Smartfony to nie wino – w miarę upływu czasu wcale nie stają się lepsze, wręcz przeciwnie. To, co jeszcze pół roku wzbudzało podziw i biło rekordy pop...
Czy warto kupić flagowca Google blisko pół roku po premierze? Recenzja Nexusa 4
Smartfony to nie wino – w miarę upływu czasu wcale nie stają się lepsze, wręcz przeciwnie. To, co jeszcze pół roku wzbudzało podziw i biło rekordy popularności dziś jest co najwyżej średniakiem dla mniej wymagających. Czy taki sam los spotkał Nexusa 4, który dopiero po 5 miesiącach trafił do Polski?
Nexusa 4 mam już miesiąc. Przez ten czas zdołałem go poznać od podszewki, zainstalować kilkanaście różnych wersji Androida i urządzić żonglerkę z kernelami itp. Smartfony nie mają ze mną łatwo, ale nigdy się nie psują. Nieskromnie powiem nawet, że od strony wizualnej nawet po roku użytkowania wyglądają nadal pięknie i schludnie. Przesiadka była dla mnie szokiem, bo wcześniej korzystałem z Xperii X10, która już pod wieloma względami niedomagała, a nieoficjalny Android ICS działał na niej jak film poklatkowy.
Jaki jest Nexus 4? To smartfon pod wieloma względami bliski ideału, ale też pełen niedoróbek i braków. Mam nadzieję, że uda mi się je wszystkie uwzględnić w recenzji. Dodam, że będę ją pisał z poziomu „power-usera” bo to tej grupie dedykowane są smartfony z rodziny Nexus. Nie oszukujmy się – ciocia Frania czy sąsiad Józek mogą szpanować „brokatem” z tyłu obudowy, ale nigdy nie wycisną z tego sprzętu tyle ile należy. Nie dlatego tak łatwo odblokować tutaj bootloader i instalować oficjalne oprogramowanie, by „obawiać się utraty gwarancji”. Jeżeli jesteś tym typem użytkownika, od razu odsyłam Cię do testów bardziej efektownych sprzętów – HTC One, Xperii Z czy Samsungów Galaxy.
Nexus 4 przybył do mnie z Belfastu, a więc w pudełku znalazłem wtyczkę typu brytyjskiego, do której musiałem dokupić przejściówkę. W praktyce nie niesie to za sobą żadnych konsekwencji – poza tym, że przejściówka jest większa od ładowarki (sic!). W solidnym, stylowym, czarnym pudełku nie znalazłem żadnych ekstra dodatków. Prócz ładowarki był tam jeszcze kabel USB oraz kluczyk do otwierania szufladki na kartę SIM. W osobnej folii zapakowano jakąś instrukcję – nie wiem, bo nie otworzyłem jej do dziś.
Telefon jest bardzo solidnie wykonany i to czuć już przy pierwszym kontakcie. Nie znajdziemy tutaj żadnych plastikowych klapek, z których słynie Samsung, ani luźnych elementów typowych dla niektórych chińskich modeli. Urządzenie wykonano niezwykle starannie – nic nie trzeszczy, a elementy są idealnie spasowane.
Front to oczywiście 4,7-calowy wyświetlacz, który wykonano w technologii IPS. Jego rozdzielczość to 1280 x 768 px, co przekłada się na 317 PPI. Przy takim zagęszczeniu pikseli nie ma mowy o tym, abyśmy je zobaczyli gołym okiem. Obraz jest bardzo ostry, choć momentami sprawia wrażenie nieco wyblakłego. To już jednak kwestia gustu – miłośnicy tęczowych AMOLED-ów będą rozczarowani, a pozostali poczują ulgę na widok stonowanych nie bijących po oczach barw. Jak na IPS przystało kąty widzenia są bardzo dobre. Innym atutem jest widoczność w słońcu. Wyświetlacz dysponuje bowiem potężną jasnością. Sam, na co dzień przesuwam suwak na minimalną wartość, co pozwala mi swobodnie korzystać z urządzenia w niemal każdych warunkach. Przy maksymalnej jasności światło wręcz razi w oczy. Miałem styczność z ekranami 1080p i porównywałem je z Nexusem. Nie wiem czy wynika to z mojej ignorancji czy z czegoś innego, ale jakiegoś wielkiego skoku szczegółowości nie zauważyłem. Warto tutaj dodać, że ekran jest delikatnie uwypuklony, co pozwala z łatwością korzystać z gestów wykorzystujących krawędzie oraz samo w sobie jest całkiem przyjemne.
Na froncie nie uświadczymy żadnych przycisków, bo te zostały umieszczone na czarnym pasku na dole wyświetlacza. Zmniejsza to co prawda efektywną dostępną przestrzeń na wyświetlaczu do ok. 4,5 cala, ale tylko do czasu zainstalowania zmodyfikowanego oprogramowania. Przykładowo najnowsze nocne wydanie CyanogenMod ma opcję wysuwanych przycisków, które pojawiają się po przesunięciu palca od krawędzi ekranu. Zapewniam, że idzie się przyzwyczaić, a te 0,2 cala robi zdecydowanie różnicę. Pod ekranem umieszczono diodę informującą, a tuż nad czujniki światła, zbliżeniowy oraz kamerę do wideorozmów. Ta ostatnia spisuje się całkiem znośnie, ale tylko podczas wykorzystywania jej w celach, do których została stworzona – nic ponad to. Całość otoczono chromowaną ramką, która u szczytu zachodzi trochę na głośnik. Do tego elementu mam największe wątpliwości. W Xperii X10 była to jedyna część smartfona, na której po roku pojawiły się zarysowania i odpryski. Mam nadzieję, że tutaj będzie inaczej, bo w przeciwieństwie do Sony Ericssona ramka jest mocno widoczna.
Krawędzie otacza nieco gumowate tworzywo, któremu daleko do plastiku. Dzięki niemu urządzenie bardzo pewnie leży w dłoni i nie wyślizguje się. Po obu stronach znajdziemy przyciski. Na lewej ulokowano dwustopniowy regulator głośności, a na prawym power służący również do usypiania i wybudzania urządzenia. To kolejny kiepsko wykonany element w smartfonie. Przyciski chodzą dość ciężko, są słabo wyczuwalne palcami, a po jakimś czasie pojawiają się luzy.
Na górnej, opadającej w kierunku tyłu obudowy, krawędzi umieszczono dodatkowy mikrofon (w trakcie rozmowy służy on do redukcji szumów) oraz gniazdo słuchawkowe minijack. Z tym ostatnim jest pewien dziwny problem – wczepiona wtyczka jest ustawiona delikatnie pod kątem. Nie jest to tylko przypadłość mojego modelu, bo zwróciło uwagę na to też kilku użytkowników na forach internetowych. Jakoś szczególnie mi to nie przeszkadza, bo muzyki słucham na iPodzie, ale nie mam pojęcia, co w ten sposób chciał osiągnąć producent.
Pierwsze co rzuca się w oczy po spojrzeniu na dolną krawędź to dwie, okropnie wyglądające śrubki. Zapewniam, że jeszcze je pobłogosławicie. Dzięki nim możliwe jest dostanie się do wnętrza urządzenia i np. wymiana baterii, co jest banalnie proste (poszukajcie filmów na YT). A więc jeżeli za rok/dwa nadal będziecie korzystali z Nexusa, a bateria zacznie niedomagać, to po zakupie nowej części wymienicie ją nawet w domowym zaciszu. Poza śrubkami producent umieścił tutaj też mikrofon do rozmów oraz port micro USB do ładowania oraz wymiany danych między komputerem.
Przyszła kolej na najbardziej newralgiczny element Nexusa, czyli tył. Wygląd tej części smartfona jest nieziemski i świetnie wpisuje się w design telefonu dla geeka. Niewielkie, mieniące się w świetle kropki przypominają piksele, ale spokojnie – nie świecą tak perfidnie jak na niektórych filmach z testami. Jest to o wiele subtelniejsze, a przy braku światła właściwie niewidoczne. W centralnej części umieszczono tutaj stylowy logotyp Nexusa, a przy dolnej krawędzi logo LG i prowizoryczną tabliczkę znamionową. W lewym górnym rogu znajdziemy aparat wraz z diodą doświetlającą, o którym więcej napiszę później. W prawym dolnym umieszczono głośnik, który jest kolejną piętą achillesową Nexusa. Kładziecie smartfona na kocu lub łóżku? Nosicie go w kieszeni (albo jeszcze dodatkowo w pokrowcu)? Istnieje spora szansa, że dzwonka nie usłyszycie. Jest on w miarę głośny i gra całkiem przyzwoicie, ale jego ulokowanie wymusiło na mnie kładzenie smartfona przy łóżku wyświetlaczem do dołu, bo już kilka razy nie usłyszałem budzika.
A teraz najważniejsze – pęka czy nie pęka? Mowa o tylnej klapce, którą wykonano z hartowanego szkła. W przeciwieństwie do wyświetlacza producent nie zastosował tutaj powłoki Gorilla Glass, a więc jesteśmy narażeni na zarysowania. Ja po miesiącu nie mam jeszcze żadnego, ale profilaktycznie zamówiłem folię na tył obudowy. Są też inne rozwiązania, jak imitujące skórę i plastik kolorowe naklejki zakrywające cały tył, ale moim zdaniem to niepotrzebne ukrywanie fantastycznie mieniących się pikseli. Generalnie nie sądzę, żeby rewelacje o samoistnie pękającym szkle miały w sobie cokolwiek z prawdy. Jeśli nie będziemy rzucać smartfonem o chodnik to nic złego nam się nie przytrafi. Jeżeli przewidujemy taką możliwość w najbliższej przyszłości, równie dobrze możemy wziąć dowolny inny model (nie licząc tych specjalnie wzmocnionych) i obserwować jak z podobnym wdziękiem roztrzaskuje się o powierzchnię. Bardziej niż na wytrzymałości proponowałbym skupić się na tym, że smartfon położony na biurku przypomina łyżwiarkę figurową – postawcie go na lekko pochyłej powierzchni to przekonacie się na własnej skórze co znaczą te słowa. Przykładowo ja nie mogę przesunąć palcem po ekranie bez konieczności przytrzymania obudowy drugą dłonią.
W tym momencie zacząłem już trzecią stronę A4 w Wordzie, a nawet jeszcze nie przeszedłem do łączności i oprogramowania… Zapewniam Was jednak, że równie dobrze mógłbym napisać o tym smartfonie drugie tyle i bilans plusów oraz minusów wyglądałby podobnie. Tam gdzie LG się postarało i dopracowało kilka elementów, znajdzie się też jeden czy dwa minusy, które psują cały efekt.
Smartfon oferuje nam bogaty zestaw modułów łączności. Zacznijmy od najważniejszego, czyli GSM. Pierwsze co usłyszałem od mojej dziewczyny, gdy zadzwoniłem do niej z Nexusa, było „O, ale wyraźnie Cię słychać. Co zrobiłeś?”. Różnica w porównaniu ze starą Xperią jest kolosalna. Na tle innych smartfonów, a tych już trochę testowałem, też zaobserwowałem dużą poprawę. Podejrzewam, że jakość połączeń będzie porównywalna z tym, co oferują inne flagowce z tego segmentu. Ja na pewno nie narzekam, a już w szczególności nie zaobserwowałem żadnych trzasków w słuchawce, o których pisze się czasem na forum.
Smartfon pozwala na transfer danych w technologiach HSDPA+ 42.2 Mbit/s (download) i HSUPA 5.76 Mbit/s (upload). Wewnątrz jest też moduł LTE ale z niewiadomych przyczyn Google go zablokował. W Androidzie 4.2.1 jeszcze dało się go nieoficjalnie aktywować, ale wersja 4.2.2 zamknęła wszelkie furtki. Na łączność 3G nie narzekałem i pewnie każdy będzie zadowolony z oferowanych prędkości oraz stabilności połączenia. Chyba, że jesteście na tyle nieroztropni, by zapomnieć o kupieniu doładowania, a następnie panikować, że 3G przestało działać i trzeba wysłać smartfona na gwarancję.
Z pozostałych modułow, należy wyróżnić WiFi 802.11 b/g/n (z obsługą WiFi Direct), GPS (z A-GPS) oraz Bluetooth 4.0. Wszystkie testowałem w sposób umiarkowany (nie licząc WiFi rzecz jasna) i nie zaobserwowałem żadnych odchyleń od normy. Świetnie działa też NFC, co miałem okazję przetestować na tagu, który kilka dni temu dostałem w prezencie, oraz podczas przesyłania danych do innego urządzenia. Nexus 4 obsługuje też ładowanie indukcyjne w standardzie Qi. Prawdopodobnie niebawem będę polował na ładowarkę w Google Play, bo to „ogromne coś”, które wkładam codziennie do wtyczki wygląda dość komicznie.
A skoro przy baterii jesteśmy. Trudno mi jednoznacznie napisać ile Nexus 4 wytrzyma, bo wszystko zależy od tego, co będziecie robić. Przy łączności 3G, ciągłym pobieraniu i wysyłaniu danych przez internet, automatycznej jasności i okazyjnym graniu rozładujecie go w trakcie jednego dnia. Intensywnie korzystam ze smartfona, więc podłączam go każdego wieczora, ale udało mi się też pobić rekord, po przełączeniu jasności ma minimum, wyłączeniu 3G i synchronizacji wyciągnął 2 dni, w tym ok. 4 godziny aktywnego działania wyświetlacza. Teoretycznie ogniwo wewnątrz ma pojemność 2100 mAh, czyli dość przeciętną. Nie obraziłbym się, gdyby producent dobił do tych symbolicznych 2500 mAh, co być dało te 2-3 godziny użytkowania więcej.
O systemie nie będę się rozpisywał, bo Android 4.2.2 nie jest już żadną nowością. Wydanie to powoli trafia do pierwszy urządzeń, wnosząc ze sobą niewiele nowości. Największą są widżety na ekranie blokowania, co jest fajnym dodatkiem i ułatwia szybki dostęp do pewnych funkcji. Ja jednak w ogóle z tego nie korzystam. Chwalę za to sobie przełączniki na pasku stanu, choć jak zwykle Google nie pozwoliło nam na ich konfigurowanie. Na szczęście CyanogenMod (i inne) rozwiązują ten problem. Z innych nowinek, warto wymienić możliwość skalowania widżetów w launcherze, zmienioną aplikację zegara (dodano stoper i minutnik, uproszczono planowanie alarmów), funkcję wygaszacza ekranu (Daydream) aktywującą się w skonfigurowanych sytuacjach oraz klawiaturę obsługującą pisanie przeciągnięciami. To ostatnia nowość należy do moich ulubionych i potrafię pogodzić się nawet z tym, że słownik języka polskiego to jakaś farsa.
Wewnątrz smartfona znajdziemy procesor Qualcomm Snapdragon S4 Pro APQ8064 Krait 1,5 GHz. Potwór, prawda? Niestety tylko do czasu, aż nie zafundujemy mu solidnego obciążenia, które zaowocuje throttlingiem i obniżeniem taktowania. Bez zmodyfikowanych kerneli, które problem niwelują ani rusz. Ja swojemu zafundowałem też undervolting na poziomie 150 mV, co nie tylko poprawiło czas działania na baterii, ale też zmniejszyło temperaturę tylnej części obudowy podczas grania i odtwarzania wideo. Za grafikę odpowiada procesor Adreno 320 i tutaj kolejne rozczarowanie, bo nie oferuje on takiej wydajności, jak Tegra chociażby (W Real Racing 3 wyciągałem na domyślnym kernelu ledwo 25 kl/s). Najprawdopodobniej ma to związek z niedopracowanymi sterownikami, co ciągle ulega poprawie za sprawą niezależnych programistów, którzy implementują testowe wydania wypuszczane przez producenta. Wbudowane 2 GB pamięci to bardzo duże udogodnienie, które sprawia, że smartfon właściwie nie zamyka aplikacji i możemy z powodzeniem wrócić nawet do tych, które uruchamialiśmy kilka dni temu. Podsumowując - jeśli chodzi o wydajność bez instalowania nieofjclanych modyfikacji nie wykorzystacie pełni możliwości tych podzespołów. Oczywiście system i większość aplikacji działa perfekcyjnie, ale tylko do momentu większego obciążenia.
Na osobny akapit zasługuje też wbudowana pamięć. Ja posiadam wersję 8 GB, co w praktyce daje mi do dyspozycji nieco ponad 5,5 GB przestrzeni. Do moich potrzeb, na które składa się Spotify, kilka gier, 1-2 filmy i kilkadziesiąt aplikacji to aż zanadto, ale zauważyłem że ludzie na forach skaczą sobie do oczu, która wersja jest lepsza (podobno nawet 8 GB jest dla biedaków, a 16 GB wybierają profesjonaliści). Dla mnie dyskusja na ten temat w dobie chmury, Dropboksa i streamingu multimediów jest jałowa, ale w Polsce na szczęście problem nie istnieje, bo w sprzedaży jest tylko 16 GB. No i oczywiście o jakimkolwiek rozszerzaniu zapomnijcie, bo slot na kartę pamięci zjadła krowa.
Na sam koniec (tak, obiecuję, że to już koniec) został aparat. Tutaj czeka na nas kolejna niespodzianka, bo Google całkowicie przemodelował interfejs aparatu w Androidzie 4.2. Teraz wszystkie dostępne funkcje mamy pod palcem (dosłownie), który musimy przytrzymać w dowolnym punkcie ekranu. Z tego poziomu mamy m.in. dostęp do zdjęć HDR oraz fantastycznego trybu Photosphere, który pozwala na tworzenie rozszerzonych zdjęć panoramicznych (nie tylko w poziomie – we wszystkich kierunkach). To raczej tylko gadżet, a w dodatku wymaga pewnej ręki oraz precyzji, ale efekty są rewelacyjne.
Jakość zdjęć? Mocno przeciętna. Spodziewałem się czegoś lepszego a tymczasem otrzymałem jakość na poziomie middle-endu. Kolory są wyblakłe, a ostrość mierna. W dodatku czasem autofocus ma problemy z odpowiednim ustawieniem i musimy się gimnastykować, by znaleźć lepsze oświetlenie. Efekty zamieszczam powyżej.
Czy warto kupić Nexusa 4 w pięć miesięcy po światowej premierze? Jeżeli wiesz co to bootloader, root, kernel i CyanogenMod to nawet się nie zastanawiaj, bo sprzęt ten oferuje fantastyczny stosunek ceny do jakości – nawet w naszych polskich realiach wygląda to całkiem znośnie, choć osobiście nie zapłaciłbym więcej niż 1,6-1,7 tys. Oferty za niecałe 2 tys. to rozbój w biały dzień. Nexus 4 to nie tylko bardzo dobre wykonanie, potężne podzespoły, świetny wyświetlacz oraz aktualizacje na najbliższe 2 lata prosto od Google’a. To również ogromne wsparcie ze strony społeczności, która tworzy funkcjonalne, wszechstronne i szybkie ROM-y, kernele oraz dodatki. Głównie z tego powodu jest to aktualnie (i ciągle) jeden z najlepszych smartfonów z Androidem na rynku. Dlatego jeżeli szukacie smartfona do gier i codziennego użytkowania, o wiele lepszym wyborem będzie coś bardziej standardowego, dopieszczonego od strony software’owej dodatkami producenta i wyposażonego w slot na karty pamięci.
Jeżeli czegoś zabrakło w recenzji, macie dodatkowe pytania lub wątpliwości - zapraszam do komentarzy. Z chęcią odpowiem.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu