Felietony

Bo dzisiaj wszystko musi być sexy/seksi...

Maciej Sikorski
Bo dzisiaj wszystko musi być sexy/seksi...
6

Miesiąc temu odwiedziłem imprezę HP, na której prezentowano nową usługę muzyczną i sprzęt amerykańskiej korporacji. W tym ostatnim przypadku najwięcej uwagi poświęcono urządzeniu ENVY x2. Dlaczego do tego wracam? Ponieważ wspominałem w tamtym tekście, że pracownik Hewlett Packard podczas prezentacji...

Miesiąc temu odwiedziłem imprezę HP, na której prezentowano nową usługę muzyczną i sprzęt amerykańskiej korporacji. W tym ostatnim przypadku najwięcej uwagi poświęcono urządzeniu ENVY x2. Dlaczego do tego wracam? Ponieważ wspominałem w tamtym tekście, że pracownik Hewlett Packard podczas prezentacji nadużywał słowa sexy, co poważnie mnie irytuje (to subiektywne odczucie - każdy może mieć swoje zdanie). I właśnie do tego motywu zamierzam teraz nawiązać i trochę go rozbudować.

Słowo sexy pojawia się dzisiaj praktycznie w każdej dziedzinie naszego życia – mamy sexy samochody, domy, kuchenki mikrofalowe i sanki. Niedługo pojawią się też pewnie sexy łóżeczka dla dzieci oraz sexy wałki do ciasta (no chyba, że już są dostępne). Wszystko to odsuwam jednak na bok, ponieważ interesuje nas branża IT. A tu przecież nie brakuje sexy urządzeń, aplikacji czy usług. Podczas prezentacji nowych produktów bonzowie wielkich firm podkreślają, że są one sexy. Czytając artykuły na ich temat, dowiadujemy się tego samego od dziennikarzy i blogerów, a w komentarzach pod tekstem także od części czytelników.

Pojawi się oczywiście argument, iż tekst jest o niczym, bo słowo sexy ma wiele znaczeń i wcale nie musi się odnosić do sfery seksualnej. I adwersarze będą mieli sporo racji, ponieważ wystarczy otworzyć słownik języka angielskiego, by przeczytać, że sexy może być używane jako synonim do atrakcyjny/pociągający. Może, ale nie musi, bo język (każdy), to dość bogata struktura i nadużywanie jednego wyrazu (i to w każdym możliwym kontekście) zaczyna po pewnym czasie zastanawiać, nudzić, a w końcu irytować. Zresztą, jest jeszcze druga strona medalu – przeniesienie słówka sexy na polski grunt.

To, że używamy zapożyczeń z innych języków nie jest niczym nowym. Szczególnie widać to w branży IT, ale często jest to jedyne sensowne rozwiązanie, bo karkołomne wymyślanie polskich odpowiedników zazwyczaj kończy się w sposób karykaturalny. Ale czy do słów, których nie można zastąpić należy sexy? I czy w naszym kraju ma ono takie samo znaczenie, co na Wyspach lub w USA?

Nie trzeba długo szukać w Sieci, by natknąć się na przykłady sexy smartfonów czy tabletów. Wystarczy przytoczyć recenzję smartfonu HTC One X, którą znajdziemy na stronie technowinki.onet.pl. Na końcu tekstu trafiamy na podsumowanie, a w nim na wyróżnienie, z którego wynika, że słuchawka jest SEXY. Wrzucam model w wyszukiwarkę Google grafika, by lepiej mu się przyjrzeć (a nuż czegoś nie zauważyłem wcześniej) i faktycznie trafiam na sexy materiał – na niektórych zdjęciach smartfon trzyma atrakcyjna Azjatka. I tu mogę się zgodzić bez tortur i szantażu – pani jest sexy. Zresztą nie tylko tu – zazwyczaj, gdy producenci promują swój sprzęt w asyście pięknych kobiet, to mogę się podpisać obiema rękoma pod stwierdzeniem, że można to odbierać w kategoriach seksualności (i nazwijcie mnie szowinistą). Ale sam smartfon?

Ktoś powie: na AW podają jako przykład Onet. Fakt powołuje się na SE (ha! Ubiegłem hejterów). Nie zamierzam się pastwić nad tym portalem jako całością, bo, cytując stare porzekadło, każdy orze jak może. Zresztą, nie jest to jedynie domena Onetu. Jakiś czas temu na AntyWeb pojawił się tekst, w którym Grzegorz informował, że Filmweb wkracza do świata mobilnego. I jest czego pogratulować, bo biznes się rozwija. Kibicuję, ponieważ należę do grona użytkowników i życzę im sukcesów. Ale jednocześnie nie mogę zrozumieć pewnej wypowiedzi pana Artura Gortycha – właściciela Filmwebu. Słowa te padły w jubileuszowym wydaniu Dużego Formatu, w którym można było znaleźć obszerny wywiad ze wspomnianą personą. Opublikowano to pod koniec października – stąd mowa o wejściu na rynek mobilny. Padają tam m.in. następujące słowa:

Pracujemy nad tym, by Filmweb zaistniał w świecie smartfonów i tabletów. Zrobimy to w ciągu najbliższych tygodni, a polegać to będzie na tym, że przeniesiemy tam najseksowniejsze funkcje Filmwebu.

Czyli co? Spokojnie, uzyskujemy odpowiedź:

Czyli na przykład informacje o tym, co będzie w kinach. W ogóle będzie tam wyszukiwarka, która będzie dawała dostęp do całej naszej bazy, czyli zwiastunów, recenzji, fotosów, obsad. I to tak od ręki. W kilka sekund. A to jest już ponad 2 miliony rekordów.

Brzmi seksownie? Mnie to jakoś nie przekonało. Szczególnie, że zamienianie słowa sexy wyrazem seksowny jest dość ryzykowne - nie wiem, czy jest ono u nas tak odbierane, jak sexy w USA. Może i jest i po prostu ja nie zauważyłem momentu, w którym smartfon oraz informacja o tym, co będzie w kinie stały się seksowne. Spodziewam się jednak, że z tą modą trudno będzie wygrać. A jeśli z czymś nie da się wygrać, to wypada chyba to zaakceptować. Dlatego na koniec mała prośba – jeśli uważasz, że tekst był sexy/seksowny, to daj proszę lajka…

Źródła zdjęć: kiepy.pl, mobileman.pl

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Więcej na tematy:

ITSmartfon