Żaglowce przez setki lat królowały na morzach i oceanach, aby w dość krótkim czasie przegrać z silnikiem parowym i kanałem sueskim. Dziś są już tylko ciekawostką dla turystów i fascynatów, bez żadnego ekonomicznego znaczenia w światowym transporcie handlowym. To jednak może się zmienić za sprawą walki z emisją spalin oraz dzięki nowym technologiom umożliwiającym większą efektywność takiego napędu. Testy modeli żaglowca transportowego XXI w. już trwają, a cały projekt wygląda zaskakująco sensownie.
Oceanbird
Oczywiście projekt nowego żaglowca w niczym nie przypomina starych konstrukcji. To nowoczesny statek, wypełniony po burty nowatorskimi technologiami, dzięki którym emisja spalin powinna się zmniejszyć aż o 90%. Statek będzie niestety trochę wolniejszy, ale nie aż tak, żeby przedsięwzięcie traciło ekonomiczny sens. Projektanci szacują, że będzie możliwe osiągnięcie średniej prędkości na poziomie 10 węzłów, co pozwoli przebyć północny Atlantyk w czasie 12 dni. Tradycyjne statki transportowe robią to dziś w czasie o około 4 dni krótszym.
Projektowany statek używa pięciu potężnych stalowo-kompozytowych skrzydeł o wysokości 80 metrów, pełniących funkcję żagli. Wysokość skrzydeł może być, dzięki ich teleskopowej konstrukcji, znacznie obniżona (do około 20 metrów). Zapewni to ma zarówno większe bezpieczeństwo, będąc odpowiednikiem refowania żagla, jak i umożliwi przepływanie pod częścią mostów.
Według Carl-Johan Södera, pracującego wcześniej przy tworzeniu szwedzkich okrętów wojennych, cała konstrukcja pozwala na znacznie efektywniejsze wykorzystanie powierzchni całego statku do pozyskiwania energii. Ustawienie skrzydeł będzie automatycznie korygowane, dzięki pracy czujników pozwalając optymalizować na bieżąco efektywność całego układu.
Przeznaczeniem pierwszego statku będzie transport dla przemysłu motoryzacyjnego, ale rozważane są także inne jego odmiany. Na pokładzie Ocenabirda w projektowanej wersji, będzie można przewieźć do 7000 samochodów osobowych. Czyniłoby to go jednym z większych samochodowców na świecie. Statek będzie miał oczywiście zamontowane silniki, ale używane mają być tylko w sytuacjach zagrożenia, bądź przy manewrach portowych.
To nie szalony startup
Jeśli wydaje się wam, że to kolejny koncept młodego szalonego zespołu biznesmenów, próbujących w pierwszej kolejności złapać inwestora, jesteście w błędzie. Za projektem stoi spore grono uznanych firm i organizacji. Główny wykonawca Wallenius Marine, firma należąca do grupy Rederi AB Soya, mającej swoje korzenie jeszcze w latach 30-tych, a będąca między innymi jednym z większych armatorów z dziedziny samochodowców. W projekcie uczestniczą także szwedzki instytut badawczy SSPA oraz Królewski Instytut Technologiczny ze Sztokholmu.
Na obecną chwilę testowane są pomniejszone modele statku. Obecnie po otwartym morzu pływa 7 metrowy „tester”, który przez najbliższe miesiące ma dostarczyć projektantom szereg danych dotyczących efektywności przyjętych rozwiązań aerodynamicznych. Firma przewiduje, że będzie gotowa do rozpoczęcia produkcji w 2021 r. i wtedy też powinno się rozpocząć zbieranie zamówień. Do klientów pierwsze egzemplarze miałyby trafić pod koniec 2024 r.
Całość prezentuje się niezwykle ciekawie i nawet bez opłat ekologicznych, wydaje się, że mogłoby mieć ekonomiczne uzasadnienie. Oczywiście o ile potwierdzą się 90% oszczędności na emisji, a co za tym idzie paliwie potrzebnym w klasycznych jednostkach. Jeśli trochę dłuższy czas transportu nie będzie tutaj krytycznym czynnikiem, to perspektywy przed firmą są ogromne. Transport morski to ciągle 70% wszystkich przewozów w międzynarodowym obrocie towarów, więc zdecydowanie jest to tort, o który warto się bić.
Źródło: [1]
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu