Felietony

Czy walka z piractwem paradoksalnie może źle wpłynąć na rynek elektronicznej rozrywki?

Grzegorz Marczak

Rocznik 74. Pasjonat nowych technologii, kibic wsz...

Reklama

Wielkie firmy od lat walczą oto, aby osoby, które łamią zabezpieczenia ich produktów przestały to robić. Kiedy jedni rezygnują i odchodzą od tworzenia...

Wielkie firmy od lat walczą oto, aby osoby, które łamią zabezpieczenia ich produktów przestały to robić. Kiedy jedni rezygnują i odchodzą od tworzenia cracków, to zawsze pojawia się ktoś nowy i kontynuuje ten proceder.

Reklama

Autorem tekstu jest Artur Janczak. Student Uni­w­er­sytetu Łódzkiego, programista-amator i pracownik
sklepu z grami. Piszę o tym, co uważam za ciekawe.

Kiedyś wystarczyło podmienić bądź skopiować jeden plik, aby dana gra zaczęła działać. Potem zaczęto stosować klucze i przymusowe rejestracje na domenach wydawców. Rzecz jasna, w miarę szybko uporano się z takimi blokadami, zaś internet zalały generatory, które tworzyły wymagane kody. Wtedy ojcowie Half-Life'a udostępnili platformę dla graczy – Steam. Mogło się w tamtym czasie wydawać, że to idealna forma walki z piractwem. Dany tytuł dodawaliśmy do konta tylko raz i już zostawał w naszej bibliotece. Jak sami pewnie wiecie, omijanie oprogramowania Valve to w dzisiejszych czasach żaden wyczyn, więc deweloperzy muszą się posuwać coraz dalej, aby chronić swoje dzieła. Powstało wiele autorskich zabezpieczeń DRM [ang. Digital Rights Managment – zarządzanie prawami cyfrowymi], które na dłuższą metę nie zdały egzaminu, a czasami utrudniały życie tym, którzy legalnie zakupili dany produkt.

Sytuacja uległa zmianie przy premierze gry Dragon Age: Inkwizycja, gdzie zastosowano system Denuvo. Nie jest to typowe narzędzie antypirackie, a jedynie narzędzie szyfrujące, w którym blokuje się możliwość ingerencji w plikach. Obejście tej metody zajęło grupie 3DM aż miesiąc, ale udało się, podobnie było z kilka innymi tytułami, które korzystały z Denuvo. Twórcy tego oprogramowania nie poddali się i dalej udoskonalali swoje narzędzie do walki z piratami. Efekty są takie, że na chwilę obecną zarówno Fifa 16, jak i Just Cause 3 nie zostały złamane. Jeżeli przez kilka miesięcy nie udało się ominąć zabezpieczeń, to istnieje spora szansa, że za jakiś czas na serwisach typu torrent nie będą się pojawiać nowe produkcje. Tak przynajmniej twierdzą ludzie z 3DM. W sytuacji, gdy metody szyfrowania będą udoskonalane w obecnym tempie tworzenie „łatek” stanie się zbyt czasochłonne, a przecież za taką pracę raczej nikt nie płaci. Przynajmniej ja osobiście mam taką nadzieje. To, że piraci sobie nie radzą może wiele osób ucieszyć, ale ja
się martwię, bo nie wiem, czy zabicie nielegalnych kopii przyniesie pozytywne rezultaty. Obecna sytuacja na rynku gier nie jest taka kolorowa, a co będzie, kiedy nikt nie będzie w stanie przeszkodzić wielkim firmom robić to, na co mają ochotę?

Wiele gier wydaje się być dość mocno wybrakowana. To, co powinno się znaleźć w podstawowej wersji jest nam sprzedawane w dziesiątkach DLC za całkiem spore pieniądze. Nie trzeba chyba mówić, że optymalizacja na PC wydaje się być dość słaba, a wymóg zmiany podzespołów coraz częstszy. Kolejne platformy typu Steam też nie ułatwiają nam życia. Czegoś takiego jak wersje demonstracyjne [czyt. dema] praktycznie nie ma, zaś zakup należy ocenić za sprawą recenzji, trailerów lub streamów. Wydawcy pozwalają sobie na wiele nieciekawych zagrywek, ale sądzę, że tych najgorszych jeszcze nie pokazali. W pewnym stopniu, to piractwo może ich hamować. W końcu nie raz zdarza się tak, że ktoś ściągnie dany tytuł, tylko po to, aby mieć pewność, iż uda się go uruchomić na danej konfiguracji sprzętowej. Innym ten czas wystarczy, aby przekonać się, czy warto wydać ponad 150zł, bo przecież po dodaniu produktu do platformy gamingowej, nie można z nim nic zrobić. Firmy wiedzą, że gracze zawsze mogą wejść na stronę z torrentami i zweryfikować dzieło, które sprzedają. Jeżeli z czymś przesadzą, albo zatają jakieś informacje, to istnieje spora szansa, że piraci to wyłapią i szybko przedstawią wszystko komu trzeba. Do tej pory przekroczono wiele granic, bo jak się okazuje, ludzie i tak kupią, więc czemu nie? Niemniej jednak, jest jeszcze jakiś mur, którego nie zniszczono.

Wyobraźcie sobie, że zostajemy na całkowitej łasce wydawców, którzy mają pełną swobodę działania. Piractwa nie ma, bo wymyślono na tyle czasochłonne zabezpieczenia, że nie opłaca się tego robić. Dane gry można kupić, ale za dość wysoką cenę, a jak komuś się nie podoba, to niech nie nabywa. Czas ukończenia danej produkcji nie przekracza 10 godzin, a ilość DLC mocno zaburza granice zdrowego rozsądku. Wizja dość nieciekawa, ale realna. Część z tych rzeczy mamy praktycznie już teraz. Ludzie jedyne co mogą zrobić, to zadecydować portfelem. Jeżeli sprzedaż okaże się słaba, to może następny tytuł okaże się lepszy. Nie winię deweloperów, choć i ci poprzez serwisy typu Kickstarter udowodnili, że też potrafią być mało wiarygodni – sam osobiście nadal czekam na Franko 2. Na szczęście, niepewnych twórców nie ma aż tak wielu.

Wiem, że pieniądze są ważne, ale gaming staje się coraz droższy, a wielkie firmy nie robią nic, aby przekonać nas, że coraz wyższe ceny sprawiają, że dostajemy coś lepszego, coś większego i ciekawszego. Cieszę się natomiast, że na naszym rodzimym rynku jest lepiej. CD PROJEKT RED stworzył Wiedźmina, który mnie nie przypadł do gustu, ale wiem, jakie bogactwo zawartości prezentuje ta gra. Tak samo Techland i Dying Light – ten tytuł wymęczyłem na 100%. Nie można zapominać o mniejszych, ale równie interesujących projektach, jak chociażby SUPERHOT. Polska pokazuje, że można zrobić coś dobrego nie przesadzając, więc, czemu inni też tak nie robią?

Nielegalne kopie gier są złe, bo w końcu to czyjeś dzieło, z którego ktoś bezprawnie korzysta za darmo. Niemniej jednak, zawsze przypomina mi się sytuacji z McPixel, którego autorem jest Michał „Sos” Kamiński. Ten tytuł pojawił się na PirateBay i każdy mógł go sprawdzić bez jakichkolwiek konsekwencji. Była natomiast informacja, że jeżeli podoba ci się ten tytuł, to jeżeli ktoś ma możliwość, niech wesprze twórcę. Masa „piratów” tak właśnie zrobiła. Docenili pracę młodego dewelopera z Polski, zaś ten podjął ryzyko i swoim podejściem do rynku i samego zjawiska piractwa udowodnił, że można inaczej. Jeżeli coś jest dobre, obroni się samo i dobrze sprzeda. Takich przykładów było wiele, więc może zamiast skupiać się na DRM, zabezpieczeniach i tym podobnych, lepiej tworzyć ciekawsze produkcje?

Reklama

Od pewnego czasu, nie kupuje już tylu gier, bo te nie zasługują na moje pieniądze. Za mało treści, za dużo hucznych zwiastunów i cała masa niespełnionych obietnic. Nie ściągam ich za darmo w sieci. Po prostu w nie nie gram. Czasami czekam na promocje, ale zdarza się, że nawet wtedy nie decyduje się za zakup. Sam świata nie zmienię, ale przynajmniej wiem, iż do złych zmian ręki nie przykładam. Piractwa nie popieram, ale nie uważam też, że bez niego będzie lepiej.

Reklama

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama