistotne czy lubisz czytać na papierze, kamieniu, papirusie czy czytniku - generalnie chodzi o to, by czytać w ogóle, no i być szczęśliwym - Paulo Coelho (pewnie by się ze mną zgodził).

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Więcej na tematy:

OdCzytelnika