Tua – taką nazwę nosi ów pojazd. Powstał w rejonie Bari, czyli w południowej części kraju. Anonsowany jest jako pierwszy całkowicie włoski elektryk. Przyjmijmy, że to prawda. Intrygujące jest to, że taka maszyna nie zjechała z taśm produkcyjnych tamtejszego giganta motoryzacyjnego, czyli koncernu Fiat, lecz jest dziełem biznesu budowanego dość krótko i to nie przez specjalistów z tej dziedziny. Może to zapowiedź głębszych zmian? O tym jednak za chwilę.
Historia zaczyna się na początku bieżącej dekady, gdy w fabryce wózków przemysłowych podjęto decyzję o zakończeniu prac. Interes przynosił straty, był zadłużony. Z takim scenariuszem nie chciała się jednak pogodzić załoga, która rozpoczęła… okupację zakładu. Przepychanki trwały jakiś czas, aż pojawił się inwestor zza Oceanu. Porozumiał się z urzędnikami na szczeblu lokalnym i centralnym, wszystkie strony wyraziły chęć współpracy i podjęto decyzję o rozpoczęciu budowy auta elektrycznego.
Wspomniana Tua w dużej mierze wykonana jest z aluminium, ponoć waży zaledwie 600 kg, akumulator pozwala przejechać na jednym ładowaniu do 200 km. Ale jeśli o takim wyniku mówi się oficjalnie, zakładam, że w praktyce zasięg jest zauważalnie krótszy. Jeżeli wszytko pójdzie zgodnie z planem, za kilka kwartałów klienci będą mogli kupić niewielkiego elektryka, który w mieście powinien się sprawdzić całkiem nieźle. W efekcie kilkaset osób nadal będzie miało pracę. A gdyby samochód cieszył się popytem, biznes mógłby się rozwijać, pojawią się kolejne etaty.
Oto przykład ludzkiej determinacji. Nie ma siedzenia przed zakładem i bezproduktywnego narzekania – jest działanie. Jasne, musiał się pojawić inwestor, na rozwinięcie historii złożyło się wiele czynników, ale od czegoś musiało się zacząć. Nie twierdzę, przy tym, że historia skończy się szczęśliwie – na dobrą sprawę dopiero teraz przychodzi etap testu, okaże się, czy ta praca nie poszła na marne. Jednak w dobie rosnącego boomu na auta elektryczne, Tua może się okazać strzałem w dziesiątkę. Zaledwie wczoraj pisałem, że Tesla zaczyna stawiać ładowarki miejskie, a Chiny podejmują temat rezygnacji z samochodów z silnikami spalinowymi.
Ciekawe jest to, że te zmiany mogą namieszać na rynku motoryzacyjnym. Rozgłos zdobyła wspomniana już Tesla, ale to może być czubek góry lodowej. Przywołani Chińczycy chcą iść w tym kierunku m.in. po to, by zdobyć mocne miejsce na rynku moto, wywrócić stary porządek. Tutaj widzimy świeżaka z południa Włoch, który ciężko porównywać z koncernem z Turynu, lecz nie ma pewności, jak potoczą się losy obu tych firm. Można założyć, że nadchodzące zmiany wyrzucą z rynku część starej gwardii, jednocześnie o miejsce przy dzieleniu tortu upomną się inni. Czasem znani, lecz mniejsi, czasem zupełnie nowi. W tym kontekście nie dziwi, że Ursus wiąże spore nadzieje z rynkiem elektryków.
Dzisiaj czeka nas premiera jubileuszowego iPhone’a – mija dziesięć lat od wprowadzenia na rynek pierwszego smartfona z tej linii. Ta dekada oznaczała totalną zmianę na rynku mobilnym. W biznesie moto (r)ewolucja nie zajdzie tak szybko, lecz może być równie spektakularna. I ten sektor ma swoją Nokię czy Motorolę, także tu znajdziemy Apple i Samsunga. Powoli klaruje się, kto będzie kim…
Więcej z kategorii Ciekawostki:
- Jeśli brakowało Ci pralki dla słuchawek dousznych, już możesz ją kupić…
- Warto zadbać o oczy, szczególnie przy długim wpatrywaniu się w ekran
- Samsung pozwoli ci pobrać Androida na iPhone'a. Wystarczy kilka kliknięć
- Microsoft przekroczy kapitalizację 2 bilionów dolarów. I co z tego?
- "Gdzie potelepało"? Czyli: Islandia, trzęsienia ziemi, wulkan i aplikacja