Mawiają, że tylko krowa nie zmienia zdania. Krową nie jestem (chociaż kto wie, co dzieje się w alternatywnym świecie?), więc przyszedł czas na zmianę poglądów. Nie dotyczy to jednak polityki, etyki czy dumnie brzmiącej filozofii życiowej - chodzi o przyziemną sprawę: posiadanie odbiornika tv. Od kilku lat żyję bez tego sprzętu i jeszcze niedawno zakładałem, że tak zostanie. Mam tyle innych rozrywek, muszę dzielić między nie niewielką ilość wolnego czasu, więc brak tv uznawałem za błogosławieństwo. Przynajmniej do momentu, w którym przestałem go łączyć z telewizją.
Telewizor w domu? Zacytuję klasyka: panie, daj pan spokój. Wpatrywałem się w ekran tego urządzenia w domu rodzinnym, potem na studiach i krótko po nich. Następnie doszliśmy z konkubiną do wniosku, że czas powiedzieć "pas". Nie pamiętam, czy wynikało to z awarii odbiornika czy po prostu wyciągnęliśmy wtyczkę z gniazdka, ale efekt był taki, że z naszego życia zniknął pewien "mebel". Wynajmując kolejne mieszkanie poprosiliśmy właściciela, by usunął z lokalu sporych rozmiarów telewizor. Był trochę zdziwiony, bo uznawał go za atut podnoszący standard mieszkania, ale nie protestował.
Kolejnych kilka lat świetnie sobie radziliśmy bez tv. Cieszyliśmy się, bo wyżerające mózg programy nie marnowały naszego czasu, nie przykuwały uwagi serwisy informacyjne, kiepskiej jakości publicystyka i filmy przerywane pasmem reklam. Albo reklamy przerywane fragmentami filmu. Są książki, gry planszowe, prasa, puzzle, muzyka. Jest wreszcie sprzęt mobilny, w tym laptop, który zapewnia nie tylko dostęp do Sieci, ale też możliwość odtwarzania multimediów. Chcesz film czy serial? odpal VoD albo kup coś na płycie. Tak robiliśmy. Czy potrzebny mi telewizor? Odpowiedź nadal brzmiała "nie".
Nastąpiła kolejna przeprowadzka, tym razem "na swoje". Przy okazji projektowania czy wykańczania mieszkania pojawiało się pytanie o miejsce dla tv. Odpowiadaliśmy, że nie chcemy telewizora. Czasem wynikało z tego zdziwienie, czasem pełne zrozumienie. Bo nie jesteśmy wyjątkiem - znam sporo osób, które w swoich domach nie mają już tego urządzenia. Szkoda na nie czasu i zdrowia. Jest tyle przyjemniejszych sposobów na spędzanie wolnego czasu, niż siedzenie na kanapie i wpatrywanie się w ekran (w gruncie rzeczy, piszę ten tekst nocą wpatrując się w ekran - przewrotny los). I nagle coś się zmieniło.
Na dobrą sprawę, nie wiem, czy nastąpiło to nagle - taki proces "dojrzewania" trwa chyba dłużej. Bo dojrzałem do posiadania telewizora. Wiem, może to brzmieć kuriozalnie, ale tak stawiam sprawę. W końcu stwierdziłem, że nie ma sensu oglądać wartościowych filmów i seriali, naprawdę dobrych produkcji, wpatrując się w niewielki ekran komputera. Twórcy nie po to się starają czyniąc z nich czasem wizualne cuda, by potem barbarzyńca taki jak ja oglądał to na 15-calowym wyświetlaczu. Dlaczego właściwie mam się męczyć i oglądać filmy, koncerty, dokumenty czy nawet teledyski na komputerze? Przecież po to produkowane są telewizory, by sprawić człowiekowi przyjemność...
Doszedłem (doszliśmy) do etapu, w którym po pierwsze, zaczyna się doceniać wygodne rozwiązania, a po drugie, przestaje się łączyć telewizor z telewizją. Wiem, wielu z Was doszło do tego lata temu, to oczywista oczywistość, ale ja ciągle tłumaczyłem sobie, że odbiornik nie jest mi potrzebny. Wychodzi na to, że jednak jest. Bo przyjemniej będzie obejrzeć dobre kino na kilkudziesięciu calach. Postęp postępem, ale wygodna kanapa i słusznych rozmiarów sprzęt kilka metrów od oczu okazuje się sensownym i pożądanym rozwiązaniem.
W tym wszystkim obawiam się jednego: że w tle podczas pracy, gotowania czy domowych porządków jednak będzie odpalona telewizja. I będę się łapał na tym, że od dwóch godzin śledzę, jak ktoś szuka mieszkania w innym kraju, remontuje dom, licytuje magazyn albo łowi ryby. Cóż, pojawi się solidny sprawdzian dla siły woli...
Niedawno uruchomiliśmy serwis z Pracą w IT! Gorąco zachęcamy do przejrzenia najnowszych ofert pracy oraz profili pracodawców
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu