Google

Częste aktualizacje zabiły Firefoxa? Tak twierdzi developer Mozilli. Dla mnie to zbytnie uproszczenie

Grzegorz Ułan

Ci z Was, którzy śledzili moje dotychczasowe wpisy...

Reklama

Serwis Webmonkey przytoczył wczoraj wypowiedź jednego z developerów Mozilli, która jednoznacznie określała decyzję o wprowadzeniu częstych aktualiza...



Serwis Webmonkey przytoczył wczoraj wypowiedź jednego z developerów Mozilli, która jednoznacznie określała decyzję o wprowadzeniu częstych aktualizacji Firefoxa jako kluczową dla porażki tej przeglądarki w starciu z Google Chrome.

Reklama

Wprawdzie mógł to być jeden z istotnych elementów, ale nie wiem czy decydujący. Wróćmy jednak do historii, by przyjrzeć się jak to wyglądało w tamtym czasie.


Chyba najbardziej i najdłużej oczekiwaną wersją Firefoxa było jego czwarte wydanie, które udostępnione zostało w drugiej połowie marca 2011 roku. Tutaj Firefox zaczyna przyspieszać, przynajmniej publikację swoich wydań. Dwa miesiące później mamy Firefox 5, szósta wersja w sierpniu, by już za miesiąc udostępnić Firefoxa 7. Rzeczywiście, patrząc na ten globalny wykres, druga połowa 2011 roku to ogólne załamanie się popularności tej przeglądarki. Tylko czy aż tak mocne, by mówić, że wpływ na to miał cykl wydawniczy? Spójrzmy na eksplozję popularności Chrome, która praktycznie od samego początku miała tendencję wzrostową i raczej zabierała użytkowników IE niż liskowi.

W swojej argumentacji ów developer powołuje się na rosnącą frustrację użytkowników, spowodowaną nachalnymi komunikatami o częstych aktualizacjach i przerywanej w związku z tym pracy. Pamiętam swojego czasu, jak korzystałem z tej przeglądarki, jedyne moje zniecierpliwienie wzbudzał brak kompatybilności zainstalowanych wtyczek po aktualizacji. Nie było to jednak czynnikiem decydującym o zmianie przeglądarki. Chrome ujął mnie na początku swoją szybkością, choć sypał się niemiłosiernie i nie radził sobie z niektórymi stronami. Z biegiem czasu zaczynały pojawiać się dodatkowe rozszerzenia, które wprawdzie spowalniały jej obsługę, ale sprawiały, że korzystanie z tej przeglądarki było przyjemniejsze i funkcjonalniejsze. Poprawianie błędów, nowe funkcje, sklep, aplikacje, gry czy obsługa nowych standardów sieciowych sprawiły po latach, że Google Chrome stało się najpopularniejszą przeglądarką.

Nie odbyło się to jednak kosztem Firefoxa, a IE, który odbiegał w tamtym czasie od wszelakich standardów. Trudno powiedzieć dlaczego FF zdołał osiągnąć tylko około 30% rynku przeglądarek i zatrzymał się na tym poziomie. W mojej ocenie nie potrafił lub też nie miał narzędzi ku temu, czego Google odmówić nie można, by przekonać do siebie zwykłych użytkowników Internetu, którzy zostali przy IE w tamtym czasie, gdy pojawiło się Google Chrome.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama