Świat

"Asha" znaczy "nadzieja" - czy Nokia może na nią liczyć?

Karol Kopańko
"Asha" znaczy "nadzieja" - czy Nokia może na nią liczyć?

Nokia. Firma, której zawdzięczamy wiele innowacyjnych rozwiązań rewolucjonizujących sposób interpersonalnej komunikacji. Jeszcze niedawno nie było naw...

Nokia. Firma, której zawdzięczamy wiele innowacyjnych rozwiązań rewolucjonizujących sposób interpersonalnej komunikacji. Jeszcze niedawno nie było nawet  wiadomo, czy ten niegdysiejszy gigant komórkowego świata w ogóle przetrwa smartfonową rewolucję. Choć dziś klimat wokół Nokii znacząco się ocieplił, to firma dopiero w IV kwartale 2012 roku zakończyła permanentny okres przynoszenia strat. Mimo, że jej udział w rynku inteligentnych telefonów wydaje się mizerny w porównaniu z Apple czy Samsungiem, to pewne jest, że mariaż z Microsoftem stał się udanym pierwszym krokiem do ratowania marki. Nasuwa się więc pytanie: czy Nokia ma jeszcze szanse na odzyskanie tronu, z którego kiedyś musiała abdykować?

Krzywa pochyła – tak można określić sytuację Nokii w drugiej połowie ubiegłej dekady. Sytuacja zaczęła  się poprawiać dopiero wraz z zatrudnieniem jako CEO Stephena Elopa, co miało miejsce 21 września 2010 roku. Elop, pierwszy nie-fiński prezes wprowadził drakońskie reformy w korporacji, które z punktu widzenia minionego czasu wydają się najlepszym (jedynym?) możliwym rozwiązaniem tego „węzła gordyjskiego”. Zwolnił on 32 tysiące pracowników, a także (co wywołało niemałe zdziwienie branży) sprzedał kwaterę główną w Espoo za 170 milionów euro i teraz jedynie wynajmuje „Nokia House”.

Jednak rządy Elopa przez największą część fanów fińskiego producenta zostaną zapamiętane jako okres ścisłego związania Nokii z Microsoftem. Niewątpliwie na taką, a nie inną decyzję miała wpływ jego przeszłość, gdyż od stycznia 2008 roku do września 2010 Stephen Elop kierował biznesową dywizją giganta z Redmont, odpowiedzialną za developing pakietu biurowego Microsoft Office i wydanie jego wersji oznaczonej numerkiem „10”.

Przyjrzyjmy się jednak jedynej  możliwej alternatywie, jaką do wyboru miał obecny prezes Nokii. Android jest obecnie najpopularniejszym systemem operacyjnym zasilającym smartfony. Znajduje się on na pokładzie urządzeń wielu producentów, wśród których do najważniejszych należą Samsung, HTC, LG i Sony. Tak więc, gdyby Nokia wybrała system z zielonym robotem w logo musiałaby konkurować z korporacjami zaprawionymi już w wytwarzaniu „słuchawek” z Androidem, nie posiadając karty przetargowej w postaci zupełnie innego systemu, który wielu użytkownikom może bardziej przypaść do gustu, a przynajmniej zaintrygować.

Jestem w stanie zaryzykować stwierdzenie, że w razie wyboru Androida Nokia nieustannie zbierałaby baty i jej przyszłość rysowałaby się w barwach zgoła różnych od świetlanych. Za poparcie mojego stanowiska niech posłuży przykład HTC, które 2 kwietnia 2012 roku wypuściło świetny telefon, One X. Był on absolutnym królem branży… przez niecałe 2 miesiące. Potem nadeszła premiera „trzeciego” Galaxy od Samsunga, który „posprzątał” na rynku smartfonów. Myślę, że na początek 2012 roku fiński producent nie byłby w stanie zaprezentować czegoś na poziomie One X, nie wspominając już o konkurowaniu z koreańskim gigantem.

Dopiero kilka miesięcy później Nokia wypuściła na rynek telefon, który nie stoi na straconej pozycji w porównaniu z topowymi sprzętami konkurencji. Mam tu na myśli Lumię 900 i późniejszą 920. Mimo, że wywarły one dosyć pozytywne wrażenie na użytkownikach i recenzentach i były chwalone za solidne wykonanie, do którego przyzwyczaiła nas Nokia, a także wygodną obsługę Windowsa, to nie odniosły spektakularnego sukcesu, gdyż posiadały jeden bardzo ważny element zaporowy – cenę, która wynosiła grubo ponad 2 tysiące i była nieadekwatna do oferowanych możliwości.

Wtedy firma zauważyła swoją szansę w tańszym segmencie inteligentnych telefonów, który w niedalekiej przyszłości planuje zasilić kolejnymi smartfonami z linii Lumii, oznaczonymi numerami 520 i 720. Często jednak zapomina się o wcześniej egzystującej w tej kategorii cenowej rodzinie telefonów Asha, kierowanych wg firmowej strategii do nabywców rezydujących w krajach rozwijających się. Co ciekawe, mimo że zostały one zaprezentowane już po ogłoszeniu współpracy Nokii z Microsoftem 11 lutego 2011, to nie zostały wyposażone w mobilny system Microsoftu, a  w Asha Touch, który niemal do złudzenia przypomina Symbiana, OS związany przez długie lata z fińskim producentem.

Linia Asha to jak na razie 14 urządzeń, które aby być jak najbliżej prawdy należy nazywać telefonami dotykowymi, a nie smartfonami. Spośród innych urządzeń wyróżniały je zadowalająca szybkość (szczególnie przeglądarki Nokia Xpress Browser), niewielki pobór energii, a także obsługa dwóch kart sim (w wybranych modelach). W tym miejscu warto również dodać, że nazwa tej linii jest nieprzypadkowa, gdyż  słowo „asha” tłumaczone z sanskrytu oznacza nadzieję. Czy jest to właśnie ta nadzieja na powrót do łask użytkowników, którą przyniósł ze sobą Stephen Elop?

Wydaje się, że ten właśnie segment telefonów powinien jak najmocniej angżować Nokię, gdyż jest on dla niej najbardziej opłacalny. Firma sprzedała w IV kwartale2012 roku 86,3 mln telefonów i tylko siedmioprocentowy wkład w tę liczbę miały smartfony. Czy to oznacza, że patrząc jedynie w rachunki księgowych korporacja powinna zaprzestać konkurowania w topowym przedziale cenowym najbardziej zaawansowanych urządzeń?

Zdecydowanie nie. Mimo iż sprzedaż inteligentnych telefonów w rzeczonym kwartale wyniosła tylko 6,6 mln urządzeń, to dało to wyraźny wzrost względem adekwatnego okresu roku ubiegłego - o 2,2 mln „słuchawek”. Mimo, iż te liczby wyglądają biednie gdy porówna się je np. z wynikami Apple (48,7 mln iPhonów), to tak naprawdę musimy pamiętać, że mamy do czynienia z firmą, która dopiero co wypuściła na rynek swoją pierwszą linię smartfonów napędzanych nowym systemem za swoich konkurentów mając zaprawione w wieloletnich smartfonowych bojach firmy.

Sytuacja na rynku stała się jeszcze bardziej ciekawa po zapowiedzeniu przez BlackBerry nowych telefonów z dziesiątą wersją ich autorskiego OSa na pokładzie. Do wyścigu włącza się więc kolejny gracz, który będzie starał się skraść klientów firmom obecnym na rynku. Jakie jest w tym wszystkim miejsce Nokii? Przede wszystkim, uważam, że aby mogła ona jeszcze kiedyś stać się numerem jeden, nie powinna zapominać o należytym wspieraniu urządzeń ze średniej i niskiej półki cenowej, gdyż to właśnie one zdają się być najbardziej atrakcyjne dla rosnących w szybkim tempie populacji krajów rozwijających się. Jak na razie firmie nie idzie najlepiej w segmencie topowych smartfonów, a jedynym rozwiązaniem tej sytuacji wydaje się być obniżenie cen, co może niekorzystnie odbić się na przychodach firmy, choć z drugiej strony powinno również wywołać zwiększenie popytu – wg najprymitywniejszego prawa ekonomii.

Z perspektywy czasu należy też pozytywnie ocenić rolę Stephena Elopa, który podźwignął Nokię z finansowego dołka i nadał kierunek w rozwoju w przyszłości. Niestety już teraz może on od niego nie zależeć, a duży wpływa na obrót fińskich spraw będzie miał Microsoft.

Foto 1, 2, 3, 4

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu