Smartfony

Choć te pomysły w smartfonach nie mają większego sensu, to klienci i tak dają się na nie nabrać

Mirosław Mazanec
Choć te pomysły w smartfonach nie mają większego sensu, to klienci i tak dają się na nie nabrać
21

Światełka bez sensu, olbrzymie dziury w wyświetlaczach, dokładane moduły – firmy łapią się różnych sposobów, by przyciągnąć klientów. Potrafią swoją porażkę przekuć w sukces, a najgorsze jest to, że dajemy się im wciąż nabierać.

Zacznę od najświeższej rzeczy. Od kilku dni jedna z moich dwóch kart tkwi w iPhone 14 Pro. Abstrahując od ceny, telefonu używa mi się bardzo przyjemnie. Płynność, bateria, zdjęcia – wszystko jest na świetnym poziomie. Ale cały czas nie mogę się nadziwić, jak dużo naczytałem się wcześniej o Dynamic Island. I jak bardzo ta dziura w ekranie jest dla mnie bez znaczenia.

Siła marki

To chyba najlepszy w ostatnim czasie przykład, jak można przekuć porażkę w sukces. Firma była krytykowana za stosowanie przestarzałego w wyglądzie notcha, a jego zmniejszenie niewiele zmieniło. Osobiście nie sądzę też, że kierownictwo Appla się tą krytyką w jakikolwiek sposób przejmowało. Ale po prostu musiało coś zmienić w wyglądzie telefonu, bo jednak ile razy można sprzedawać dokładnie to samo? Nawet cierpliwość fanatycznych klientów firmy ma jakieś granice.

Postanowiono więc zlikwidować notcha w modelach Pro i zamiast niego zrobić w wyświetlaczu dziurę. Sporej wielkości pastylkę, z którą użytkownicy Androida mieli już do czynienia dużo wcześniej i która w tym systemie zakończyła już raczej swój żywot.

W Apple to nowość, więc wokół niej stworzono cały marketing, usiłując wmówić klientom, że to epokowa zmiana. Muszę oddać firmie, że animacje pojawiające się np. podczas słuchania muzyki wyglądają ładnie. Ale czy dziura zmienia w jakikolwiek sposób to jak używam telefonu? Nie. Czy mi przeszkadza? Raczej tak. Zresztą podobnie jak notch. Androidowych dziur też nie lubię, ale z bólem serca muszę stwierdzić, że z tego wszystkiego są najlepsze, bo są po prostu najmniejsze.

Światełka do niczego

Przykład z kolejnych miesięcy to Nothing Phone. Światełka z tyłu sygnalizujące połączenie, powiadomienie czy ładowanie urządzenia, z perspektywy czasu wydają mi się najbardziej absurdalnym w tym roku pomysłem w świecie smartfonów. Wiem, bo używałem tego telefonu przez kilka tygodni. Diody nie przydały mi się ani razu. Dlaczego? Bo zawsze kładłem go na pleckach – tak jak robię w przypadku każdego telefonu, a nie na ekranie. Myślę, że podobnie postępuje 99 proc. użytkowników, którym jednak bardziej na sercu leżą ewentualne rysy na wyświetlaczu. A nie to, czy coś do nas zamruga. W końcu od czego jest popularne AoD?

Więc wszystko na czym Nothing budował przez długie miesiące swój marketing, z praktycznego punktu widzenia okazało się totalnie bezużyteczne.

A najśmieszniejsze w przypadku tego urządzenia jest to, że to bardzo dobry telefon. Dobrze działający, nieźle wyceniony, o co dziś bardzo trudno, świetnie wykonany. Korzystało mi się z niego bardzo przyjemnie. Tylko cały czas z tyłu głowy miałem to, że producent chciał mnie nabrać wmawiając, że światełka z tyłu zmienią sposób korzystania z tego urządzenia. Nie zmieniły.

Moduły, 3D, krzyże...

Takie wmawianie użytkownikom dziwnych potrzeb ma jednak bardzo długą tradycję. Przypomnijmy tylko śp. smartfonowy oddział LG. Wiele lat temu firma postanowiła stworzyć urządzenie składające się z modułów. To LG G5, flagowiec tego producenta z 2016 r. Można było wymienić w nim baterię, dołożyć moduł poprawiający obsługę aparatu i kolejny, poprawiający jakość dźwięku. Moduły pasujące do smartfona miały tworzyć też firmy zewnętrzne. Co z tego wyszło? Kolejny flagowiec, czyli G6 był już zupełnie zwyczajnym urządzeniem. A o modułach LG już więcej nie mówiło. Zresztą ta firma ma na swoim koncie więcej pomysłów, które miały zmienić  sposób używania przez nas smartfonów. Trójwymiarowy aparat z LG Swift 3D z 2011 r. czy telefon – krzyżak czyli LG Wing sprzed dwóch lat. Wypuszczony na rynek niedługo przed tym, gdy LG ogłosiło, że wycofuje się z produkcji smartfonów.

Moim zdanie to czego jej brakowało to po prostu… dobry telefon. Solidny, mocny zawodnik bez żadnych szaleństw, któremu zaufaliby klienci. Potem można próbować coś udziwniać, a tak wyglądało to jak budowanie wyszukanego budynku, w którym ktoś zapomniał o fundamentach.

W każdym z trzech przytoczonych przeze mnie przykładów udziwnienie wynika z czego innego. Apple jest za potężne żeby upaść (choć kiedyś o Nokii też tak mówiono), więc może w zasadzie robić co chce, klienci i tak to kupią. Poza tym ma fundamenty, bo abstrahując od dziur czy notchy jego smartfony są po prostu bardzo dobre. W dodatku są tylko częścią całego ekosystemu, działając w pojedynkę tracą wiele na atrakcyjności. Nothing szuka sposobu żeby się wyróżnić na zatłoczonym rynku, zobaczymy czy powstanie kolejny smartfon tego producenta. A LG przez lata poszukiwało sposobu by wyjść z cienia większego brata, czyli Samsunga. I jak widać, finalnie go nie znalazło.

Eksperymenty w tym biznesie bywają niebezpieczne i pozwolić sobie na nie mogą tylko najwięksi gracze. Inni mogą się na nich mocno sparzyć.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu