Czy on fruwa na oleju po frytkach? Taką uwagę usłyszałem od osoby, która podobnie jak ja wyczekiwała w okolicach Okęcia na przylot Boeinga 707. Faktycznie, kopcące silniki zdawały się drwić z dzisiejszej ekologii. Nie ma co się dziwić, skoro były podczepione pod skrzydłami maszyny, której konstrukcja sięga połowy ubiegłego wieku. Właśnie ten samolot był krokiem milowym na drodze do trwającej długi czas supremacji Boeinga w przestworzach. To pierwszy pasażerski odrzutowiec, który odniósł trwały sukces i zmienił reguły. Dzisiaj powiedzielibyśmy - game changer.
Prawie jak Błękitna Wstęga
Statystycznie najczęściej wsiadamy dzisiaj do Boeinga 737, maszyny produkowanej w różnych generacjach od kilkudziesięciu lat. Lub też do A320 ze stajni Airbusa, który skutecznie rzucił wyzwanie Boeingowi i konkuruje z nim z wielkim powodzeniem. I cóż - banał, rutyna, spowszednienie. Mdłe to niczym politycznie poprawny dowcip. Nie to co pionierski entuzjazm odrzutowych konkwistadorów nieba nad Atlantykiem. Przypomina to w jakiejś mierze zapoczątkowane jeszcze w XIX wieku współzawodnictwo o Błękitną Wstęgę Atlantyku. Wyróżnienie to było przyznawane statkowi, który pokonał wody rozlanego po zachodniej półkuli oceanu w najkrótszym czasie. Jego uczestnikiem był także Titanic.
Nie będzie wielkim nadużyciem stwierdzenie, że Boeinga 707 stworzyli wizjonerzy, nie księgowi. Dzisiaj bowiem producent samolotu, konstruując nowy model, ma najczęściej określony portfel zamówień złożonych przez zainteresowane linie lotnicze. Inaczej było z tym Boeingiem - tutaj producent nie miał zapewnionego zbytu i sporo ryzykował finansowo. Zaryzykował i wygrał prymat w transporcie odrzutowym przez następne dziesięciolecia. Jednakowoż Boeing nie był pierwszym, który zaoferował loty transatlantyckie na pokładzie odrzutowca.
Podniebne podróże z Ameryki do Europy obsługiwał przed nim brytyjski jet De Havilland Comet, ale maszyna ta miała problemy z zasięgiem na dalszych trasach nad oceanem. Ale, co gorsze, linie lotnicze odwróciły się od niej po serii katastrof wywołanych … prostokątnym kształtem okien w kabinie pasażerskiej. Prowadziło to do naprężeń i pęknięć kadłuba, a w konsekwencji do dehermetyzacji (utraty szczelności). De Havilland uporał się z tym problemem, ale konkurencja uciekła do przodu. Chętni na prestiżowy lot odrzutowym Boeingiem 707 nad Atlantykiem mogli wsiąść na pokład tego modelu w barwach linii Pan Am w 1958 roku.
Seven-oh-seven - latające muzeum Boeinga na Okęciu
Rozpoczętą w latach 50-tych produkcję B707 kontynuowano do 1979 roku, zaś niektóre wersje wojskowe wytwarzano aż do połowy lat dziewięćdziesiątych - łącznie powstało ponad 1000 sztuk tych maszyn. Część z nich wykorzystywana jest do dzisiaj, przede wszystkim w transporcie towarowym i dla celów wojskowych. Ten los zresztą jest udziałem wielu maszyn, które eksploatuje się nawet przez dwadzieścia lat i dłużej w transporcie pasażerskim, aby w końcu przekazać je do służby w przewozach cargo.
Ważną odmianą są też wersje specjalne, i taka też zawitała na warszawskim Okęciu np. w lutym bieżącego roku. Warunki pogodowe były wtedy z gatunku tych parszywych, ale pokusa obcowania z takim rarytasem - przemożna. W końcu nadleciał, co zasadniczo można było zarejestrować z zamkniętymi oczami, bowiem huk silników nienajmłodszej już konstrukcji nie pozostawiał wątpliwości. Oraz ciągnące się za samolotem warkocze spalin, przywodzące na myśl diesla popularnej niemieckiej marki po “skorygowanym” przebiegu.
Przysłowiową wisienką na torcie było jednak zwieńczenie kadłuba - wielki talerz kryjący w sobie radar. Mamy tu bowiem do czynienia z wersją specjalną tego samolotu nazywaną E-3A. Sentry, czyli zwiadu elektronicznego, działającego w ramach systemu wczesnego ostrzegania o zagrożeniach AWACS (Airborne Warning And Control System). Może on służyć jako powietrzna centrala dowodzenia, koordynować łączność oraz wspomagać naprowadzanie. Przedstawiony poniżej samolot należy do flotylli siedemnastu maszyn tego typu używanych przez NATO w Europie. Model ten znajduje się nie tylko na wyposażeniu NATO, ale i sił powietrznych Arabii Saudyjskiej.
Z kolei w maju zagościł na warszawskim Okęciu Boeing 707 izraelskich sił powietrznych IAF. Armia zakupiła te samoloty po ich wycofaniu z pasażerskiej służby od izraelskich linii El Al. Część z nich jest używana w walce elektronicznej, część przerobiono na latające tankowce. Maszynę, która zawitała w Warszawie, dopadł pech - awaria, prawdopodobnie układu hydraulicznego. Oczywiście, to co było nieszczęściem dla obsługi, okazało się bonusem dla nas, spotterów, jako że mogliśmy uziemiony do następnego dnia samolot fotografować do woli.
A o co chodzi z tymi czerwonymi wlotami silników? To osłony założone przez obsługę po tym, jak okazało się, że samolot będzie musiał u nas jednak nocować. Co oczywiste, zapobiegają one wniknięciu do silników obcych elementów, ale z drugiej strony urozmaicają choć trochę szarobure wojskowe malowanie.
Gorączka 707 sobotnich nocy
Wieloletnim właścicielem Boeinga 707 był John Travolta. Co tam właścicielem - on go pilotował jako pełnoprawny posiadacz licencji pilota, i to z uprawnieniami na tak dużą maszynę. Travolta przejął samolot od znanego australijskiego przewoźnika Qantas, ale cały czas latał w barwach “kangura”, będąc ambasadorem tych linii. Teraz maszyna trafi jako podarunek do australijskiej grupy rekonstrukcyjnej Historical Aircraft Restoration Society, po uprzedniej gruntownej konserwacji, jako że została już nadgryziona przez ząb czasu.
Jutrzenka złotej ery
Modelem 707 Boeing zapoczątkował przełom w dziejach lotnictwa cywilnego. Dzisiaj raczej już nie polecimy pasażerskim liniowym B707, a już tym bardziej nie poczujemy atmosfery entuzjazmu i ekskluzywności początków złotej ery lotnictwa cywilnego. Przybliży nam to film reklamowy linii Pan Am, gdzie uwagę zwraca stewardessa podająca ogień pasażerowi oraz wizytowo odziani pani i pan ucinający sobie na pokładzie … partyjkę szachów.
Czy wyobrażacie sobie to dzisiaj na pokładzie choćby Ryanaira?
Wpis ten to kolejny odcinek cyklu o samolotach na Antywebie. Pierwszą część serii możecie poczytać pod tym adresem.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu